"Strażnik Teksasu" to praktycznie serial mojego dzieciństwa (i życia), uwielbiam każdy odcinek, z drobnymi wyjątkami, lecz serial ten ma moim zdaniem jedną niemałą wadę: praktycznie wszystkie odcinki kończą się tak, iż po pokonaniu i pojmaniu przestępcy fabuła jest uznana w 100%-ach za zakończoną, a akcja przenosi się do baru CD-iego, żadnych elementów typu: rozprawa sądowa, daremne próby wywinięcia się, upokorzenie cwanego przestępcy itp. W serialu karą każdego zbrodniarza jest dostanie po pysku od Walkera i nic więcej. Owszem, są przesłuchania, ale tylko świadków, główny, najgroźniejszy bandyta: próbuje zwiać, zostaje złapany i ot jego kara.
jestem ciekawa tych wyjątków :) :)
co do pozostałych Twoich "ale" - serial nie był serialem sądowym, tylko serialem akcji
więc nie chodziło w nim o ukaranie winnego na sali sądowej, ale właśnie o złapanie i wsadzenie za kratki
musisz jednak pamiętać, że rozprawy się zdarzały, choć były raczej tłem całej fabuły.
patrz odcinek "Texas vs. Cahill", "Odkupienie", "Legendy", "Na Linii ognia", "Powrót LaRue", "In a harm's way" itp.
Takim głównym wyjątkiem jest np. "Children of Halloween", lecz tak jak mówiłem: to na prawdę tylko wyjątki ;) Powiem tak: skoro w serialu chodziło tylko o złapanie przestępcy to równie dobrze można by w nim pominąć sceny, w których ktoś dopuszcza się przestępstwa (na szczęście tego nie zrobiono) bo przecież Walker to strażnik Teksasu, a w serialu chodzi tylko o złapanie... Serial może i nie jest faktycznie jakimś sądowym, lecz po prostu brakuje mi w nim scen zwieńczających procesy pogoni i złapania przestępców, a raczej nie były by to sceny na osobny odcinek lecz może na parę minut. Poza tym mimo, że nie jest to serial sądowy (aczkolwiek, przecież, z gatunku kryminalnych), ale też i nie familijny, jednak odcinki kończą się spotkaniem w barze i sympatyczną rozmową co powoduje, że koniec niemal każdego odcinka jest praktycznie z góry znany (co też, wg mnie, jest trochę nudne)
nie wiem, czy wiesz, ale odcinek "Children of Halloween" był bezpośrednim nawiązaniem do początków współpracy Norrisa i Wilson - scena na cmentarzu odwoływała się do filmu "Hellbound", który był kręcony kilka miesięcy przed wypuszczeniem pilotowych odcinków "Strażnika" w 1993 roku.
jak napisałam - to był serial akcji, więc zbrodnia + pościg i złapanie idą w parze z tym tematem. sala sądowa - już nie koniecznie.
jeśli w tym wypadku by tak było, to Walker musiałby zostać lejącym po mordach prokuratorem.
Niestety (tak, niestety) - z biegiem czasu Norris sam "załagodził" serial, robiąc go bardziej przystępnym dla całej rodziny - choć, jak pisałeś, "Strażnik" nie był serialem familijnym, ale jednak ilość oglądających zwiększała się, gdy robili z tego "lżejszą papkę" i częściej oglądały go kobiety.
co do zakończeń w barze - były one niezwykle częste - ale takie zakończenia miały swoją rolę
ich zadaniem było, aby widz na koniec się uśmiechnął i mile wspominał to, co obejrzał, a potem chciał wrócić przy następnym odcinku.
kilka odcinków kończyło się clifhangerem, kilka skończyło się "w miejscu rozwiązania przestępstwa" lub w kwaterze Strażników.
niemniej prawie każdy kończył się tak, aby widz mógł "usiąść z bohaterami" i raze z nimi zakończyć sprawę. ;)
Co do powyższego odcinka to nie wątpię, lecz tak jak wspominałem: to satanistyczne podłoże po prostu odbierało mi smak tego serialu. Nie wiem, może innym się to okropnie podobało, mi w każdym razie nie ;)
Poza odcinkami w stylu "to be continued" to odcinki faktycznie fajnie się kończyły, choć mi, tak jak wspominałem, brakowało tej "wisienki na torcie" którą było by ukaranie przestępców czymś więcej niż położeniem na ziemi :P Ale myślę, że przyznasz, że temat chili CD-iego w co drugim odcinku trochę zaczynał nudzić. Poza tym te końcówki, niejednokrotnie komiczne, mi też się bardzo podobały :)
szczerze - ja to bym chętnie takie chilli wtranżoliła -
mam marzenie pozwiedzać kiedyś Dallas i Forth Worth - czyli miejsca akcji serialu
przez pandemię niestety wszystko mi się posypało
ale co się odwlecze, to nie uciecze
z Norrisem się spotkałam, z Gilyardem się spotkałam, została mi Wilson i wycieczka po Dallas
także wszystko do zrobienia.
a co do braków- mi brakowało więcej romansu - niby chcieli poszerzyć widownię robiąc serial bardziej "przystępnym dla kobiet" - a o najlepszej metodzie (zwiększeniu ilości romansu) nie pomyśleli...
;)
Może i dobrze, że nie pomyśleli bo to miał być serial akcji/kryminalny, a nie opera mydlana czy jakaś telenowela :D choć mimo to i tak chwile romansu były, pomijając Walkera i panią prokurator, to Frank i Sydney wg mnie trochę z sobą flirtowali, Trivette'ovi podobały się czasem jakieś damy, lecz tak jak mówię: dobrze, że z umiarkowaniem bo z fajnego serialu zrobili by brazylijskie romansidło, a śmiem przypuszczać, że nie to było głównym motywem tego serialu ;) fajnie, że trochę jest, ale dobrze, że nie za dużo takich wątków.
nie miałam na myśli romansidła w stylu opery mydlanej - żeby była jasność hahaha
ale raczej właśnie trochę więcej romansu po stronie Trivette'a, plus trochę rozwinięcie wątku Walkera i Alex,
Gage'a i Sidney niezbyt lubiłam - miejscami mnie denerwowali XD - on taki trochę "wyciosany", sztywny, a ona nudna.
Serial za bardzo ciągneli widac że następne sezony były na siłe kręcone .Wogóle szkoda że niektóre odcinki nie były kręcone po za Dallas.np w Ny jedyny chyba ep to w Meksyku oraz Miami.
I moim zdaniem za dużo wątków religijinych było jakoś mi to nie pasowalo do serialu.