Twórcy chyba nie zdają sobie z tego sprawy, ale w 3. odcinku zrobili z "Szadzi" pseudoczarną (a raczej wyblakłą) pseudokomedię! O ile widać, że próbowali "dośmiesznić" postać Mrówca (po co?), o tyle nawet te z założenia tajemnicze sytacje, są zwyczajnie śmieszne. Moje ulubione teksty to:

-Ofiara leży obok świętego z krzyżem
-A ręka?
-No w czymś musiał ten krzyż trzymać...

-Nie wiedziałam, że palisz
-Tylko po seksie

-A nie, fałszywy alarm, myślałem, że mnie przyłapali z tym telefonem, a oni mi tu jakiegoś cwela wsadzili!

-Pokój prezydencki Tomasza Mrówca! (otwiera drzwi) No dobra, poselski...

Ale żaden z nich nie może się równać sytuacji, w której Mrówiec w bardzo wymuszony sposób zagadywał Wrońską, podczas gdy Polkowska "niepostrzeżenie" i "bardzo dyskretnie" przedostała się do zwłok i zrobiła masę zdjęć. No sitcom jak nic. Scena ta wyglądała tak, jakby twórcy nawet nie starali się, żeby była wiarygodna. Jakby nie ukrywali tego, że czymś dwie części fabuły trzeba było skleić.

Nawet zrzucenie Jarka z balkonu przez Lilę nie wzbudzało żadnych emocji, a przede wszystkim zawierało w sobie duży absurd. O ile można jeszcze przymknąć oko na wpuszczenie przez Jarka obcej kobiety (był naiwny i załamany), o tyle - czy naprawdę nikt wtedy nie patrzył przez okno albo nie przechodził w pobliżu? Nie była to noc, tylko późny wieczór, a w pobliskich budynkach widać było włączone światła.

No i na koniec, żeby wszystko było na swoim miejscu - seks głównych policjantów! A jakże! Aż się dziwię, że taki epizod Polkowskiej z Mrówcem nastąpił dopiero teraz! Może dlatego, że autor powieści nie chciał, by jej wątki były przewidywalne. W drugim sezonie, twórcy nawet nie udają, że chcą wyjść poza ramy tandetnych historii erotyczno-romantycznych typu "kto się czubi, ten się lubi".

We wpisie dotyczącym poprzedniego odcinka pisałem, że ten sezon nie wygląda jak oficjalna "Szadź", a raczej jak fan-made z aktorami z poprzedniego sezonu. Trochę rozwinę tę koncepcję - fan-made będący parodią pierwszej serii. Guilty pleasure jest coraz większe.