Serial jest zajebisty! Uwielbiam takie "dramatokomedie" z jednej strony mamy przewijającą się śmierć, z drugiej nie raz uśmiałem się podczas oglądania SFU.
Bohaterowie są wielką zaletą tego serialu, są różnorodni, a nie jak w m jak miłość, czy innym "serialu" gdzie postacie są płaskie jak deska.
Na oklaski zasługują odtwórcy ról takich jak: Ruth, Nate czy Brendy. Nie piszę, że są to moje ulubione postacie, ale właśnie one są najlepiej zagrane.
Kurde...serial wyjebisty. A scena jak Claire rozwala telepatycznie głowę nauczycielki...mmmm pychota :DD
Pozytywów można wymieniać mnóstwo : koncepcja(śmierć na początek odcinka), jakieś przesłania w tle, klimacik, scenariusz, a nawet opening z muzyką Newmana miażdży.
Polecam i pozdrawiam!
9/10.
Jeśli już po pierwszym sezonie dajesz 9/10, to gwarantuję, że po piątym nie zmieścisz się w skali. :-D Aż ci zazdroszczę, że to wszystko masz jeszcze przed sobą. Serial niejednym Cię jeszcze zaskoczy. Miłego oglądania!
zgadzam się z przedmówcą - też chciałbym miec to wszyskto jeszcze przed sobą. Co nie zmienia faktu, że za kolejnymi razami serial ogląda się jeszcze lepiej.U siebie na blogu mam troszkę o SFU. Też własnie uwazam ze brenda ruth i nate są najlepiej zagrani.
1szy sezon jest po 5 i 2 moim ulubionym.
oglądaj, oglądaj. a jak skończysz to napisz na forum swoje wrazenia i odczucia, ktore bez watpienia będą niesamowicie pozytywne..
No mam zamiar odświeżać ten wątek, po każdym oglądniętym sezonie :P Coś jak grabarz :DDD
Szczerze muszę przyznać, że do tego SFU zachęciły mnie genialne filmiki promocyjne. Jakby nie one, to żyłbym w nieświadomości istnienia, tak r-e-w-e-l-a-c-y-j-n-e-g-o serialu.
A najgorsze jest to, że kiedyś przed zaczęciem oglądania 1 sezonu obejrzałem z czystej i głupiej ciekawości jak wygląda "ending" serialu, gdy Claire odjeżdża. Jakoś nie zrobił na mnie wrażenie, lecz teraz wiem, że po zapoznaniu się całością serialu na pewno zrobi piorunujące wrażenie. Kurde czemu musiałem być taki głupi i obejrzałem to na youtube :/
pozdro dla fanów SFU :)
Oj, to był WIELKI błąd. No, nic. Niech Ci to nie odbiera radości z oglądania reszty. :)
mnie korciło podczas oglądania 4 serii zobaczyc zakończenie, ale się oparłem pokusie :D
Najlepiej cały finał oglądać spokojnie, wieczorem przy dobrym nastroju, wypoczęty. Zrobi największe wrażenie.
Ale też niekoniecznie ;p Puściłem sobie szósty odcinek ostatniego sezonu o północy i jakoś tak szybko zleciało, gdy zorientowałem się że to już koniec... Z jednej strony ogromna radość że przeżyłem coś tak wspaniałego, a zdrugiej straszny smutek że to już koniec serialu i jego bohaterów których losy przeżywałem jakby byli częścią rodziny. Można obejrzeć jeszcze raz, ale to jak oglądanie zdjęć w albumie.
a właśnie że nie. przynajmniej w moim wypadku. Serial przezywalem podczas drugego seansu, tak samo jak za pierwszym razem. Wyłapywałem więcej "smaczków" niż na początku. Zauważyłem np. że kiedy są pokazywane schody w SFU, i ktoś po nich wchodzi na górę, to na ekranie widać zawsze 6 stopni, po której dana osoba wchodzi. Np. na koniec 1szego sezonu bodajże jest taka scena. Kilka razy się to powtarza w ciągu serialu ;]
To własnie jedna z jego zalet. Zawsze odkrywa się coś nowego i (przynajmniej na mnie) za każdym razem robi więsze wrażenie.
Ja mam podobnie. Oglądając kolejny raz mogę się bardziej skupić na szczegółach - a takich smaczków jak te schody jest więcej.
=)
Pół godziny temu skoczyłem serial.
Ahhhhhhhhhhh...
Ścisk w gardle, swoiste katharsis, uświadamiające kruchość życia, nieuniknioność śmierci i powagę relacji z otaczającymi nas ludźmi. Niby coś o czym wszyscy wiemy, ale...
Jutro wprowadzę moja dziewczynę w serial, a więc zacznie się ponowne Katharsis =)
p.s
wyobrażaliście sobie kiedyś ten moment, ale tak naprawdę, z tym ostatnim wydechem - jeśli nie to polecam tą "medytację"... . Dużo łatwiej znieść "pierdoły" dnia codziennego =)
pozdrawiam
stardust to stardust
Jak mówiłem, tak zrobię, więc odświeżam ten temacik.
Po obejrzeniu drugiego sezonu nie zmieniam zdania, że jest to serial wyjebany w kosmos. Genialna czołówka, wspaniała gra aktorska itp. pozostało na rewelacyjnym poziomie z pierwszej serii.
Do tego wręcz rozbroiła mnie kłótnia Nate z Brendą, gdy się ten się dowiaduje, że robiła "nieco dziwne rzeczy". Wtedy ona rzuca tekst w stylu: "nie rzucaj we mnie obrączką, to takie banalne. Zaraz się porzygam" a ja wręcz wybuchnąłem śmiechem. Do tego jest to chyba jedna z moich ulubionych scenek, dlatego, że łączy dramat z komedią. A to w "six feet under" kocham.
Po obejrzeniu pierwszego odcinka, pierwszego sezonu, myślałem sobie : co oni mogą jeszcze wyciągnąć z tego serialu? Wątpiłem, że z tego rodzaju serialu coś będzie. A jednak okazałem się w wielkim błędzie.
Ocena za drugi sezon: 9/10. Jeśli do końca V sezonu poziom się utrzyma to nadciąga rzadko wystawiana przeze mnie ocena najlepsza, czyli 10/10 :)
PS.
Najbardziej urzekł mnie wątek choroby Nate, dlatego chwyciła mnie piękna kobieta zwana Inspiracją i stworzyłem filmik o tym właśnie. Polecam xD
http://www.youtube.com/watch?v=9UozjumsjdI&feature=channel_page
http://www.youtube.com/watch?v=dHEF2YDJZYg
mój filmik. klipy są ułożone chronologicznie - tzn. najpierw 1 sezon, potem 2 etc. zawiera spoilery.
Też świetny klip - znakomicie oddaje ducha serialu, co jest też wielką zasługą piosenki, którą wprost uwielbiam. Dzięki.
Naprawde wspaniały filmik. Miłe wspomnienia z czsu spędzonego nad tym serialem, dzieki ;].
No i jestem po trzecim sezonie tego wybitnego dzieła. Ten serial to czysty masterpiece! Te emocje!
Co prawda ten sezon początkowo nie zapowiadał się tak wspaniale jak dwa poprzednie, ale z każdym następnym odcinkiem był coraz lepszy, aż do finału - brak mi słów na opisanie tego co tam się działo.
Jak zwykle wielowymiarowe postacie genialnie się spisały. Nie zostały spłaszczone i widać, że autorom scenariuszy nie brak pomysłów. Aktorzy odgrywający takie postacie jak Brendy, Lisy, Nate'a czy Arthura powinny pozgarniać kilka nagród za swój performance. Do tego w tym sezonie pojawia się kolejna wypasiona postać grana prze Kathy "Annie" Bates. A do tego jej tekst o wtrącaniu się w życie prywatne innych był jednym z lepszych w serialu ;P
"Sześć stóp pod ziemią" to serial odważny, za to go właśnie bardzo cenię. Pokazuje wątki ważne min. aborcji, wszelakiej miłości, artyzmu, samotności, chorób itp. A i tak nad tym wszystkim góruje wątek przewodni czyli śmierć. Ona jest tą ślepą uliczką, do której każdy dotrze. Co potem? Pojawi się nasze imię, nazwisko i czas życia na białym tle?
Po każdym sezonie bardzo chwalę "six feet under" i mam nadzieję, że będzie tak do końca.
Pzdr dla wszystkich tych którzy przeczytali moją skromną opinię.
Polecam z czystym sercem "Sześć stóp pod ziemią" każdemu. Po prostu must see before you die :D
SPOILER. Słyszałem opinie że trzecie sezon słabszy sporo był od poprzednich. Z czym sie zupełnie nie zgadzam. Dla mnie esensją tego sezonu było genialnie ukazane małżeństwo Lisy i Nate'a. Ich wzloty i upadki, codzienne docieranie sie. Szczególnie Nate zrobił na mnie piorunujące wrażenie, który początkowo wydawał sie przytłoczony tym związkiem, zdecydowanie chciał sie od niego uwolnić i tylko właściwie Maya trzymała go na powierzchni. Patrząc na niego widziałem mojego kumpla, który również ożenił sie z kobietą z powodu dziecka. To było tak przejmująco pokazane, że aż bolało. No i dramatyczny koniec, kiedy przekonujemy sie tak naprawde ile znaczyła dla Nate'a Lisa
Spoilery z trzeciego sezonu!!!
Dokładnie miałem podobne odczucia. Myślałem, że Nate po prostu potraktuje zniknięcie Lisy w rodzaju "poszukam jej przez tydzień, a jak nie znajdę to trudno, jeden kłopot mniej". A tu dostałem całkowity obłęd w jego wydaniu.
3sezon stawiam na przedostatnim miejscu (przed 4) w moim rankingu Szesciu stóp. Troszkę mu brakuje do pierwszego, a już na pewno nie jest tak rewelacyjny jak wybitny 5 sezon, czy 2. Nie zmienia to faktu, że każdy odcinek jest z najwyższej półki. Finał oczywiście niesamowity. Czekam na Twoje opinie po 4. i 5. sezonie.
Już pierwszy odcinek 4 serii jest niesamowity - jeden z najmocniejszych i najdłużej zapadających w pamięć spośród wszystkich.
Dobra prawie skończyłem moją małą zabawę w grabarza tematu. Zatem jestem po całym czwartym sezonie, który wydał mi się lekko słabszy (takie 8-/10, jak ktoś lubi tą skalę).
Przede wszystkim niezłym "smaczkiem" była pani róż z "American Beauty". Do tego wątek Davida z that's my dog, który jakby to powiedzieć był bardzo nie banalny, a nawet prawdziwy i taki nie jednakowy.
Dobra nie o tym chciałem pisać, właściwie to o piątym sezonie, który nie kończę. Pozostały mi dwa odcinki.
(SPOILERY!!!!)
Nate nie żyje - właściwie to sam przeczytałem ten spoiler kiedyś(jaki ja głupi byłem). Kurde, no i szczerz mówiąc ostatnie dwa odcinki jakie widziałem(Ectone i All Alone) to po prostu cudo. Ostatnia rozmowa Nate i Brendy...taka smutna, realna, bez patetyczności, mocna, cicha...Pogrzeb, podczas którego musiałem oderwać wzrok od serialu, bo za dużo emocji. Tekst Claire, jak miała robić wywiad z Natem.
I to co uwielbiam w Six feet under, że w jednym momencie jest maksymalnie dołujący, smutny ale i zabawny. Mam na myśli tekst, cytuje z pamięci "Pieprzyłeś się z nią, aż ci głowa wybuchła", jakoś tak, ale to mnie rozpier***iło. Teraz jestem przekonany, że Brenda jest jedną z najlepszych ekranowych postaci.
No i pozostały mi dwa odcinki. Everything, everyone, everywhers, ends :(
Dzięki za przeczytanie moich wypocin.
No, widzę że zmierzasz ku końcowi. To prawda - Ecotone jest rewelacyjny, a All Alone wręcz genialny. Ostatnie dwa odcinki są równie mistrzowskie. Finał Ciebie powali. Napisz koniecznie wrażenia (i oceny sezonów też) :D
Wiem, jak to jest, kiedy kończy się SFU - z jednej strony chcemy wiedzieć jak to się wszystko rozwiąże, z drugiej jednak nie chcemy rozstawać się z serialem, bo wiemy że to już koniec. Że to ostatnie minuty.
Co do Brendy - moja ulubiona serialowa postać kobieca. Rachel jest naprawdę genialną aktorką. Cała ekipa aktorska (reszta oczywiście też) w ostatnich odcinkach udowodniła swoją wielkość. Absolutne mistrzostwo świata jeśli chodzi o ich grę. Jeny, aż mnie ciarki przeszły na samą myśl o ostatnich epizodach.
Hmmm.
A ja właśnie wczoraj obejrzałam sobie ostatni odcinek ostatniego sezonu. Przez tę końcówkę ryczałam jak głupia :P. Świetna jest, wzruszająca, pasuje do tematyki serialu. Miodzio.
Generalnie wszystkie "ostatnie odcinki" (12-tki ;)) są świetne, zostawiają akcje w fajnym zawieszeniu. Gdybym oglądała serial "na bieżąco" to by mnie pewnie cholera przez to wzięła - w takim momencie urwać :).
Co do bohaterów: uwielbiam Claire i Ruth, całkiem fajnie oglądało się także Davida. Pozostali to również niebanalna zgraja :). Jedyna postać, która mnie doprowadzała do szału to Parker (ta kumpela Claire z pierwszego bodajże sezonu).
Najlepszy sezon? Trudno powiedzieć, chyba 1 i ostatni. Najsłabszy: raczej trzeci. Ogólnie serial do samego końca trzymał poziom, za co wielki szacunek dla twórców.
I jestem po.
(SPOILERY)
Zakończenie - majstersztyk, cudo, genialne. To i tak mało, by to opisać.
Czułem się jakby umierali moi najbliżsi przyjaciele, z każdym spędziłem pół roku. A teraz to koniec R.I.P.
W skrócie oceny sezonów(wszystkie trzymają równy poziom)
I sezon - 9+/10
II sezon 9+/10
III sezon - 9/10
IV sezon 9+/10
V sezon 10/10
SUMA - 10/10(!)
Możecie mi nie wierzyć ale na gdzieś 65% spodziewałem się takiej
końcówki jaka była. Poza tym kompletnie mnie zaskoczyła śmierć Nate'a w
9 odcinku 5 sezonu.
Wielka szkoda, że na youtube w trakcie oglądania 1 sezonu zobaczyłem
przypadkowe zdjęcie z 4, więc na początku 3 sezonu wiedziałem, że Nate
nie umrze.
Zgadzam się w 100%. Śmierć Neta i ostatnie odcinki 5 serii rozbiły mnie totalnie. Jednak tak miało być, po prostu życie...
Serial ogółem to mistrzostwo świata, obejrzałam go dosłownie w przeciągu 3 weekendów. Moimi ulubionymi postaciami są Clair i David, na naszych oczach dojrzewają, mimo, iż z wieloma trudnymi i bolesnymi sprawami muszą uporać się sami. To właśnie główna zaleta tego serialu, pokazanie ludzi jako ludzi, bez żadnego oceniania, umoralniania. Oswaja nas z myślą, że świat nie jest różowy, że są choroby, zdrady, że czeka nas śmierć często bezsensowna jak i tragiczna. W końcu daje nam nadzieję, ukazując, że w sumie wszystko zależy od nas i że nie warto tracić tak cennego czasu.
Serial oprócz cudownie spędzonego czasu uświadomił mi również, że nierzadko miłość jest trudna mimo to nie należy się poddawać. Czasem trzeba wysiłku i ciężkiej pracy aby być szczęśliwym. Na początku miałam dość Keitha i jego jazd, podobnie Georga, Brenda i w ogóle każdy z bohaterów ma swoje demony : )
Zazdroszczę wszystkim, którzy dopiero zaczynają przygodę z rodzinką Fisherów...