Czy was również denerwuje Giti? Ona jest taka sama jak jej ojciec, próbuje układać życie najbliższym, jest zamknięta na zmiany i strasznie ortodoksyjna. Kibicowałem jej w drugim sezonie (albo pierwszy to był?), kiedy to mąż ją zostawił i musiał radzić sobie sama. Z biegam akcji zaczynam jednak rozumieć jej męża, który był zmęczony tym życiem i potrzebował trochę wolności (nie popieram oczywiście zdrady małżeńskiej, lecz pojmuję, czego ten mężczyzna chciał).
I co się stało z tym dzieckiem, które Giti urodziła w drugim sezonie? Zgubiłem ten wątek. Oddali je tej zamożnej kobiecie?
Z dzieckiem o imieniu Zelig nic się nie stało, nie było przecież mowy o żadnym oddaniu go, tylko o nadaniu mu imienia, za które zapłaciła bogata wdowa.
SPOILER
Zelig jest z Gitti w ośrodku dla matek o zszarganych nerwach, potem razem z resztą pomieszkuje u dziadka, a potem normalnie jest częścią rodziny, na uroczystości przychodzą z wózkiem, Ruchami się z nim bawi podczas odwiedzin (nawet mówi, że bardzo urósł ostatnio).
KONIEC SPOILERA
Moim zdaniem małżeństwo Gitti to typowy przykład związku, w którym to co na początku było w partnerze najbardziej atrakcyjne z czasem staje się tym, co najbardziej przeszkadza. To że próbuje układać życie córce wynika chyba z tego, że w jej decyzjach widzi odbicie swoich z czasów młodości, które obecnie najprawdopodobniej uważa za niewłaściwe (stąd retrospekcje z okresu kiedy poznała Lipe).
Dziękuję za wyjaśnienie. Chyba pobieżnie oglądałem ten odcinek z wdową. Zapomniałem też, że pomiędzy drugim, a trzecim sezonem jest kilka lat różnicy (Zelig nie jest już niemowlakiem).
Związek Giti i Lippego ewidentnie potrzebuje pomocy, terapii. Możliwe, że zachowanie tej kobiety wobec innych i samej siebie jest wynikiem problemów w małżeństwie.
Wydaje mi się, że w tym środowisku ciężko mogłoby być z terapią. Ale nie znam się na ortodoksyjnym judaizmie, więc mogę się mylić.
Zaś co do denerwujących postaci, to kilka było takich, dla których moja sympatia mieszała się z antypatią w zależności od odcinka. Najczęściej irytował mnie Shulem (SPOILER: moja antypatia osiągnęła apogeum w momencie jego żebrów na przyznaniu nagrody dla syna). Ale w odcinku z prowadzeniem dzienniczka dla lekarza wzbudził moją sympatię.
Kive też miał swoje słabsze momenty.
Chyba tylko seniorki mnie nie denerwowały, czekałam z niecierpliwością na sceny z domu opieki.
Z pewnością byłoby ciężko z terapią w takim środowisku. Bez wątpienie wpływ na decyzje i zachowanie bohaterów miało otoczenie oraz zaborcza religia. Większość z nich miała jednak chwile zwątpienia, chciała uciec od tego choć na moment. Mi, jako agnostykowi, ciężko jest zrozumieć ten świat.
Mam podobne odczucia co do Shulema. Niekiedy było mi go żal, widać, że bał się samotności, lecz często był irytujący i zachowywał się irracjonalnie, np. podczas tego rozdania nagród. Przyniósł wtedy synowi duży wstyd.
U Akivy denerwowała mnie jego niepewność i częsta zmiana zdania. Kibicowałem mu zawsze, kiedy zdobywał się na odwagę przeciwstawić ojcu oraz własnym lękom.
Też lubiłem sceny z seniorkami. Babcia Shtisel ze swoim optymizmem do życia oraz jej ważna i nadąsana koleżanka były świetne.
Instnieja terapie w tym srodowisku ale ich baza jest Tora a prowadzacym Rabin.
Zeby zrozumiec zachowanie bohaterow trzeba rozumiec jak funkcjonuje to srodowisko. Proszenie o jalomuzne jest norma. Zachowanie Shulema z naszej perspektywy jest strasznie zalosne, dla niego ta nagroda byla glupia. Bo jak powiedzial w swoim "przemowieniu" sztuke wymyslili goje bo nie mala Tory.
Giti z kolei to moja ulubiona postac. Ma w sobie straszny konflikt, chciala zyc inaczej niz rodzice, troche weselej (inaczej nie wybralaby Lippe, ktory byl przeciez "huliganem") ale z drugiej strony to jedyna opcja jaka zna.
Ruchami z kolei wybrala kompletnie zdewocialego chlopaka ktory w niczym nie przypomina jej ojca. Ciekawa jestem jak ich zwiazek sie rozwinie :)
Dziękuję za wyjaśnienie.
Co do Ruchami to rzeczywiście jej wybór był dla mnie trochę zaskakujący, bo wcześniej miała taką fazę, gdzie sądziłam, że raczej pójdzie w stronę większej emancypacji (udawane palenie papierosów i (H)anna Karenina).
Na razie chyba jeszcze nie wiadomo, czy powstanie 4. sezon. Z jednej strony mam taką nadzieję, bo to najlepszy serial na Netflixie, jaki widziałam, ale z drugiej strony nie wiem, czy to byłoby to samo. Ostatni sezon kończył się w moim odczuciu w taki dość "zamykający" sposób.
Tak sobie myślę, że wybory Ruchami i ukrywanie wielu rzeczy przed mężem (3 sezon) to pokłosie obserwowania małżeństwa jej rodziców. A małżeństwo Giti, to tak jak ktoś tu wspomniał, zaczęła nienawidzić tego, co na początku podobało się jej w Lippe. No i Giti bardzo przypomina swojego ojca - jakby nie było, on też wtrącał się w jej życie. Ten serial to po prostu niesamowita opowieść o relacjach. Prawdziwa do szpiku kości. Dlatego tak bardzo porusza ludzi na całym świecie. Na YT jest fajny wywiad z aktorami grającymi Shulema, Giti i Akivę i tam prowadzący podkreśla fakt, że my jako ludzie, po prostu uwielbiamy historie o innych ludziach, o rodzinach, bo widzimy w nich.. siebie. Dlatego tak lubimy seriale :D