Nakręciłam się na ten serial, bo po prostu lubię polskie seriale. Lubię bardziej od amerykańskich, bo lubię kiedy są osadzone w naszych realiach. Poza tym nakręcona dwoma serialami: "Kruk. Szepty słychać nocą" i "Znaki" obejrzałam każdy odcinek, ba czekałam na nie. Po pierwsze obsadzenie głównych ról: Maciej Stuhr. Mój ulubiony Maciej Stuhr.. No nie wiem chciałabym usłyszeć, że źle się wtedy czuł, chorował, nie wiem co, ale coś co wytłumaczy tę marną postać. O ile w scenach z żoną mogłam się przestraszyć, ale to jednak zasługa Anny Cieślak, o tyle cedzenie przez zęby fraz jak w kabarecie nie buduje dla mnie nastroju. A ostatni odcinek to już jest masakra. Nic nie poczułam, nic. Chociaż tu zawalił montaż z wystarczyło lepiej to pociąć/głównie uciąć i coś by z tego było. Zdecydowanie powinien to być ktoś inny, rozumiem całą grę, miała być zmiana emploi, miało być zaskoczenie widza, miał być znany aktor jako przyciągnięcie uwagi, ale już kilka seriali pokazało, że mniej znana twarz potrafi dużo (Wataha, Znaki, Kruk, Glina - przecież to była najlepsza rola Stuhra). No na przykład Marcin Bosak był rewelacyjnym złym charakterem, do dzisiaj mam przed oczami jego twarz w Kruku.
Aleksandra Popławska jest spoko, dobrze to uciągnęła, ale no w ostatniej scenie jebłam i to też nie jej wina, tylko scenarzysty/reżysera/montażu "A może pani znała Malickich?". To było tak słabe, że aż żenujące. Szczególnie jeszcze, że aktorka grająca panią sprzątającą wcale nie wyglądała na dużo młodszą od matki Wolnickiego na przykład. Jedyne co mnie urzekło w serialu, to fakt, że to ona ten ogień zaprószyła, to było mocne i naprawdę Anna Cieślak w tym serialu. Pozostałe role super - Wojtek, córka Agnieszki rewelacyjna, Roman - chyba nawet nie znam tego Pana, retrospekcje, dziewczyny, policjanci, wszystko ok. Ale ostatni odcinek mnie rozczarował i tyle.
Zgadzam się pełni. I co do tych polskich seriali i co do opinii o "Szadzi". W ogóle, również podczas oglądania nie towarzyszyły mi żadne emocje. Ci bohaterowie byli tak bezpłciowi, że obojętne było co się z nimi stanie.
O to miło. No dokładnie, w ostatniej scenie to sobie myślałam: a idźcie wszyscy w cholerę w ten ogień, nie chce mi się na to patrzeć. Od początku, tudzież od połowy należało wprowadzić element zniszczonego życia Piotra Wolnickiego, bo w ogóle nie był realistyczny jako ten wykładowca, cała ta pseudoidealna rodzinka, w ogóle nie kumałam po co on zabijał. Wystarczyło więcej inteligentnych aluzji, lepszego zbudowania postaci. Ok w restrospekcjach płomień, no dobra, poparzony, ale o co kaman
Dokładnie! Brakowało temu wszystkiemu jakiegoś podłoża. Mogło być nieźle, bo podjęli tutaj ciekawy tematy religii itd. Wyszło jak wyszło.
Ciekawe, bo dokładnie odwrotnie, wszystko od początku rozumiałam. Aż za wcześnie pokazali sceny z pożarem i przede wszystkim ze sztucznymi ogniami. Może nie poznałam wtedy zakończenia, ale na pewno domyśliłam się, że mają związek z tym ogniem w magazynie. To, że Stuhr będzie się mścił (lub kontynuował dzieło ojca, taką miałam hipotezę też) to wiedziałam już od początku. Więc wybacz, ale chyba kwestia odbiorcy, a nie niejasnego przekazu w serialu. Dla mnie wszystko było właśnie za mało tajemnicze
Dokładnie. Ja juz po trzecim odcinku bałam się, że pójdą w banał i oklepany motyw zemsty i niestety tak się stało. Macieja Stuhra uwielbiam ale tutaj niestety rola przeciętna. Serial miał potencjał, niestety finał zawalony jak w wiekoszci polskich seriali kryminalnych ("Rojst", "Nielegalni" czy drugi sezon "Znaków"). Fabuła z tego co wiem była ściśle oparta na powieści autorstwa Igora Brejdyganta pod tym samym tytułem więc może błędem było takie trzymanie się książki w proporcjach 1:1? W każdym razie dla mnie duży niedosyt i zmarnowany potencjał.
Jak zwykle. Więc oceniając serial, nie ocenia się pierwotnej historii. Lepiej sięgnąć po książkę, potem ocenić