Długo czekałem by wsiąść do Snowpiercera, głównie ze względu na przewodni motyw pędzącej kolei jako arki ludzkości. Przyznaje jednak, że jak już zdecydowałem się na bilet, przeżyłem przez 2 pierwsze sezony bardzo wciągającą przygodę, że świetną grą zdecydowanej wiekszości aktorów. Większości bo patrzy się na nich znakomicie oprócz głównego aktora Laytona, który jest jak wyjęty z "M jak miłość" i doklejony na złość widzom. I tak gnamy sobie tym Snowpiercerem przez porywający pierwszy sezon, wpadamy w drugi i tu zaczynamy mieć pewne wątpliwości czy cała ta fabuła zaraz mocno się nie wykolei. Nie ma co jednak narzekać bo rozpędzeni nie powinniśmy za bardzo kręcić nosem lecz nagle docieramy do sezony nr 3. I moje pytanie brzmi: co tu się odj... znaczy stało. Szczególnie odcinek nr 7 Ouroboros to cios, po którym mało kto wstanie. Jeśli ktoś słania się po nim to ostatni odcinek może nie tak spektakularnie jak w Grze o Tron ale także sprowadzi go ponownie do pozycji leżącej. I mam mieszane uczucia czy cieszyć się czy smucić, że sezon 4 dopiero/już w 2023...