...który swoją drogą uważam za dobry i najbardziej zaawansowany pod względem
technicznym w porównaniu z poprzednikami. Otóż, jak wiemy, podróż naszej załogi przez
Galaktykę była skutkiem fatalnej decyzji pani kapitan, która dla ochrony gatunku Ocampa
zniszczyła stację kosmiczną Opiekuna, aby ta nie dostała się w ręce Kazonów. Czy
naprawdę zniszczenie stacji musiało uniemożliwić Voyagerowi powrót do Federacji?
Wiadomo, że Opiekun tuż przed swoją śmiercią zainicjował sekwencję samozniszczenia
stacji, którą jednak udało się Tuvokowi zatrzymać po to, by z jej pomocą Voyager wrócił
do macierzystego kwadrantu. Janeway postanowiła jednak zniszczyć stację bez
zapewnienia sobie powrotu do domu. Tymczasem można było zniszczyć stację PO
powrocie do Kwadrantu Alfa. Wystarczyło zostawić w niej czasowe ładunki wybuchowe o
dużej mocy i nastawić je tak, by eksplodowały PO odlocie Voyagera. Jak to możliwe, że
ani Kapitan ani jej podwładni nie wpadli na ten pomysł? Dlaczego wojowniczy i gotowi
na wszystko Maquis nie zareagowali stanowczo na tę niemądrą decyzję pani kapitan (co
najwyżej B'Elanna podniosła protest)? Naprawdę dało się zniszczyć stację po
skorzystaniu z możliwości transportu za jej pomocą. Już pomijam fakt, że tym samym na
dzień dobry kapitan Janeway złamała I Dyrektywę. Poza tym, dlaczego Opiekun wymagał
zniszczenia stacji? Czy to polepszyłoby sytuację Ocampa? Przecież nie mając wsparcia
Opiekuna Ocampa i tak byli zagrożeni: czy ze stacją czy nie to i tak Kazoni na nich
czyhają. Mając stację Kazoni mogliby teoretycznie zmusić Ocampa do wyjścia na
powierzchnię planety i zniewolić ich, ale zniszczenie stacji niewiele polepsza sytuację
Ocampa. Jednakże największą słabością fabuły jest właśnie ta opisana wcześniej-
istniała możliwość powrotu do Federacji z równoczesnym zniszczeniem stacji,
tymczasem nikt na to nie wpadł.
Poprzedni post zawierał pewne błędy rzeczowe, więc powtarzam go po dokonaniu poprawek:
Jak wiemy, podróż naszej załogi przez Galaktykę była skutkiem fatalnej decyzji pani kapitan, która dla ochrony gatunku Ocampa
zniszczyła stację kosmiczną Opiekuna, aby ta nie dostała się w ręce Kazonów. Czy naprawdę zniszczenie stacji musiało uniemożliwić Voyagerowi powrót do Federacji? Wiadomo, że Opiekun tuż przed swoją śmiercią zainicjował sekwencję samozniszczenia
stacji, która jednak została zatrzymana wskutek uszkodzenia stacji przez wrak statku Kazonów. W tym momencie powrót do Kwadrantu Alfa był jeszcze możliwy, jedynie potrzeba było kilku godzin na uruchomienie mechanizmu, który by przesłał Voyagera w pierwotne miejsce. Wrak stacji nadal był pewnie do tego zdolny. Janeway postanowiła jednak zniszczyć wrak bez zapewnienia sobie powrotu do domu. Tymczasem można było zniszczyć stację PO powrocie do Kwadrantu Alfa. Wystarczyło zostawić w niej czasowe ładunki wybuchowe o dużej mocy i nastawić je tak, by eksplodowały PO odlocie Voyagera. Jak to możliwe, że ani Kapitan ani jej podwładni nie wpadli na ten pomysł? Dlaczego wojowniczy i gotowi na wszystko Maquis nie zareagowali stanowczo na tę niemądrą decyzję pani kapitan (co najwyżej B'Elanna podniosła protest)? Naprawdę dało się zniszczyć stację po skorzystaniu z możliwości transportu za jej pomocą. Już pomijam fakt, że tym samym na dzień dobry kapitan Janeway złamała I Dyrektywę. Poza tym, dlaczego Opiekun wymagał
zniszczenia stacji? Czy to polepszyłoby sytuację Ocampa? Przecież nie mając wsparcia Opiekuna Ocampa i tak byli zagrożeni: czy ze stacją czy nie to i tak Kazoni na nich czyhają. Mając stację Kazoni mogliby teoretycznie zmusić Ocampa do wyjścia na powierzchnię planety i zniewolić ich, ale zniszczenie stacji niewiele polepsza sytuację Ocampa. Jednakże największą słabością fabuły jest właśnie ta opisana wcześniej- istniała możliwość powrotu do Federacji z równoczesnym zniszczeniem stacji, yymczasem nikt na to nie wpadł.
Problemem byli nadlatujący Kazoni ze znaczą przewagą liczebną. Pamiętam, że na początku oni atakowali VOY'a nawet wtedy, gdy chcieli przenieść się z powrotem na Stację Opiekuna, by odnaleźć dwoje zaginionych (Kim & B'Elana). Gdy VOY w końcu zniszczył ich statek (Chakotay poświęcił swój statek) mieli dosłownie minuty przez przylotem kolejnych trzech. Dodając do tego brak wiedzy JAK mogą wykorzystać tą technologię do powrotu do domu (Opiekun kilkakrotnie stwierdził, że jest to bardzo skomplikowane), otrzymujemy powody takiej a nie innej decyzji Kapitan. Jeżeli chodzi o samą Stację Opiekuna - on nie chciał aby jej TECHNOLOGIA dostała się w ręce Kazonów, ponieważ to poważnie zakłóciłoby równowagę sil w całym kwadrancie i zagroziłoby O'campa - Kazoni mogliby z jej pomocą PRZEBIĆ pole chroniące O'campa - bez niej nie byli w stanie tego zrobić.
Ja tak to przynajmniej widzę ;)
Swoją przygodę z "Voyagerem" rozpocząłem od drugiego sezonu. Skończyłem wszystkie i teraz oglądam pierwszy. Analizuję sytuację z pierwszych dwóch odcinków i tam Tuvok pyta kapitan, czy ma uruchomić program stacji, by ten przesłał ich z powrotem do Federacji. Janeway odmawia "bo co będzie z Ocampa". Tuvok daremnie tłumaczy jej, że ratując Ocampa naruszają równowagę sił w systemie i tym samym naruszają Pierwszą Dyrektywę. Ucieczka do macierzystego kwadrantu była zatem możliwa, a jedynie kwestia Ocampa zatrzymała Janeway i jej załogę. Można jednak było zniszczyć stację bez konieczności pozostania w Kwadrancie Delta- zresztą w ostatnim odcinku Voyager ucieka dzięki instalacji Borga, niszcząc ją przy okazji. Co prawda, stacja Opiekuna została poważnie uszkodzona wskutek zderzenia z wrakiem statku Kazonów (który to statek staranował był swoim pojazdem Chakotay), przez co uruchomiona przez Opiekuna autodestrukcja została wyłączona, ale jednak ze słów Tuvoka wynika, że system nadal działał i teoretycznie szybki powrót był możliwy. Być może jednak było za mało czasu, bo Kazoni nadciągali z posiłkami, ale jednak należało chociaż rozważyć taką opcję, by przesłać na pokład stacji odpowiednio silny ładunek, który eksplodowałby w chwili, gdy Voyager będzie już bezpieczny w naszej części galaktyki. Oczywiście, program Stacji pewnie jednak nie zadziałałby wskutek jej uszkodzenia przez wrak, ale dziwi mnie, że nikt chociaż nie wpadł na tak prosty i zasadniczo bezpieczny pomysł. Nie takie zresztą "akcje" Janeway odstawiała potem, wespół ze swoją załogą. Tak, czy inaczej, uratowanie Ocampa nie musiało wykluczać powrotu Voyagera do domu.
Stary o czym ty w ogóle tu rozprawiasz,tak podchodząc do rzeczy można w każdym odcinku doszukać sie czegoś tu chodzi o wspaniałe przesłanie jakie niesie ze sobą ten serial i niezapomnianą przygodę jaką ja osobiście przeżyłem z załogą.Następnym razem zacznij od początku, przestań analizować wszystko i rozkoszuj sie światem ST.
Rozkoszuję się, ale Star Trek przyzwyczaił mnie właśnie do pewnego rodzaju realizmu. Można było zachować przesłanie serialu, ale tę wątpliwość ominąć. Tłumaczę to sobie jedynie tym, że uszkodzona stacja Opiekuna i tak pewnie nie byłaby w stanie przenieść załogi do domu. Mimo to jednak, może razić płytkie myślenie Janeway i załogi.
Mniejsza z zachowaniem kapitanki. Ten cały pomysł z opiekunem jest bezsensowny.
Jest jedno bardzo logiczne wyjaśnienie całej tej fabuły. Jak by podłożyli bomby z opóźnieniem i wrócili do domy, to... serial skończył by się na samym początku :) Dla mnie to jest wystarczająca logika.
A po za tym skąd wiecie, że gdzieś w kosmosie nie ma takiego opiekuna, Kazonów, Ocampa itp?
Ktoś kiedyś powiedział, że kosmos jest tak wielki, że wszystko, co człowiek jest w stanie wymyślić, gdzieś w kosmosie na pewno istnieje.
Zobaczcie sobie ten filmik. Na prawdę robi wrażenie:
https://www.youtube.com/watch?v=yUbqrMAx2Tw
Ależ nie chodzi o to, że pomysł Opiekuna jest niezgodny z naszą wizją Wszechświata. Chodzi tylko o użycie tego motywu fabularnego. Zagubienie się Voyagera w odległym kwadrancie można było po prostu wywołać inaczej. Po prostu nie przekonuje mnie chory idealizm Janeway, która poświęca los załogi w imię Pierwszej Dyrektywy, choć właściwie w ten sposób ją łamie.