Jakieś 30 min temu skończyłem ostatni odcinek SFU. Tego jak końcówka na mnie zadziałała nie można wrecz opisac postem na filmwebie. Jestem pod wpływem takich emocji, ze odpuszczę sobie dzisiaj szczegółowe opisy, bo po ochłonięciu mógłbym się zorientować, że napisalem cos czego moglbym zalowac, a mam tyle do napisania.... Mogę powiedzieć, ze to co bylo bodzcem do obejrzenia SFU to post frojd1978. Uwazalem jednak, ze nie da sie poczuc takiego stanu nie będąc najwiekszym wrazliwcem chodzacym po ziemi. A jednak, po ostatniej scenie pierwszy raz od podstawówki poleciały mi łzy...
Serial świetny ale końcówka która trwa 10 min a mieli mózg i pozostawi pewnie ślad do końca życia - Arcymistrzostwo świata.
podzielam w 1 000 000 %!!!!!!!!!!
podobnie jak Ty ukończyłem serial w tym samym czasie i końcówka wywarła na mnie piorunujące wrażenie, wywołała we mnie nieopisane emocje, skłoniła do nieopisanych refleksji, jak żaden inny obraz czy to kinowy czy telewizyjny... ARCYDZIEŁO i jeden z Najlepszych seriali, obrazów, opowiedzianej historii wszech czasów !!!!!!!!
Skończyłem, jakieś pół godziny temu.
Nie jestem w stanie nic napisać, żądne zakończenie nie szarpnęło tak mocno jak te z ostatniego odcinka...
...potężne emocje, graniczące z jakimś upojeniem...piękny serial.
Racja, piękny serial, piękna końcówka! Ja pamiętam ostatnie 5 odcinków pochłonęłam w jeden wieczór, a ostatni oglądałam już gdzieś koło 3 nad ranem, a po wszystkim nie byłam w stanie zasnąć. Miałam podobnie jak wy, płacz płacz i jeszcze raz płacz.
Przeczytałam mnóstwo książek, obejrzałam setki filmów, ale żaden film czy książka nie sprawił, że tak po prostu zaczęłam doceniać życie, doceniać rodzinę i przyjaciół. Bo nic nie jest w stanie sprawić, że docenisz daną rzecz bardziej, niż myśl, że prędzej czy później ją stracisz....
Jednym słowem- serial REWELACJA!!!
podzielam odczucia na temat ostatniego odcinka i jego końcówki. Skończyłem oglądać Six Feet Under ponad rok temu, ale aktualnie zacząłem oglądać znowu od początku. Piękny serial !
Jeden z najlepszych seriali ever... Po końcówce byłam zdruzgotana doszczętnie...
Przez tą końcówkę nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie znowu wysłuchać "Breathe me" i się nie popłakać. Bardzo, bardzo dobry finał.
Do obejrzenia całej serii skłoniły mnie zachwyty nad serialem na tym forum i peany wypisywane na jego cześć.
Moim zdaniem jest to jakieś nieporozumienie i gruba przesada.
Zakończenie jest owszem ciekawie przedstawione, ale żeby je obejrzeć musiałem przebrnąć przez wszystkie odcinki co było momentami prawdziwą męką.
Serial jako całość to takie flaki z olejem. Niewiele się dzieje. Ja rozumiem że jest to serial obyczajowy ale można tu było wprowadzić trochę elementów z większą dawką napięcia. Postacie w tym serialu są wyjątkowo denerwujące. Chyba żadnego bohatera tak do końca nie polubiłem. Najbardziej działała mi na nerwy Claire z tym jej kretyńskim kreowaniem się na artystkę. Nie wiem naprawdę jak można temu serialowi wystawić tak wysoką notę i jeszcze zaklinać się, że jest to najlepszy serial w historii. Po prostu przeciętny serial obyczajowy i nic więcej. Zakończenie ciekawie ujęte, na pewno wywołujące u widza, który zżył się z bohaterami emocje i sentyment.
Ogólnie absolutnie nie polecam oglądania dalej jak ktoś nie połknął bakcyla po pierwszym sezonie, bo to strata czasu
Dodam jeszcze, co jest również poważnym zarzutem jak na serial, że w ogóle nie miałem tutaj czegoś takiego jak oczekiwanie na kolejny odcinek czy kolejny sezon. Kończyłem oglądać jakiś odcinek i bez żadnych emocji wyłaczałem kompa zupełnie bez chęci posiedzenia dłużej obejrzenia jeszcze jednego epizodu.
Masakra
Nie oczekiwałeś na kolejny odcinek z dwóch powodów
-Serial nie ma żadnego głównego wątku.
-W serialu nie użyli popularnych w serialach typu lost czy prison break Cliffhangerów
Zresztą pod tym względem SFU jest bardzo podoby do Rodziny Soprano.
Ogólnie to moim zdaniem źle zrobiłeś oglądając SFU bo widzę, że oglądales go tylko po to by zobaczyc zakonczenie. Tak naprawde te zakonczenie jest genialne tylko dla osób które ten serial polubiły i się z nimi zżyły bo gdybym obejrzal samo zakonczenie bez uprzedniego obejrzenia serialu to nie zrobiloby na mnie zadnego wrazenia.
Jeśli ten serial kogoś nie zaciekawi to naprawdę nie ma sensu oglądać całości bo wtedy ta końcówka przejdzie zupełnie bez żadnych emocji.
Tak, wiem ze nie ma cliffhangerów.
Ja uważam, że zakończenie jest naprawdę dobre i doskonale zdaję sobie sprawę, że jest zajebistym ukoronowaniem całości dla osób które go polubiły.
Nie potrafię tylko zrozumieć jak można dać temu serialowi tak wysoką ocenę i zachwycać się nim tak jak robią to tutaj niektóre osoby, że arcydzieło, że najlepszy w historii itd. Myślę, że użycie takich słów w kontekście tego serialu to gruba przesada.
Jest to po prostu zwyczajny serial obyczajowy.
Gra aktorska bez żadnych fajerwerków, kompletnie nikt tu nie zachwycił. Bohaterowie nawet bardzo irytujący. Ciągłe mielenie tych samych wątków - zdrady, sypianie z kim popadnie. Dialogi najczęściej o niczym. Tutaj spokojnie można by było wyjść na pół odcinka, albo niektóre całkowicie odpuścić i człowiek by się nawet nie zorientował.
Niestety ale to prawda. Sam miałem tak, żę niechcący opuściłem pilot. Zorientowałem się dopiero pod koniec odcinka że chyba coś ominąłem :)
Jeszcze ta mega wkur........ Claire i ten motyw artystyczny.
Wiele wątków to takie pierdzielenie o dupie maryny do niczego nie prowadzące. Ten serial można by tak ciągnąć jeszcze przez dziesięć sezonów, tylko chyba najzagorzalsi wyznawcy by tego nie wytrzymali. Dobrze, że opamiętali się po 5 sezonach, dali to zakończenie i tyle.
Zabawne, że wszyscy, którzy się tak zachwycają nie podają żadnych konkretnych argumentów.
Piszą tylko że niesamowite emocje i że płakali na koniec :))))
To trochę słaba argumentacja jak komuś się coś podoba i jest arcydziełem
Mnie w SFU jedyne co denerwowało to obrzydliwa i tandetna lewicowa propaganda czyli wątek pedalski z pokazywaniem tych scen, najgłupszy na wszechświecie wątek "feministycznej publicystki", wyzywanie prezydenta republikańskiego, jaranie zielska kompletnie przez wszystkich (ja nie mowie, ze jestem przeciwnikiem jarania bo sam od czasu do czasu zapale ale oglądanie palącej ruth to był strasznie sztuczny widok) itd.
Mnie wkurzała przez cały czas ta ogólna koncepcja "prowadzenia" serialu.
W każdym odcinku cała masa scen nie wnosząca tak naprawdę nic do fabuły.
Stoi David przed wejściem na salę pogrzebową, podchodzi do niego brat Nate zamienią parę słów. Krótki dialog, nic z tego nie wynika. Koniec sceny. Ktoś wszedł do kuchni powiedział coś o dupie maryny do kogoś, coś kompletnie nieinteresującego typu gdzie jest kawa i dupa koniec. Ogólnie takie lanie wody, wleczenie fabuły. A gdzie tu jakaś konkretna historia, ciekawe przygody i perypetie członków rodziny.
Ciekawa była historia relacji Nata z Brendą i Lisą, jego choroba. Ale jeszcze raz się przypiepsze do Claire. Laska jest totalnie niedorobiona. Wymyśla sobie że jest artystką, zaczyna ćpać i zadaje się z bandą debili z którymi rozmawia i jakiś pierdołach i my musimy tego słuchać. Zachowuje się jak pierd......nięta, egzaltowana pseudoartyska i ciągle pierdzieli naokoło jaka to ona jest z tym życiem niepogodzona. Wk.........ją mnie tacy ludzie na maksa :)
Serial dla mnie to taka nudna "saga rodzinna" rozgrywająca się na przestrzeni około 4 lat + zakończenie, z nieprzemyślaną fabułą, gdzie można odnieść wrażenie że scenariusz pisany jest z odcinka na odcinek bez żadnego konkretnego pomysłu. Non stop tłuczone są te same wątki i tak jak napisałem wcześniej w takiej konwencji można by to ciągnąć naprawdę jeszcze przez setki odcinków jak telenowele typu Moda na sukces. Ten serial ma dla mnie idealne zadatki na tego typu tasiemca.
Wczoraj również skończyłem i nareszcie mogę się wypowiedzieć. Sezony 1 i 2 były dla mnie czymś nowym i podobały mi się. Z czasem jednak serial zamieniał się w „M jak Miłość”, aby w ostatnim sezonie, a szczególnie w ostatnich jego odcinkach wywołać u mnie mdłości.
Gra aktorska moim zdaniem na wysokim poziomie, ciekawe postaci. Bawiła mnie analiza kim tak naprawdę są, co twórcy kamuflowali przeróżnymi dramatami. Ulubioną postacią jest Claire. Niemal wszyscy traktowali ją jak powietrze i wykorzystywali jako bandaż na swoje rozdrapane rany, a w momencie gdy jej było ciężko nie miała nikogo i nikogo nie obchodziła. Jej późniejsze zachowanie było więc dla mnie zrozumiałe i za to ją lubiłem, że niejako odwróciła się od rodziny. Podobała mi się konsekwencja, z jaką ukazano Nate’a. Lekkoduch i drań pozostał nim aż do końca. Znienawidzona przeze mnie postać to Ruth Fisher. Koszmar.
Mam dwa poważne zarzuty do serialu:
- sprawy patologiczne jak zdrada, czy posiadanie dzieci przez pedziów, stawia w świetle normy i w ten sposób widz patrzący na to od lat uczy się tolerancji wobec tych kwestii, co moim zdaniem nie jest dobre;
- wspomniana zamiana w M jak Miłość, sztuczne problemy, ciągle wzdychające postaci, generalnie mdłości.
Mimo to serial warto obejrzeć i niewątpliwie jest to jeden z najlepszych seriali ostatnich lat. Dla mnie znak równości z Mad Men.
Ostatnia scena faktycznie poruszająca. Człowiek zdaje sobie sprawę, jak bardzo nie docenia tego co ma i w którym momencie życia się znajduje.
Kwestie homoseksualizmu i podejscie twórców do problemu faktycznie kontrowersyjne ale na pewno podyktowane tym, że "akcja" dzieje się w Kalifornii (LA) czyli na poligonie doświadczalnym wszelkich liberalnych nowinek w Stanach
Ok Tobie podobała się Claire - ja ją serdecznie znienawidziłem. Nie cierpię po prostu ludzi, którzy pielegnują swoje słabości i jakąś źle pojętą wrażliwość.
Dodatkowo, co mnie w tym serialu jeszcze wkurzało, to śladowe ilości humoru. Nie chodzi oczywiście o to, by serial był nawet trochę komediowy, ale przydałoby się wprowadzenie jakiejś zabawnej postaci, która potrafiłaby od czasu do czasu rozprężyć atmosferę. Trochę takim kimś był dla mnie ten Nikolai, ale tylko trochę.
Ta Ruth Fisher też mnie irytowała :) Z resztą tak jak pisałem wcześniej - chyba nikogo tutaj nie polubiłem.
Nie wiem dlaczego scenarzyści tak głęboko weszli w koncepcję ukazania wszystkich bohaterów jako ludzi z problemami, wykolejeńców. Przecież tak na dobrą sprawę nikt nie jest tu poukładany, nikt kompletnie.
Nate, David, Ruth, Claire i jej znajomki, Lysa a nawet jej siostra z mężem, Brenda, nie wspominając już o jej bracie i rodzicach. Na wszystkich bohaterów patrzy się jak na kretynów, nikt nie jest normalny. Twórcy wciskają nam trochę na siłę taki obrazek i to jest dla mnie fałszywe.
Ja rozumiem, że wszystko dzieje się w LA, ale tam też jest sporo normalnych ludzi i zwykłego życia.
Ja temu serialowi nie jestem w stanie dać wysokiej noty niestety a jestem przekonany, że wielu z Was robi to tylko za ciekawe zakończenie.
Akurat my z żoną często śmialiśmy się z tekstów z serialu. Rozbawiło nas kiedy Brenda określiła się mianem „F.u.c.k.-Puppet”: ). Podobnie zaśmiewaliśmy się, gdy w którymś odcinku gościu sam się przejchał:>. Arthur rozbawił nas niemiłosiernie.
wskaż jednego człowieka na ziemi bez problemów i niewykolejonego na swój, indywidualny sposób.
No niestety muszę się zgodzić, że momentami ten serial wiał nudą, momentami rzygać się chciało od tych wiecznych rozterek Claire i Ruth, ale gejostwo Davida w późniejszych sezonach, według mnie zbyt mocno zapychali tym odcinki. Brenda natomiast i fajna i wkurzająca w zależności od sytuacji. Nate i David oczywiście na plus, no i George, bez niego było by krucho.
Zgadzam się świetny serial i najlepsze zakończenie jakie kiedykolwiek widziałem !!!
Jestem na filmwebie w tym momencie z tego samego powodu... Podczas całej akcji serialu wiedziałam, że zapadnie mi on w pamięć jak żaden inny, ale ostatni odcinek mnie po prostu... wzruszył (lekko mówiąc). Mówiąc całkiem poważnie ryczałam jak bóbr, co mi się na filmach raczej nie zdarza :) Chciałabym mieć możliwość zapomnienia tego serialu - żebym mogła oglądać go od początku :)
Pamiętam,jak 3 lata temu w wakacje skończyłam oglądać serial.Po dziś dzień pamiętam, jak wstrząsnęła mną końcówka - wpadłam w takie spazmy, że aż sama byłam zdziwiona moją reakcją ;) Co więcej, pamiętam niektóre sceny z zakończenia do tej pory, co zdarza mi się rzadko. Nie wiem,jak zareagowałabym teraz. Dlatego wolę nie sięgać po serial po raz drugi,żeby nie popsuć sobie wspomnień ;)
Rzadko zdarza mi się płakać na filmie lub serialu ale ostatnie sceny ostatniego odcinka poruszą chyba każdego:) Scena gdy Claire opuszcza dom i widzi Nate'a w lusterku samochodu jest chyba najlepszą :) Łzy same lecą... Można się wzruszyć. Sceny odchodzących z tego świata dają dużo do myślenia o swoim życiu... Serial jest genialny, trzeba obejrzeć:)
przed chwilą skończyłam oglądać ostatni odcinek. nigdy nic tak mi mowy nie odjęło. jest to najgenialniejsze zakończenie, jakie można było zrobić, absolutny fenomen! warto obejrzeć cały serial tylko dla tych 10 minut na końcu. jestem tak wzruszona i oczarowana, że na ten moment nigdy nie uwierzę, że może powstać lepszy finał. brak mi słów, więc jedynie powtórzę: ABSOLUTNIE FENOMENALNY!
Jak dla mnie serial bardzo dobry, a zakończenie genialne. Nie wiem czemu większość tak nie lubi Claire - dla mnie to jedna z bardziej normalnych postaci w serialu. Młoda gniewna ;) Wracając do zakończenia, myślę że trzeba naprawdę wczuć się w klimat i zżyć się z postaciami, żeby odczuć potęgę tych ostatnich 10 minut. Ta cała nadzieja w oczach Claire, przemierzającej całe USA w połączeniu ze scenami wiadomo czego... <spoiler> I na koniec - chociaż od tego chciałem zacząć - przed pokojem Claire w momencie kiedy umiera wisi zdjęcie, na którym widnieje stary David u boku młodego Keith'a. O co chodzi?? Pozdrawiam :)
Ostatni odcinek niszczy, tak się zżyłem z tymi bohaterami, takie to wszystko "codzienne" było a tu bach, no i nie płacz teraz, mistrzostwo...
Skończyłam kilka minut temu.... końcówka to rzecz niesamowita, na ten moment jest to najlepsze zakończenie serialu, jakie dane mi było zobaczyć. Fenomenalna rzecz!
Właśnie też skończyłam kilka minut temu... "Breathe Me" już na zawsze będzie mi się kojarzyć z Six Feet Under i chyba nie będę mogła powstrzymać łez jak jeszcze raz usłyszę tę piosenkę.
Boże, piękne zakończenie.
mam takie same odczucia - widziałam to już ok. roku temu ale kiedy słyszę gdziekolwiek piosenkę finałową (Sia) to obrazy z SFU do mnie wracają . Najlepszy serial EVER jaki kiedykolwiek ktoś stworzył!!!
Właśnie obejrzałem cały serial. Ostatnie odcinki obejrzałem bardzo szybko .. bo tak mocno wciągnęły jak zresztą cały serial.
Finał serialu wzruszający i bardzo emocjonujący.. Jeden z najlepszych finałów, jakie przyszło mi obejrzeć. Podobnie było podczas oglądania zakończenia w BSG.
Świetny serial, aż żałuje że wcześniej nie oglądałem.
9/10