PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=89546}

Sześć stóp pod ziemią

Six Feet Under
2001 - 2005
7,9 39 tys. ocen
7,9 10 1 39083
8,7 14 krytyków
Sześć stóp pod ziemią
powrót do forum serialu Sześć stóp pod ziemią

UWAGA TEKST ZAWIERA SPOILERY

Napisano już tutaj bardzo wiele o tym "pożeraczu dusz", ale muszę dołożyć cegiełkę od siebie. Szczerze? Oglądałem ten serial aż dwa lata, z różnych powodów. Pierwsze 3 sezony poszły w jakieś pół roku, potem miałem więcej obowiązków i w międzyczasie oglądałem także inne seriale (m.in. fenomenalny The Wire czy Kompanię Braci). Czwarty sezon wydawał mi się na początku strasznie mdły i nie podszedł mi w ogóle, za jakiś czas powróciłem do oglądania i było całkiem inaczej. Ostatni sezon przetrawiłem w 4 dni, ostatnie 4 odcinki oglądając bez przerw. A jakżeby inaczej, kto by podołał takiemu wyzwaniu, aby się oprzeć i poczekać z finałem? Na pewno nie ja.
Teraz mogę to już napisać - nigdy w życiu nie oglądałem niczego, co sięgało by tak głęboko i tak silnie oddziaływało na moje emocje. Absolutna perła, pieprzony klasyk! Mimo wielu wspaniałych obrazów, jakie było mi dane obejrzeć, w żadnym przypadku nie zżyłem się tak bardzo z bohaterami filmu. Wystawiłem ocenę maksymalną, ale to nie odzwierciedla w ogóle siły oddziaływania tego arcydzieła na psychikę i uczucia. Dokonałem przy tym serialu tylu porównań własnych zachowań do tych z ekranu, tylu rozliczeń, rozpamiętywałem tak wiele błędów...Nie da się tego opisać i przedstawić w sposób racjonalny. Czasami się zastanawiałem, czy to wykręcone życie rodziny Fisherów nie jest bardziej rzeczywiste niż nasza codzienność pozaekranowa. Ten serial jest realistyczny do bólu, oglądanie go bywa nieraz bolesne.
Swojej ulubionej postaci raczej nie mam, wolę patrzeć na to, jak na zbiór świetnych kreacji aktorskich. Nie pasowała mi na początku rola Davida z uwagi na to, że oglądałem wcześniej Dextera i wizerunek Halla-seryjnego mordercy jako wrażliwego geja nie przemawiał do mnie przez jakiś czas. Potem zrozumiałem, że zagrał to doskonale i na dzień dzisiejszy oceniam jego postać całkiem inaczej. I wiecie co? Według mnie zagrał lepiej niż w Dexterze.
Z pewnością powrócę do tego serialu, ale nie teraz, również nie za rok czy dwa. Powrócę, jak czas zatrze w mej pamięci większość scen, i będę go oglądał na nowo. I cieszył się nim jeszcze bardziej.
Mamy tu przecież przekrój ludzkich zachowań przedstawiony tak bezpośrednio do naszego wglądu, bez liny asekuracyjnej i hamulca na końcu tej szalonej przejażdżki pogrzebowym rollercoasterem, że chyba nikt nie był na to przygotowany. Nieraz mnie SFU bawił i śmieszył swoimi ironicznymi, ciętymi uwagami o życiu. Nieraz wywoływał zachwyt i zdumienie celnością spostrzeżeń. Nieraz budził gorzkie uczucia i czarne wspomnienia skrywające się w zakamarkach umysłu. I do tego te surrealistyczne sceny, gdy przedstawiane są prawdziwe myśli postaci, w pewnym sensie znak rozpoznawczy filmu. Nie wiedziałem, do czego można go porównać. Teraz wydaje mi się, że już wiem. Ten serial jest jak poezja, jak lustro, w którym my sami się odbijamy.
Niesamowite.
Od 9 odcinka ostatniego sezonu siedziałem jak sparaliżowany i chłonąłem treść łapczywie do końca. Tak wiele rzeczy chciałem przewidzieć trafnie, a przy tak wielu się pomyliłem. Sądziłem, że Nate będzie żył dłużej, do ostatniego odcinka. Myślałem, że David przegra walkę z własnymi lękami i zginie w jakiś sposób przez nie, a Rico przejmie interes po braciach. Wydawało mi się, że Brenda umrze przy porodzie albo straci kolejne dziecko. Sądziłem także, że Ruth dokona samooceny swojego życia i wypadnie ona na niekorzyść, co w konsekwencji doprowadzi ją do samobójstwa, ochraniającego ją przed dalszym życiem w zgryzocie. Potem wydawało mi się, że Claire nie dojdzie do siebie po śmierci Nate'a, wpadnie w nałóg narkotykowy, aż w końcu przedawkuje. Myliłem się w każdym przypadku, pisząc te czarne scenariusze. Jak to dobrze, że są ludzie, którzy myśleli bardziej nieszablonowo ode mnie. Zazwyczaj trafnie przewiduje końcówki filmów. Tutaj czułem się tak zaskoczony, że aż lekko zagubiony.
Zakończenie odcinka Ecotone to istna magia. Jakbyśmy się przenieśli w lata sześćdziesiąte, a oni byli beztroskimi hippisami jadącymi na wakacje swojego życia. I w sumie nie chcę zrozumieć, czy to śni David czy Nate. Myślałem, że to sen Nate'a, zwłaszcza gdy mówił w vanie, że miał całkiem inne wyobrażenie o bracie. Ale na końcu ubiór Davida się zmienia, zresztą wcześniej stwierdził, że cały czas ma garnitur na sobie. I Nate rzuca się w fale, by odpłynąć, a w tym samym czasie poprzez szum oceanu przebija się złowróżbny pisk respiratora. Gdzieś na stronie HBO czytałem, że ponoć oboje śnili to samo w tym samym czasie. Piękne, a jednocześnie powrót do rzeczywistości był jak uderzenie obuchem. To dla mnie najbardziej smutna scena filmu.
Sam finał i jego ostatnie 6 minut to już nie magia, to samo życie, które także potrafi być magiczne. Claire wyjeżdża, by odnaleźć swe przeznaczenie. David uczy swojego syna, tak jak jego uczył ojciec. Okazał się być większym twardzielem niż myślałem i godnie kontynuował sagę swej rodziny. Samochód pędzi przez autostradę pośrodku pustyni. Samochód? Nie, to życie tak pędzi. Są urodziny drugiej córki Nate'a, więc mała przeżyła i ma się dobrze. Ślub Davida i Keitha, ich synowie podają im obrączki. Dla mnie oznacza to pełne zrozumienie w tej rodzinie, chłopcy w żaden sposób nie wstydzą się ojców-gejów. Maya trzyma na kolanach swoją ulubioną małpkę. Brenda znalazła ojca dla swoich córek, a męża dla siebie. Jedźmy zatem dalej. Za chwilę Ruth na łożu śmierci, ma swoich bliskich przy sobie. Jest i jej mąż, jest i pierworodny syn. Czekają. Może spokojnie odejść. George wygląda na najbardziej wstrząśniętego jej śmiercią. Musiał przejść przez bycie takim dupkiem, przez tyle związków i własne szaleństwo, by poznać w końcu wartość drugiej osoby. Keith? Tak, oczywiście. Tak musiał zginąć Murzyn, musiał zostać zastrzelony. Może to i ironia, ale do końca pełnił swe obowiązki i chronił. Potem ślub Claire, która chyba w końcu zrozumiała, kto jest miłością jej życia. I śmierć Davida, kiedy wśród grających i biegających dzieciach zobaczył Keitha. Czy to był dla niego znak? To raczej pytanie retoryczne. Jest i Rico, drań dopiął swego. Zapewnił spokojny byt swojej rodzinie i utrzymał ją jednak w całości, a żona mu całkowicie wybaczyła. Stał się facetem odpowiedzialnym. I następnie zwariowany Billy, uwięziony w pętli uczuć, wciąż rozpamiętujący związek z Claire, jak sądzę. Wydaje się, że zanudził swą siostrę na śmierć. I wreszcie sama Claire, ze swoją pasją i marzeniami na ścianie ponad nią, z najbliższymi jej ludźmi na fotografiach. Wydaje mi się, że odchodzi spełniona, z uśmiechem na ustach. Widziała już wszystko, co chciała zobaczyć. Stanowi pewien paradoks - dawniej nie stroniąca od używek i alkoholu żyła najdłużej ze wszystkich, całe 102 lata. Dla mnie to ma znaczenie.
To jednak dopiero odległa przyszłość. Póki co auto z Claire w środku jedzie dalej, zza górki pokazuje się dalsza droga, długa droga. To jest ten znak dla nas. Bo na nas też czeka przecież jakaś droga do przebycia. I to stanowi właśnie Wielką Tajemnicę Życia - śmierć. Czy tego chcemy czy nie, jest częścią naszego życia, zwieńczeniem naszej drogi. Czeka nas wszystkich. Ale narazie wciąż podróżujemy. Nie marnujmy czasu. Jedźmy. Jedźmy tak, jakby kolejny zakręt miał być ostatnim zakrętem.

ocenił(a) serial na 10
Fanatik

Kurde, aż się wzruszyłem. Wielkie dzięki za ten tekst. Muszę wkrótce wrócić do tego genialnego serialu - choć tak naprawdę jest on ze mną non stop od wielu lat. Ja sam napisałem o SFU tutaj: http://bryka-brak.blogspot.com/2008/11/six-feet-under.html Zapraszam do lektury.

Fanatik

pięknie to napisałeś , tylko gratulować :-)