Nie podoba mi się w jakim kierunku to wszystko poszło. Mam wrażenie, że grupa docelowa serialu poszła w dół o kilka lat. Wmieszanie rosjan w to wszystko i super-tajna baza którą infiltruje młodzież - to dobre w filmach dla dzieci i tych kiczowatych o super bohaterach. Policjant zamienił się w Jamesa Bonda z partnerka u boku, którzy zabijają razem wielu złych komunistów. Chyba komuś coś tu się pomieszało. Sam pomysł uber bazy głęboko ukrytej pod ziemią z dziesiątkami ruskich na terytorium USA... to naprawdę powinno się nazywać "Nieślubne dzieci Bonda w akcji" czy coś takiego. Wydawało mi się, że to serial o zwykłych ludziach uwikłanych w 'stranger things'. Ten sezon upłynął też pod znakiem kłótni o "moją rację" i ciągłe odbijania piłeczki między bohaterami. Kłócą się wszyscy - dorośli oraz dzieci i to strasznie męczące. Już po którejś takiej scenie miałem dość słuchania o tym, że to ja mam rację i dlaczego. Naprawdę nie wiem czy był tam ktoś stabilny emocjonalnie, może jedynie ten mąż pod pantoflem, co go żona chcę zdradzić z Billym.
Gościu trzeba znać umiar. W dwóch poprzednich sezonach było to zrealizowane ze smakiem. Dzieciaki byli tylko dzieciakami (oprócz eleven), a policjant był tylko policjantem, a nie Bondem zabijającym 4 ludzi serią z kałacha. Według mnie przesadzili, w ogóle nie kupuję motywu z sowietami.
Według mnie Hopper od samego początku był kreowany na sku.rw.ysyna, który nie pier.doli się w tańcu. Stracił córkę, więc już nic gorszego go nie czeka. Nie zdziwiłbym się jakby w 4 sezonie powrócił z metalową łapą jak bionic commando.
właśnie rozwala mnie, że ludzie narzekają, że w serialu pastiszującym lata 80. pastiszuje się lata 80. xd ale trzeba przyznać, że wątek Sowietów dość ryzykownie dorzucony, mogło się to nie kleić. na szczęście wyszło bardzo ok :)
Akurat wątek sowietów i podziemnej bazy wcale nie był taki nierealny. Inna sprawa, że twórcy trochę nie zadbali o szczegóły (np. to, że Rosjanie mówią tylko po rosyjsku i używają ogólnych kanałów do komunikacji). No i ten niezniszczalny zabójca był mocno przesadzony (no ale może to wpływ kina z lat 80-tych). Nie spodobał mi się pomysł przeniesienia uwagi na kilka grup bohaterów. O ile grupa Dustina i grupa El ok., to już wątek Hoopera i Joyce był po prostu męczący. Do tego te ciągłe kłótnie, który niby miały budować erotyczne napięcie były bez sensu (chociaż akurat David Harbour grał tu całkiem dobrze). Mocno rozczarował mnie też sam finał – nie rozumiem dlaczego, po pierwsze, ta maszyna nie zatrzymała się kiedy ten Rosjanin wpadł na nią, a po drugie dlaczego Hooper nie wrócił do sterowni żeby wyłączyć urządzenie z Joyce skoro miał czas żeby stać i się jej przyglądać (wiem, ze tego wymagał scenariusz, ale to po prostu głupie).
Maszyna się nie zatrzymała bo pewnie to była większa moc jak w takiej maszynie co gałęzie na wiór przerabia a czemu hooper stał i się na nią patrzył bo ten prąd czy kij wie jak to nazwać mu zagrodził droge. Jedynie czego tu nie rozumiem że ta kobieta miała czas żeby pasek przywiązać do jednego kluczyka i się gimnastykować i jeszcze na koniec patrzeć na hoopera a nie miała czasu wziąć karabinu i zastrzelić ruska (w tym czasie by jeszcze mieli okazję na całowanie się xd) .