Policzek dla fanów Star Treka. Słaba gra aktorska, powielanie pomysłów i pokręcona wizja życia na statku.
zapomniałeś/aś dodać ze w twojej subiektywnej opinii,która de facto i tak nie jest twoja :)
Serial nie jest aż taki zły :).To mój drugi Trek.Piewrszy był DS9.Dzisaj własnie po kilku miesiącach przerwy skończyłem 7 sezon.Serial,ma sporo minusów,znajdzie się trochę odcinków nudnych nawet bardzo,nie zbyt ciekawe postacie w porównaniu do wspaniałego DS9,techno bełkot straszny,Ale idzie obejrzeć.Mocna 7.
zabrałem się po obejrzeniu całej serii TNG, który mimo że starszy, to jednak był znacznie ciekawszy, może stąd tak negatywna opinia. Jestem na początku czwartego sezonu i nie mam ochoty dalej oglądać.
Zgadzam się z założycielem tematu, że to najsłabszy ze wszystkich Star Treków (ale nie widziałam jeszcze Enterprise, a to ponoć dopiero jest nędza), ale jak ogląda się go zaraz po DS9 to ma się podwyższone wymagania.
Słabością tej części są kiepsko napisane postaci. Kes (najgorzej napisany charakter w Star Treku ever), Tom Paris, Harry Kim, B'Elanna Torres to charaktery płaskie, jednowymiarowe, bez których obecności człowiek nie odczuł by żadnej straty. To dużo jak na pierwszoplanowe postaci. Na początki nie mogłam jeszcze znieść Neelixa. Odbierałam go jako dodanego kosmicznego głupka (coś jak Jar Jar Binks w Gwiezdnych wojnach), ale jego charakter jednak się wyrabia, nabiera głębi i robi się naprawdę zabawny.
Kolejny minus to brak głębszego podłoża że tak powiem górnolotnie filozoficznego. Mnóstwo pieprzenia o pierwszej dyrektywie, ale w zasadzie nic za tym nie stoi. Współpraca dobrze, konkurencja źle, gadanie jak do dzieci w przedszkolu (bardzo dobrze tę naiwność widać w odcinku The Void 7x15).
Jest jeszcze wiele minusów, ale generalnie jak przebrnie się do końcówki 2 sezonu to da się to oglądać bez poczucia zażenowania (i omijać szerokim łukiem polski dubbing).
Polski dubbing to ogólnie nedza w kazdym filmie ,ale w star treku voyager to przeszli samych siebie. Ewa Kania jako Janeway to juz sie słuchac nie da. Zmasakrowała te postac. Dla mnie Voy troche sie wyrobil po 3 sezonie. 5 i 6 najlepszy ,ale calosc i tak duzo slabsza scenariuszowo jesli idzie o logike niz TNG i DS9.
Całkowicie się zgadzam, widziałem wszystko poza DS9 co nadrobię w najbliższym czasie i Voyager ustępuje im pod każdym względem. Totalnie zmasakrowano potencjał jaki tkwił w pomyśle fabuły, spłycono całkiem ciekawe postacie takie jak Doktor, Tuvok, Neelix czy Paris. Czasami miałem wrażenie, że oglądam jakąś powiastkę dla przedszkolaków. Mało prawdziwego, soczystego scenariusza, mnóstwo mdłych, nijakich scenek nie wnoszących niczego do fabuły, brak pomysłów na rozwinięcie serii. Brniemy przez te odcinki jak mucha w smole, w zasadzie niewiele straciłoby się oglądając tylko te kluczowe, które można policzyć na placach dwóch rąk ( na 7!!!!! sezonów) Nędza, gdyby nie Doktor czy 7 z 9 nie wiem czy dałbym radę przez to przebrnąć. 5 na 10 to max co mogę temu serialowi dać. Poza tym zakończenie to nędzna kalka zakończenia TNG oraz Nemesis. Temu serialowi już dziękuję, bynajmniej nie serdecznie.
ja nie traktuję ST w kategorii słaby-dobry. obejrzałem cały TOS, cały TNG, teraz jestem na początku 7sezonu Voyagera. Odpuściłem na razie Animowaną Serię. I każda z serii to ten sam poziom, a różnice -w subiektywnej ocenie - wynikają z sentymentu do danej serii, czy postaci. Czemu zacząłem oglądać ST? Ponieważ chcę mieć czyste sumienie =) Dla mnie nie jest ważne, że nie pamiętam praktycznie żadnego odcinka z TOS, czy TNG i raczej nie zapamiętam nic z tej serii. Będę pamiętał schematy, postaci, które mimo że raczej z drugiej czy trzeciej ligi aktorów, stoją na wysokości zadania. Przymykam oko na głupi gest ręką Pickarda, gdy rozkazywał lot naprzód, głupie miny jego Rikera i jego stawanie jedną nogą na jakimś podwyższeniu. Pomijam te śmieszne stroje, gadanie do blaszki, choć w scenie wszyscy słyszą głos przestrzenny. Wszystko to zwalam na niskobudżetowość każdej serii i umowność oraz uproszczenia z tego wynikające. Nie przywiązuje wagi do tego, że przyszłość pokazana w star trekach jest płytka, że statki w XXII wieku mają na pulpitach pokrętła, że na monitorach albo pojawiają się jakieś zygzaki albo potem na ekranach dotykowych "przyciski", a ekipa potrafi z tego wyczarować rozwiązania, programować, łamać zabezpieczenia. Pomijam w końcu fakt, że 99% ras z kosmosu, to humanoidzi z deformacjami twarzy. Oglądam tak jak powinienem - jak tasiemiec, który prowadzi do końca.
Czy postaci są spłycone? a czy w TNG i ToS, były rozbudowane? Nie róbcie jaj. w Voyagerze jest przyjaźń kapitan i 1-ego oficera, romans Belanny i Toma, Neelix cośtam czuł do Kes, 7z9 zaczyna być bardziej ludzka niż mechaniczna. Czy Tuvok różni się bardzo od Spocka? To samo bezpłciowe logiczne myślenie. Jaką głębię mieli Kirk, McCoy, Scotty? Ich głębie widzimy raczej przez pryzmat pełnometrażowych filmów, gdzie fabuła była bardziej rozbudowana niż w odcinkach, przez co mogliśmy się bardziej z nimi utożsamić. To samo jest w TNG - niby Riker z betazoidką coś do siebie czują, ale cała reszta to raczej płytka głębia. Ale ogląda się to całkiem nieźle, jeśli tylko przyjmie się założenie, że 25 czy 50 lat temu środki do zrobienia dobrego serialu były znikome i wiele trzeba było pozostawić improwizacji i umowności
Umowność mi nie przeszkadza i nigdy nie przeszkadzała w Star Trekach, też zrzucam to na kark budżetu. Na serio chodzi o coś zupełnie innego. Porównaj sobie tę serię chociażby do DS9. Obie serie zresztą są oparte na mitach nazwijmy je śródziemnomorskimi. DS9 to mit o Mojżeszu, który wyprowadza lud z niewoli do wolności, a drugi to mit o Odyseuszu, który ma za zadanie doprowadzić siebie i załogę swojego statku do domu. Oba koncepty są świetne i z obu serie się wywiązują, ale DS9 robi lepszą robotę że tak powiem, po drodze.
W DS9 był chyba najlepszy czarny charakter w historii telewizyjnej rozrywki w ogóle (chodzi oczywiście o Gul Dukata), pokazany wielostronnie, momentami można był się nawet z niektórymi rzeczami z nim zgodzić; kolejna- szpieg ze swoją "podwójną" naturą, a nie przyjemniaczek rodem z Jamesa Bonda, mechanizmy fanatyzmu religijnego (Kai Winn) i wiele naprawdę ciężkich rzeczy, a przy tym będącym na serio przyjemnym serialem rozrywkowym.
Co się tyczy oryginalnej serii, nie będę się spierać, bo ona dziś nawet dla mnie jest nieoglądalna, ale Następnego Pokolenia będę bronić. Tam nie tylko postaci są świetnie zarysowane, ale i relacje miedzy nimi. Kapitan, w przeciwieństwie do kosmicznego kowboja jakim był Kirk, to opanowany, wręcz sztywny gość, ukrywający emocje, a jednocześnie mający za doradcę kogoś, kto potrafi je czytać. Jednocześnie wykształcony, z wrażliwością "humanistyczną". pełen szacunku dla życia w każdej postaci i odmiennych kultur. Jego relacje z każdym jednym członkiem załogi są unikalne (ja najbardziej lubię linię Pikard - Worf).
Nie twierdzę, że Voyager w ogóle tego nie ma, bo Janeway czy Siedem z Dziewięciu to świetnie napisane postaci, ale otoczone bandą "bezpłciowców", dlatego to się rozmywa.
Piszesz "pokręcona" zupełnie jakbyś miał problem z wyobraźnią. Star Trek całe jest "pokręcone", jak cały gatunek sci-fi, ograniczony jedynie wyobraźnią twórców.
"Policzek dla fanów Star Treka" - pisz za siebie, jestem fanem i uważam serial za godnego Star Treka, z pewnością bardziej niż DS9. DS9 z czasem robi się zwyczajnie nudny, bo wszystko dzieje się na pokładzie jednej stacji, a akcję napędzają najbardziej akcje z Ferengi. Sam pomysł aby całą serię osadzić wokół pojedynczego konfliktu międzygatunkowego był ryzykowny, bo Star Trek nie znosi sztywnych ram. Voyager za to ma genialną fabułę, skok w odległy rejon galaktyki i żmudny powrót załogi, napotykającej po drodze mnóstwo wyzwań i niebezpieczeństw. Oraz ciekawych ras, z którymi kontakty międzykulturowe są kwintesencją serii. To co się nie do końca udało, to odcinki nudnawe, gdzie niewiele się dzieje, a np. ktoś wspomina swoje dzieciństwo, albo zepsuł się moduł holodeku, tudzież trochę kiepskawe jak na dzień dzisiejszy efekty specjalne.
Jeden ze słabszych treków. Najwyższy poziom to jednak TNG i DS9 . Voyager to już naśladowanie TNG ,ale czasem nieudolne, w scenariuszu dużo nielogiczności , dziwnych decyzji załogi w tym kapitan .
Dodatkowo polską wersje Voyagera zabiła polska wersja językowa. Dubbing szczególnie Ewa Kania - ta kobieta z tak brzmiącym głosem powinna mieć zakaz bycia aktorką i lektorką, brzmi beznadziejnie.Kate Mulgrew miała fajny głos , brzmienie , Kania porażka. Dużo lepiej oglądało się z napisami jak można było słyszeć orginalne głosy aktorów.
Sam scenariusz Voyagera niedopracowany ,ale można oglądnąć szczególnie fani serii powinni. To co później zrobiono z trekiem i jak zaprzedano jego ducha kasie to już woła o pomstę na twórcach, kimkolwiek by nie byli i z jakiej wytwórni.
Jeśli chodzi o polski dubbing w filmach czy serialach, to ja unikam go jak ognia. Podkładane głosy przeważnie zawsze nie pasują do postaci. Voyagera polecam oglądać na Netflixie, jest tam wybór pomiędzy lektorem lub napisami.