To serial o relacjach, skomplikowanych i bolesnych. Od początku denerwowała mnie Devon, która próbuje zmusić Simone, żeby ta wróciła do domu i pomogła jej zajmować się ich ojcem. Ojcem, któremu moim zdaniem Simone nie jest nic winna; zaniedbywał ją i stracił nad nią opiekę. Simone nie miała moim zdaniem wobec niego moralnego obowiązku. Devon z kolei nie umie poskładać swojego życia; zatraca się w używkach i przygodnych kontaktach z mężczyznami. Udaje że nie, ale boli ją, że Simone odtrąciła ją po tym, jak się nią opiekowała. Jednocześnie nie daje jej prawa do samostanowienia, nie akceptuje jej życiowych wyborów o porzuceniu nauki i pracy, nie szanuje że siostra nie chce mieć z nią kontaktu.
Kiki jest ogólnie dobrym człowiekiem, troszczy się o innych ale cieniem na jej postaci kładzie się zabranianie kontaktu Peterowi z jego rodziną i moim zdaniem to było przyczyną rozpadu ich związku. Kiki porzuciła karierę i pozwoliła sprowadzić się do roli pani domu, co w przypadku rozpadu małżeństwa pozostawiało ją ekonomicznie z niczym. Peter ma pretensje, że żona trzyma w sejfie zdjęcie "w razie czego" ale ja tę kobietę rozumiem; zdjęcie było jej polisą, a to Peter postąpił źle i pocałował jej podwładną. To on powinien się tłumaczyć, a nie Kiki.
W tym serialu nie ma postaci kryształowych. Każda z przedstawionych ma swoją ciemną stronę i mankamenty, co czyni bohaterów żywymi i autentycznymi.
Czy mamy tu czarny charakter?
Na pewno nie jeden.