Drugi sezon utwierdza mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z najlepszą rzeczą w TV od czasu Domu Jana Łomnickiego (że sobie tak pozwolę na takie porównanie). Kurcze, gdybym miał czas to zabrałbym się za książkę. I proszę, przestańcie niektórzy (bo już i takie rzeczy na forach czytywałem) że to PiSowski film Jacka Kurskiego. Gdyby ktoś nie wiedział, to ta idea zrodziła się w głowie niejakiej Ałbeny Grabowskiej.
Proponuję poczytać Wańkowicza i przeczytać chociażby „Chłopki”, żeby ocenić „prawdę historyczną” w tym filmie. Pierwszy i drugi sezon to jest współczesna i mało wiarygodna fantazja na temat obyczajowości w tamtej epoce.
I to jest, niestety, bzdura i zupełnie nietrafione porównanie. Bo ten film przedstawia współczesną obyczajowość, tyle że ubraną w kostiumy. Jako taki, uważam, wyrządza więcej szkody, niż daje pożytku. Im dłużej oglądam, tym bardziej jestem zawiedziona. Scenarzyści nie mają pojęcia o historii? Nie rozumiem konwencji - jeśli to ma być film o współczesnej obyczajowości, to po co te kostiumy?
Może Ci scenarzyści po prostu nie znają Wańkowicza, którego stawiasz tu xa autorytet. Równie dobrze mogłaby to być zupełnie inna osoba z akurat swoim punktem widzenia odnośnie tej historii niekoniecznie zbieżnym z punktem widzenia Wańkowicza
Nie, tu zupełnie nie o to chodzi, że oni nie znają Wańkowicza i że ja go stawiam za wzór. Chodzi o to, że lektura chociażby Wańkowicza pozwala zrozumieć, że ówczesna obyczajowość była zupełnie inna, nikt nie wyrażał uczuć spontanicznie, chodziło się wyłącznie pod rękę, a nie za rękę, ludzie byli bardzo powściągliwi w okazywaniu emocji, zwłaszcza publicznie, małżeństwa były aranżowane przez swatów i rodziców itd., a poza tym jest tam trochę błędów językowych i mało prawdopodobnych motywów, przez co pierwszy i drugi sezon mnie nie przekonuje i będę przy tym obstawać. Jeśli film ma być oszustwem, to twórcom nie udało się mnie oszukać, bo ciągle ich przyłapuję na drobnych przekłamaniach i sprzeniewierzeniach epoce. ALE: chcę podkreślić, że od trzeciego sezonu dałam się oszukać i wsiąkłam. Scenariusz jest lepszy, bardziej przekonujący, padają miejscami świetne teksty i przede wszystkim gra aktorska jest znakomita. Barbara Wypych i Jan Wieczorkowski w roli seniorów są wspaniali. Mam zastrzeżenia do przedstawienia obyczajowości w pierwszym i drugim sezonie, bo to mocno nieprawdziwy obraz, po drugie świadczy albo o nieznajomości realiów, albo o świadomym ich wypaczeniu, co mnie zgrzyta.
A powyższy komentarz świadczy dokładnie o tym samym: o nieznajomości obyczajowości w epoce, o Wańkowiczu nie wspominając. Wańkowicz nie miał w tej kwestii jakiegoś szczególnego poglądu, który mógłby być rozbieżny z poglądami kogoś innego. Chodzi o OPIS obyczajów. Żadna dziewczyna z początku ub. wieku nie obściskiwałaby się ani nie całowała publicznie z chłopakiem, bo zachowywano większy dystans między sobą i czegoś takiego nie wypadało robić. Trzeba byłoby poczytać literaturę, żeby to zrozumieć. Polecam „Dzienniki” Żeromskiego i „Tędy i owędy” Wańkowicza - tekst oryginalny, a nie streszczenie. Lektura wiele wyjaśnia, także mój komentarz.
W filmie z ust chłopa pada tekst mniej więcej taki: „u ciebie są równi i równiejsi”. Tekst świetny skądinąd, ale pochodzi z „Folwarku zwierzęcego” Orwella, którego pierwsze tłumaczenie na język polski ukazało się w 1947 roku. Ta postać raczej nie mogła znać tego cytatu, inaczej musiałaby być bardzo oczytana i na bieżąco z literaturą, a, zdaje się, była analfabetą. W moim odczuciu w tym przypadku i wielu innych scenarzysta przesadził z odniesieniami do tekstów kultury, bo nie jest to rejestr, którym mogła posługiwać się dana postać. Mogę podać wiele takich niekonsekwencji i kwestii nieprzemyślanych do końca. Ale od trzeciego sezonu jest znacznie, znacznie lepiej. Wszystko wydaje się spójne i takich wpadek nie ma.
Muszę jeszcze dodać, że z krytyka stałam się wielką fanką tego serialu. Sezon 3 i 4 ogląda się z przyjemnością. PRL jest w nim odmalowany jak żywy - te „gustowne” okularki i meblościanki, wszechobecne papierosy. Teksty są świetne i albo zabawne, albo wzruszające, gra aktorska super. Trochę za dużo nieszczęść spada na jedną rodzinę, ale takie było założenie: że w niej skupia się jak w soczewce dramatyczny los Polaków.
Skąd wiesz, że "równi i równiejsi” powstali w głowie Orwella? Może zaczerpnął. Kto jak kto, ale Orwell nie był hermetyczny bynajmniej. Skąd wiesz, że Grabowska nigdy nie miała do czynienia z Wańkowiczem i Żeromskim?
Czyli to, co zauważyłem wczoraj w Twojej wypowiedzi: scenariusz tego filmu jest niekompatybilny z WYOBRAŻENIAMI Wańkowicza o tamtej epoce. A Żeromski? No cóż, nawet i te Dzienniki to literatura tzw. piękna. Czym się różnią fantazje Wańkowicza i fantazje Żeromskiego od fantazji Ałbeny Grabowskiej?
Tym mianowicie, że dzienniki nie są fantazjami i tym, że Żeromski i Wańkowicz pisali o swojej epoce, więc ją dobrze znali, a nie "mieli o niej wyobrażenie". Można przeczytać i porównać, różnice będzie widać gołym okiem i nie trzeba będzie zadawać takich pytań. Nie pisałam o fantazjach Grabowskiej, tylko o scenariuszu. Książki jeszcze nie czytałam, ale spodziewam się, że to wykrzywione ujęcie obyczajowości bierze się ze scenariusza, a więc powstało na potrzeby filmu, tylko nie wiem, czemu to ma służyć, bo młody widz nie jest w stanie zrozumieć różnicy, co widać na załączonym obrazku. Może rzeczywisty obraz by się tak dobrze nie sprzedał, stąd te zmiany? Co do cytatu z Orwella - zapewne ww. nie miał monopolu na ten tekst, jednak w literaturze jest kojarzony z nim i w jednoznacznym kontekście, więc posłużenie się tak znanym cytatem jest, jak dla mnie, ryzykowne. Za bardzo przywodzi na myśl Orwella i kontekst, w jakim został użyty, dlatego według mnie brzmi tutaj jak duży dysonans.
Zaczęłaś interesujaco, ale teraz już forsujesz racje a racje wynikają z nastawienia na nie. Przykład: "Książki jeszcze nie czytałam, ale spodziewam się, że to wykrzywione ujęcie obyczajowości bierze się ze scenariusza, a więc powstało na potrzeby filmu". Stąd wynika, że to TY z góry decydujesz o kanoniczności wyobraźni Wańkowicza i Żeromskiego (argument: bo wtedy żyli) i o apokryficzności wyobrażeń Grabowskiej (bo urodziła się w latach 70tych). Sorki, ale przestało być interesująco i widzę jakieś próby obrażania rozmówcy. Co do dzienników - Stanisław Lem też napisał dzienniki - science-fiction.
Niczego nie forsuję, proszę mi również nie imputować prób obrażania rozmówcy, bo nigdy i nigdzie nie było to moim zamiarem. Doszukiwanie sie w tym, co piszę, prób obrażania kogokolwiek, jest nadinterpretacją. Nie uzurpuję sobie również prawa do jedynie słusznej interpretacji, Takie odniosłam wrażenie i nim się dzielę - to wszystko.. Każdy ma prawo się ze mną nie zgadzać i widzieć coś inaczej, i ja mam to samo prawo do niezgadzania się i własnej interpretacji. Zdaje się, że się po prostu nie rozumiemy, a przerzucanie się kontrargumentami mnie z kolei nie interesuje. Jeśli tylko nadarzy się okazja, chętnie zapytam o te kwestie autorów scenariusza i filmu, A tymczasem uprzejmie proszę o niewyjaśnianie ani mnie, ani innym za mnie, co miałam na myśli. To raczej wiem dokładnie tylko ja sama i raczej potrafię to wyjaśnić dostatecznie zrozumiale. Nie zakładam również, że mam przed sobą równolatka, więc nie zwracam się do niego z automatu per ty, zwłaszcza dużymi literami, co jest, zdaje się, traktowane jako szczególnie nieeleganckie. Zawsze można pisać bezosobowo, żeby nie przekraczać cudzych granic. Możemy sobie tutaj podyskutować o filmach i odczuciach, ale ta dyskusja przenosi się już na płaszczyznę personalną, co mnie zupełnie nie interesuje. Bardzo przepraszam, ale bez odbioru.