Jeśli miałbym wybrać jakiś serial, który pokazuje życie, jego dobre i złe strony byłby nim bezsprzecznie „Sześć stóp pod ziemią”. Opowiada on historię rodziny Fischerów, którzy prowadzą dom pogrzebowy. Po śmierci Nathaniela Fischera, właściciela zakładu na pogrzeb przyjeżdża jego syn Nate Jr. Po odczytaniu testamentu okazuje się, że ojciec podzielił firmę pomiędzy nim a jego młodszym bratem Davidem.
Jako pojedyncze odcinki nie jest on arcydziełem, ale gdy łączy się w całość historię pokazaną w tym serialu wszystko okazuje się takie prawdziwe i realne. Tak jak w prawdziwym życiu, bohaterowie muszą zmagać się z ludźmi i z problemami. Praktycznie każdy bohater jest z krwi i kości, którego albo pokochamy, albo znienawidzimy. Jest to serial, który całkowicie zmienia pogląd i sposób patrzenia na różne sytuacje. Po obejrzeniu ostatniego odcinka, który całkowicie wynagrodził mi słabsze momenty byłem wstrząśnięty, wzruszony, smutny, zły, po prostu czułem wszystkie emocje jakie mogłem na raz. Gdy pomyślę o rodzinie Fischerów i ich przyjaciołach mam przed oczami końcową sekwencję i muzykę dobraną perfekcyjnie do niej. Rzadko się zdarza żeby film, a co dopiero serial wywołał u mnie taki stan. Przez niemalże dwa miesiące żyłem wraz z tą rodziną, pokonywałem z nimi ich trudności, nabierałem doświadczenia. 63 odcinki, które zostały podzielone na pięć sezonów w jakimś stopniu zmieniły mój pogląd na świat. Trzeba brać z życia co najlepsze bo pewna jest tylko śmierć. Genialna produkcja, polecam i zapraszam na swojego bloga poświęconego nie tylko serialom :)
10/10
Prawda, mam takie samo odczucie i jeszcze nigdy nie czułam się tak jak po obejrzeniu SFU. Genialny.
No i następny który wsiąknął.... :) Witamy w klubie zafascynowanych! Co jakiś czas pojawia się tu taka opinia zachwytu po zakończeniu serialu. Wtedy zawsze zazdroszczę tym, którzy dopiera tak niedawno się z nim pożegnali. Ja się zabieram za ponowne oglądanie, choć to już nie będzie to samo!
wiem o czym mówisz. Ja też tęsknię do czasów, w których śledziłam losy Fisherów. Bo tak prawdę mówiąc, to SFU jest serialem który ogląda się RAZ. bo za drugim razem, już nie ma tego napięcia, nieprzewidywalności - która nawiasem mówiąc jest wielkim atutem tego serialu. A poza tym, za drugim razem już nie poczujesz tej porażającej końcówki.
dlatego, jeśli ktoś ogląda ostatni odcinek, niech go oglądnie DOBRZE i UWAŻNIE. Bo następnej szansy już nie będzie...
Chyba mało znajdzie się osób, które obejrzałyby te 5 sezonów i nie byłyby zachwycone. Te wykruszają się wcześniej. Powtarzam kolejny raz, kiedy go skończyłem brakowało mi czegoś. A był to pierwszy mój serial, bo byłem ich wrogiem śmiertelnym. I do tej pory...no poza Grą o Tron nie znalazłem niczego równie dobrego. No może jeszcze Breaking Bad. I rację ma agajas...za drugim razem nie ma już tego smaku. Ostatni odcinek (kończąc o drugiej w nocy) obejrzałem DOBRZE i UWAŻNIE kilka razy.
Nie mogę zrobić nic innego jak zgodzić się z każdym twoim słowem. Przed chwilą miałam okazję obejrzeć ostatni odcinek SFU. Z jednej strony jest mi smutno, bo to koniec. Serial pochłania i chcę się go oglądać więcej i więcej... ale ten smutek to nic w porównaniu z tym jak bardzo się cieszę, że mogłam poznać rodzinę Fischerów. To niesamowite jak ten serial wpłynął na mnie. Pozwolił mi przewartościować tyle rzeczy. To nie serial, który robi człowiekowi papkę z mózgu, próbując wmówić mu stereotypy. Z SFU każdy może wziąć coś dla siebie. I jakkolwiek dziwnie to zabrzmi ten serial dał mi wewnętrzny spokój.
Dołączam do fanklubu :) Wczoraj dokończyłem dzieła i muszę przyznać, że te 60 godzin były wspaniale wykorzystanym czasem. Braknie epitetów, żeby wyrazić wielkość tej produkcji. Ale żeby nie było za słodko, był jeden spory mankament - za mało miejsca w scenariuszu dostał Nathaniel senior ;) Jenkins był tutaj po prostu genialny i najlepiej w pamięci utkwiły mi właśnie epizody z nestorem Fisherów (gdy zaczynał się odcinek, a w napisach początkowych go nie było to odczuwałem lekki zawód).
Ja płakałem jak dziecko na przedostatnim odcinku serialu. Serio nigdy nie płakałem na filmach ogólnie wydawało mi się, że nie jestem na tyle wrażliwy, żeby płakać na filmach, a tu bach cały odcinek jak dziecko a serial ogólnie podobał mi się tak sobie.
Nie umiem tego wytłumaczyć :D
Przez cały serial było parę momentów w których mocno się wzruszyłem. Jednak na ostatnie 10 minut ostatniego odcinka rozkleiłem się i płakałem jak bóbr, bądź jak dziecko, albo dziecko bobra. Można dużo i długo pisać o walorach SFU, ale ja nie umiem tego po prostu ubrać w słowa. Jedyne co mogę dodać to to, iż wywarł na mnie przeogromne wrażenie i nigdy nie zapomnę Fisherów i ich życia.
WIELKIE KINO W 64 ODCINKACH. Niewielu twórcą udaje się doprowadzić widza do momentu, kiedy pozostaje mu tylko wyć. W ostatnim odcinku 5 serii scena finałowa wywołała u mnie histerię (choć nie jestem niezrównoważony psychicznie, bynajmniej tak mi się zdaje). Miałem wrażenie, że momentalnie wymarła moja cała rodzina. Nie mogłem się opanować do końca dnia. Po raz pierwszy od momentu obejrzenia pierwszego odcinka poczułem, że śmierć jednak nie jest fair, że powinna łaskawie oszczędzić tych, w gruncie rzeczy, dobrych ludzi - moją filmową rodzinę. Nigdy nie przeżyłem w kinie podobnych emocji. Nie zapomnę tego serialu do końca życia i powrócę do niego jeszcze wielokrotnie, choć scenę finałową łaskawie sobie podaruję. TAKI SERIAL TRAFIA SIĘ RAZ NA 10 LAT.
Dosłownie przed chwilą skończyłem oglądać ostatni odcinek i nasuwa mi się tylko jedno słowo, a jest nim to które podpowiada filmweb przy ocenie 10/10 - ARCYDZIEŁO!!! Obejrzałem już trochę seriali i stwierdzam, że Six Feet Under ostatnim odcinkiem wgniotło mnie w ziemię, jestem totalnie zniszczony niczym Ziemia po zderzeniu ze Słońcem. Ten serial to DIAMENT wśród seriali!!!
PS. Tak powinny kończyć się seriale - w odpowiednim czasie i z odpowiednim uderzeniem emocjonalnym skierowanym na widza. Choć jestem fanem DEXTERA to lepiej niech się skończy na 6 sezonie i niech nas zmiażdży tak jak to zrobiło te cudo jakim jest SIX FEET UNDER.
dokładnie. Bo jednym z błędów dzisiejszych seriali jest to, że twórcy wolą zrobić o jedną serię ZA DUŻO (dla kasy, bo serial jest popularny) i ją spieprzyć, niż zakończyć ją w odpowiednim momencie (bądź nawet zrobić o jedną serię za mało) i pozostawić widzów z tym uczuciem satysfakcji. Nie robić nic na siłę.
A przecież dużo jest takich seriali, które - skończone wcześniej - byłyby milej zapamiętane. (MILEJ, ale oczywiście nie jak dobrze jak SFU. Bo ten serial jest arcydziełem. Szkoda tylko, że niedocenianym.)
Dziś skończyłem oglądać serial, obejrzałem 3 ostanie odcinki naraz, teraz słucham ściezki dźwiękowej- Sia- Breath Me, mam świeczki w oczach. Oczywiście poryczałem się na scenie finałowej.. Ten serial jest doskonały, prawdziwe arcydzieło. Niestety wszystko musi się skończyć.. bardzo będzie mi brakowało rodziny Fisherów..
Dlaczego uwazasz, ze jest niedoceniany?
rillie - mam to samo, dokładnie, nie wiem jak to możliwe i nawet dziwnie mi się do tego przyznać, ale ten serial sprawił, że niektóre rzeczy widze inaczej, dał mi spokój, tak jak się wyraziłaś. Nigdy nie spotkałam się z produkcją filmową, która niosłaby w sobie tyle mądrości i prawdy o życiu. Czułam tyle emocji oglądając odcinki SFU... myślę, że dla wrażliwego człowieka jest aż za duża dawka :P I nie zapomne tego do końca życia. O rety, faktycznie brzmi to przedziwnie, bo przecież piszemy o serialu, no ale myślę że taka jest prawda. Bohaterów pokochałam i wiele się od nich nauczyłam :)
A obejrzałam serial dwa razy, ostatnio pomyślałam żeby do niego jeszcze wrócić, ale macie racje, to nie jest to samo, niemniej jednak, poczekam jeszcze troche i na pewno go włączę po raz kolejny!
Pozdrawiam
Pisząc niedoceniany miałam na myśli między innymi to, że SFU jest na 105 miejscu w tym filmwebowskim rankingu, a taka "Plotkara" jest na miejscu 38. Akurat tym bym się tak bardzo nie przejmowała - nastolatki i młodzież przeważnie (PRZEWAŻNIE, czyli nie zawsze - sama mam 15 lat, a nie ciągnie mnie jakoś do produkcji typu "Plotkara", czy "Szminka w wielkim mieście") nie oglądają seriali typu SFU, a myślę, że na filmwebie najwięcej jest właśnie młodzieży (choć może moje rozumowanie jest niepoprawne, ale uważam, że po prostu dorośli mają więcej do roboty od nastolatków i mają mniej czasu, żeby siedzieć na filmwebie).
A innym argumentem jest to, że gdy rozmawiam z innymi osobami - niekoniecznie wyłącznie w mojej kategorii wiekowej - to gdy powie się (już będę się trzymać tego jednego przykładu ;) ) 'Plotkara', to większość kojarzy o co chodzi, a gdy mówię 'Six Feet Under', czy 'Sześć stóp pod ziemią', to odzew jest znacznie, znacznie mniejszy. Ale może po prostu to tak tylko w Małopolsce xp.
na mazowszu niestety podobnie :(
sfu oglądałam już dawno temu, ale tak wpadłam powspominać :)
właśnie skończyłam całkiem dobrych Lostów i zgasiła mnie ich 4 razy większa popularność. SFU jest jedynym serialem, który nazywam arcydziełem i chcąc dzielić się tymi emocjami z innymi trochę przykre jest gdy trafia się w ścianę... ;)
Myślę, że jest to też po części wina stacji telewizyjnych. Bo teraz idzie pierwsza seria na TVN... o której? o pierwszej w nocy. Nie wszyscy ludzie mogą sobie pozwolić na oglądanie, zwłaszcza, że następnego dnia jest dzień pracy. Swego czasu na TVN7 chodziło chyba o wcześniejszej porze, ale nie wszyscy posiadają TVN7. W dodatku reklamy - w swoim życiu w polskiej telewizji widziałam zapowiedź SFU RAZ - właśnie na TVN7. W żadnej innej Polskiej stacji na żaden zwiastun się nie natknęłam. A nie można powiedzieć, żeby w TVN'ie brakowało czasu na reklamy...;|
Dokładnie. Zamiast dawać w dni robocze wiecznie te same powtórki, albo filmy sensacyjne klasy B powinni pokusić się o puszczenie SFU w dobrym czasie antenowym (20, 21). Na pewno by się nie zawiedli. Bo serial parę lat temu leciał na TVN i był dość popularny, więc teraz wystarczyłoby ludziom o nim przypomnieć. Nie rozumiem strategii nadawania jakiekolwiek serialu w niedzielę o 1 w nocy. W dodatku 5 serii (sprawdzam, to piąta seria, nie pierwsza)
ich strata...
właśnie obejrzałam przypadkowy odcinek, który znalazłam na dysku i to jest tak rewelacyjne, że w to aż nie wierzę! :p
czemu nie powstaje nic podobnego? zwykle po jakiejś udanej produkcji powstają miliardy kopii (gorszych, bo gorszych, ale zawsze), a nie znam niczego co mogłoby być jakimkolwiek zastępstwem sfu
Bo ludzie wiedzą że nie stworzą niczego o podobnej tematyce co choćby w jakiejś części zbliżyło się do SFU. Nie osiągnęliby tego poziomu, tego klimatu. A wszystko co by powstało byłoby tylko marną namiastką. Więc to im się po prostu nie opłaca :)