*uwaga małe spojlery*
Z miejsca mówie, że mogę czegoś nie rozumieć do końca bo pare szczegółów mi uciekło z głowy, ale czy tylko mi pomysł walki ze strażnikami od początku wydawał sie durny? NIe jestem w stanie wyobraźić sobie scenariusza, w którym grupa bojowników nieobeznana z militariami, mogłaby przejąć placówke, zabić liderów i utrzymać ją do przyjazdu najemników. Gi hun myślał że weźmie kilkunastu kolesi, da im karabiny i uda im się zniszczyć organizacje w którą zamieszane były ważne szychy z całego świata, a strażnicy którzy bronili wyspy byli w sumie prywatną armią. Od samego początku byłem przekonany że plan ten by strasznie głupi
Z mojej perspektywy był to wyłącznie akt desperacji — próba przejęcia kontroli, która, patrząc na ich możliwości, okazała się oczywistym błędem. Gi-Hun chciał jedynie wywołać chaos, by przerwać grę — bez większego planu. Dla mnie natomiast mniej sensu miał cały wątek detektywa Hwanga. Jego osobista historia nie została domknięta, a wręcz porzucona.