Oglądałem siłą rozpędu licząc, że się rozkręci, ale poddałem się gdy ekipa złożona z odrzutków (emerytka, ciężarna, maminsynek pewnie gej, trans i innowierca) przechodzi dalej dzięki sile przyjaźni niczym w My Little Pony. Po kolei postacie mają problem z zadaniem, leci jakaś płytka, jednozdaniowa motywacja od innego członka drużyny i magicznie zlecone wyzwanie staje się prościutkie.
Po wszystkim dostajemy jeszcze wykład jak ciężko być osobą transpłciową w społeczeństwie. Odcinek niczym szkolenie DEI...
Pamiętacie dzieci, nie należy dyskryminować kobiet (szczególnie w ciąży), osób innych wyzwań religijnych, trans oraz starszych.