PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=558695}
7,8 46 614
ocen
7,8 10 1 46614
Teen Wolf: Nastoletni Wilkołak
powrót do forum serialu Teen Wolf: Nastoletni Wilkołak

Jako że sezon już zakończony, a ja nie mam życia, postanowiłam napisać podsumowanie sezonu, w skład którego wchodzić będzie głównie rozwój(lub jego brak) najważniejszych postaci. Ocenię też dwa wątki sezonu: Benefactora i plan Petera. Poszczególne odcinki nie będą analizowane, bo robiłam to już w innych tematach dotyczących tychże odcinków.
Jeśli ktoś będzie chciał coś dodać albo wytknąć mi jakiś błąd, zapraszam, wszak mogło mi coś umknąć.
Nie przedłużając, zaczynajmy.

Postacie

Scott: Dwa sezony wcześniej Scott został alfą, sezon wcześniej stracił miłość swojego życia. Jak to wszystko wpłynęło na jego postać? Dość marnie. Pomimo nowego statusu, Scott nie zmienił się wiele, nadal jest poczciwym nastolatkiem z kompleksem herosa. Chce ratować wszystko i wszystkich, ale czasami nie bardzo mu to wychodzi. Problemem jest na pewno to, że pomimo bycia alfą, Scott zdecydowanie nie stał się silniejszy fizycznie. Przez większość czasu radzi sobie gorzej niż beta, jaką jest Derek. Różnica doświadczeń, cóż poradzić. Na pewno jednym z powodów słabości Scotta jest fakt, że gdyby faktycznie stał się potężną alfą, problemy sezonu zostałyby rozwiązane w mgnieniu oka. Scott dysponuje więc potęgą, gdy jest to wygodne dla fabuły, a przez większość czasu dostaje po tyłku.
Śmierć Allison bardzo dotknęła Scotta, ale na bardzo krótki okres. Nie widać po nim żadnych oznak żałoby, przypominam sobie tylko jeden moment, kiedy odczuwał ból po stracie swojej pierwszej miłości, a był to pierwszy odcinek sezonu czwartego. Scott nie wspomina też swojego dobrego przyjaciela i pierwszą betę Isaaca, który wyjechał z miasta.
Jako alfa Scott jest odpowiedzialny za grupę dzieciaków i trzeba przyznać, że idzie mu całkiem dobrze. Jest wyrozumiały i pomocny, dobrze wykonuje swoją pracę jako lider grupy. W tym sezonie po raz pierwszy ugryzł człowieka i zmienił go w wilkołaka. Liam jest niewinnym dzieciakiem, który przypadkowo wplątał się w nadnaturalny świat. Scott otoczył go opieką i wspiera jak najlepiej może niczym starszy brat. Naprawdę miło jest widzieć Scotta w takiej roli, zwłaszcza że dobrze się w niej sprawdza, choć początek mieli raczej burzliwy.

Stiles: Swego czasu jedna z moich ulubionych postaci. W tym sezonie coś się w nim zmieniło, co nie pozwala mi dalej się cieszyć jego występami na ekranie. Niby dalej jest sarkastyczny i żartuje w ważnych momentach, ale jest w nim coś dziwnego. Może to być wynik albo wejścia w związek albo traumy po byciu opętanym, tak czy inaczej, to nie ten sam Stiles.
Skoro przy opętaniu jesteśmy, zapomniano o tym wątku. Stiles tylko raz to wspomina, ale to za mało jak na osobę, która omal nie popadła w obłęd sezon wcześniej. Wszystko wygląda tak, jakby opętanie nie miało miejsca albo był to zwykły katar - żadnego PTSD.
Zazwyczaj spędza czas z Malią, ale zamiast uczyć ją jak być człowiekiem, robi jej tylko krzywdę usprawiedliwiając jej wszystkie pomyłki jako progres. Lydia jest praktycznie przez niego zapomniana, choć dalej się o nią troszczy.

Lydia: Kiedyś bardzo ważna postać, w tym sezonie została zepchnięta na dalszy plan. Podobnie jak Scott, Lydia nie opłakuje Allison ani tym bardziej Aidena. Teoretycznie pustkę po Allison miała wypełnić Kira, ale dziewczyna nie sprawdza się w tym kompletnie.
Przez większość czasu Lydia jest sama, a jej rola w tym sezonie polega głównie na przewidywaniu śmierci. Teoretycznie nie powinno w tym być nic złego, w końcu jest banshee, ale gdy nie ma czego przewidywać, Lydia snuje się gdzieś samotnie próbując udawać, że robi coś ważnego.
Przez moment mogliśmy nieco poznać historię babki Lydii, ale wątek ten został szybko wyeksploatowany i rzucony w kąt, gdy nie był już potrzebny.
Moce Lydii nie są w żaden sposób rozwijane, a z jej spotkania z inną banshee nie wynikło nic. Żadna z nich nie nauczyła się nic od siebie, a Lydia była dodatkowo bardzo chamska w stosunku do Meredith, która boryka się z problemami psychicznymi.

Derek: Nieszczęsny Hale również wylądował gdzieś z tyłu. Bardzo lubiane przez fanów jego relacje ze Stilesem zostały ograniczone już sezon wcześniej i jest to kontynuowane w nowym sezonie.
Już w pierwszym odcinku Derek służy za worek treningowy dla scenarzystów. Ma kłopoty i zostaje zamieniony odmłodzony przez co nie pamięta pożaru swojego domu. Zostaje też zmanipulowany przez Kate, a gdy w końcu wraca do siebie, po jakimś czasie zaczyna tracić moc. Czy Derek robi wszystko, co może, by dowiedzieć się, co się stało? Cóż, zatrudnia najemniczkę, by pomogła mu się dowiedzieć, co się stało, ale tylko tyle. Sam nie szuka wyjaśnień, a przynajmniej nie na ekranie, a i najemniczka na niewiele się przydaje, bo większość czasu oboje spędzają w łóżku, co rozwija się w za bardzo poganiany, ale nawet przyjemny romans.
Zbliżająca się śmierć niezbyt martwi Dereka. Co prawda kilka razy robi zbolałą minę, ale to tyle. Nie wpada w panikę czy gniew, jest bardzo obojętny. I nigdy nie wyjaśniono dlaczego. Czy był już gotowy na śmierć? Czy tęsknił za matką i chciał do niej dołączyć? Któż to wie.
Koniec sezonu zapowiada dla Dereka spory wątek. Facet nauczył się zmieniać w wilka, ale nie wiadomo, czy zostanie lepiej wyjaśnione, czemu nabył taką umiejętność i czy zostanie temu poświęcona odpowiednia ilość czasu.

Kira: Wprowadzona sezon wcześniej Kitsune nie pokazała nic nowego. Jej związek ze Scottem ciągnie się jak guma od starych gaci i przestał być już słodki. Nie rozwija się też jej moc Kitsune ani walka mieczem, która wygląda koślawo. Jako wsparcie dla Lydii też się nie sprawdza, choć trzeba przyznać, że momentami próbowała.

Malia: Mówiłam już o niej wielokrotnie. Malia to przykład tego, jak nie należy pisać postaci. Nie ma żadnego konkretnego wątku poza byciem dziewczyną Stilesa, nie ma żadnych problemów psychicznym po tym, jak powróciła do ludzi po ośmiu latach. Jej ojciec jest przez cały czas nieobecny, w zasadzie ma się nawet wrażenie, że Malia nie ma żadnego domu.
Jej lojalność wobec stada nie istnieje i choć jest to zrozumiałe na początku, to z każdym kolejnym odcinkiem brak rozwoju tej lojalności zaczyna irytować. W finale dalej stoimy w tym samym miejscu, nie widać było żadnego przełomu, żadnego rozwoju. Malia jest taka sama, jak w pierwszym odcinku: agresywna, impulsywna i nieprzewidywalna.
Ona i Peter dwa razy odbyli ze sobą krótkie rozmowy, z których nic nie wynikło ani nie popchnęło ich wątku do przodu.
O absurdzie jej obecności w szkole średniej chyba wspominać nie muszę.
Krótko mówiąc: Malia to obiekt westchnień męskiego bohatera i przerywnik komediowy w jednym. Nic poza tym.

Parrish: Jedna z najbardziej interesujących postaci w serialu kontynuuje bycie tajemniczym i niezwykle miłym. Dostajemy jedynie potwierdzenie, że jest jakimś potworem i świecące oczka, kiedy pomaga Chrisowi w kanałach. No i przeżył spalenie żywcem.
Przez cały sezon jest blisko Lydii i jest bardzo zainteresowany jej mocami. Cokolwiek się między nimi wydarzy, powinno być ciekawe, bo była to jedna z ciekawszych relacji tego sezonu.

Chris: Powrócił w wielkim stylu i pomógł kilka razy. Jak pozostali, śmierć Allison nie jest przez niego wspominana, dopiero w ostatnim odcinku po wspomnieniu o niej przez Parrisha, widzimy jego reakcję na śmierć córki, ale jest tego zdecydowanie za mało. Boli też brak wspomnienia o Isaacu, którym Chris się zaopiekował.

Peter: Po knuciu w cieniu przez bardzo długi czas, Peter kontynuuje knucie i nic z niego nie wynika. Z bardzo przyjemnego socjopaty zrobił się niezbyt ciekawy złoczyńca godny Disneya albo i to nawet nie. Jego potencjalna relacja z Malią została ledwie liźnięta, przez co nie jest też zbytnio ciekawa.

Liam: Nowy członek stada i jedna z najlepiej poprowadzonych postaci w serialu. Jego reakcje na to, co się dzieje, są bardzo wiarygodne, a zaufanie do Scotta, choć nieco zbyt szybko przedstawione, jest z pewnością urocze. Liam ma także jako wsparcie swojego przyjaciela Masona i to również przyjemna w odbiorze relacja dwóch postaci.



Wątki

Benfactor: Co tu dużo mówić, zaczęło się nawet intrygująco, ale sposób, w jaki to wszystko poprowadzono, był tragiczny. Nic nie trzyma się kupy. Czemu Meredith postanowiła wcielić plan szalonego Petera w życie? Jak stare komputery funkcjonowały w tym wszystkim? Czemu Brunski dołączył?

Kate i Peter: Kolejny pozbawiony sensu wątek. Dwóch odwiecznych wrogów połączyło siły by... zrobić co właściwie? Kate snuje się po mieście i czasami sprawia kłopoty, a Peter marudzi w swoim kącie. Teoretycznie ich celem był Scott, ale czemu nie mogli go zabić samodzielnie? Kate dysponowała potężną bronią i to ona pokonała Scotta. Peter też miał nad nim przewagę, dopóki nie zagroził Liamowi. Po co więc ta cała zabawa, w którą na ostatnią chwilę została wplątana też Malia? Nie wiadomo.


W ostatecznym rozrachunku, sezon czwarty prezentuje się naprawdę słabo. Niepotrzebnie wskrzeszona Kate zabrała czas antenowy, który można było wykorzystać na pokazanie pogrzebu Allison. Absurd goni absurd, trup ściele się gęsto i nikt na to nie reaguje. Szpital po raz kolejny był miejscem ataku, a wciąż stoi w miejscu i przyjmuje chorych. Grupa nastolatków przekracza dwukrotnie granicę z Meksykiem i nikt ich nie zatrzymuje. Inna grupa nastolatków zajmuje się profesjonalnymi zabójstwami. Danny zniknął po tym, jak wyznał, że wie o wilkołakach. Postacie momentami zachowują się jak nie one, romanse są albo zbyt szybkie albo zbyt wolne. Wątki nie mają żadnego sensu i są nieprzemyślane albo rozwiązują się w magiczny sposób jak np. problemy finansowe szeryfa.

W nowym sezonie mam nadzieję ujrzeć kontynuacje niektórych wątków, które w tym zostały porzucone. Liczę na to, że Malia w końcu zacznie być postacią z krwi i kości, a nie kartonową wycinanką, Derek przestanie być traktowany jako worek treningowy, Lydia dostanie tyle czasu ekranowego na ile zasługuje, Scott i Liam zostaną BFF, trenera będzie więcej, Mason i Lydia zostaną przyjaciółmi, Danny wróci, a Peter się ogarnie i zacznie stwarzać poważne zagrożenie(mała wskazówka, nie atakuj Liama).

Z poważaniem
deathmaster aka Nigaki

ocenił(a) serial na 9
deathmaster

Plan Kate i Petera też dla mnie był slaby.
dead pool i że to Peter za tym nieświadomi stoi był fajny tylko właśnie nie wyjaśnili w jaki sposób Meredith kontrolowała Brunskiego.
Liam nie jest napisany tak super ponieważ on z I.E.D już podczas swojej drugiej pełni potrafi kontolować przemiany? Tak łatwo nawet Scott i Isaac tego nie potrafili.
Malia nie ma żadnego wątku po za byciem dziewczyną Stilea. Prawda że słabo rozwineli jej wątek, ale równie dobrze można napisać że Stiles oprócz 3b nie ma żadnego wątku oprócz bycia bff Scotta.
Peter i jego plan. Jak na takiego villana jak Peter powinien on mieć o wiele lepszy plan.
Brak takich postaci jak Danny, Morell, mało Deatona

deathmaster

Właściwie napisałaś wszystko (jak zawsze ^^).
Po dwóch ostatnich sezonach wyodrębniłam najważniejsze problemy TW:
- fantastyka dotykająca wszystkiego, a nie tylko wątków spn
- przeskakiwanie, ignorowanie, porzucanie wątków
- brak konsekwencji: stosowanie pewnych motywów, cech bohaterów wtedy, kiedy jest to potrzebne i lekceważenie ich wtedy, kiedy akurat nie pasuje
- brak długopisa i choćby kawałka kartki oraz brak tablicy i markera w pracowni TW

Co przez to wszystko mam na myśli?
Otóż jeżeli oglądam produkcję, czy czytam książkę o potworach, kosmitach, zombi, wampirach, smokach czy innych takich tam, to kupuję tę konwencję i te fantastyczne elementy. ALE równocześnie oczekuję, że ludzie - czy to na stacji kosmicznej, czy w czasie apokalipsy, na Murze, czy to w Starożytnym Rzymie zachowywali się jak ludzie. Stąd mogę spokojnie oglądać Penny Dreadful z ożywionym dziełem Frankensteina, czy zombi w In the flesh, bo tak naprawdę nie chodzi o te chodzące trupy, tylko o ludzi - ich problemy, ich życie, ich PRZEżycie.

Wiadomo, że trzeba brać poprawki na pewne konwencje i umowność. Dlatego nie czepiam się, kiedy seksowna Milla Jovovich z seksowną policjantką uganiają się w sukienkach za zombi (choć doceniam, że przynajmniej nie gonią w butach na obcasach i Milla nie neguje swojej płaskości push-upami^^), ale umowność w TW przekracza wszelkie granice. Nie na to się godziłam - w 1 i 2 sezonie nie było takiej maniany, jak teraz. Mieliśmy więcej zwyczajnego życia szkolnego, mieliśmy Scotta i Stilesa, którzy mieli swoje miejsce w hierarchii szkolnej - która została też pokazana w wątku przemiany Eriki oraz Jacksona z Lidią - królów szkoły. Bohaterowie byli z krwi i kości - i tak jak mówię - mieli swoje miejsca: w szkole, w rodzinie, w swojej społeczności. Mieliśmy wzruszające i ściskająca gardło historie Dereka, Eriki, Boyda, Isaaka. Mieliśmy szaleństwo i niebezpieczeństwo pod postacią Gerarda, Jacksona, Kate. Sam jeden Jackson był lepszym villainem, niż odrodzona Kate, Benek, Peter czy dark kitsune razem wzięci - dlaczego? Bo miał motywacje i determinację, coś realnego go napędzało! Chciał być lepszy od wszystkich - najlepszy! Był tą myślą opętany! Czuł presję, że ma być najlepszym sportowcem, uczniem, zawsze na szczycie hierarchii, i dążył do tego z żelazną determinacją nie przebierając w środkach. Jak to się ma do dziecinnych knowań i marzeń o zayebistości Piotrusia? Pliz. A do tego Jackson był po prostu nastolatkiem, miał przyjaciół, miał dziewczynę z którą miał prawdziwy związek i perypetie, miał cały zestaw cech charakteru i uczuć, który go wyróżniał.
Mieliśmy Lydię - szkolną queen bee o super mózgu, która ukrywała swoje uczucia pod maską doskonałego makijażu, łatwo zawierającą przyjaźnie, nie będącą niczyim popychadłem, nie zostającą trofeum dla wytrwałego w uczuciach nerda - dziewczyna radząca sobie z problemami, silna psychicznie.
Był Derek - postać tajemnicza, silna, z pierdylionem "issues", sekretów, przeżytych tragedii, który jednak znajdował czas dla innych i potrafił przeskoczyć swój seksowny imidż i pokazać coś więcej, niż mięcho w atrakcyjnym opakowaniu.

Wtedy jeszcze wątki nie pączkowały jeden od drugiego, jak jakaś chora narośl. Mieliśmy motyw przewodni, który szedł prosto do celu z kilkoma odgałęzieniami, które jednak "zawijały" na główny tor. Teraz mamy coś, co wygląda jak droga grupy pijaczków wracających do swojej meliny z zabawy na remizie: rozłazi się toto po krzakach, jeden dociera do celu nagle wpadając na drzwi, reszta gdzieś tam leży w pokrzywach.
Tak było w wątku Jennifer i grupy alf, tak było w wątku dark kitsune, tak teraz mamy Benka, Kate, Petera, od tego odchodzi wątek Parrisha, Meredith, Dereka i utraty mocy, Azkabanu, babki Lydii, Liama, problemów finansowych, Meksykanów i co tam jeszcze. Równocześnie pojawiają się i znikają postaci takie jak pani Morell, ojciec Scotta, ojciec Malii, Cora - pyk! są, jest jakaś draka pyk! nie ma.

Przez dwa pierwsze sezony mieliśmy do czynienia z jeśli się nie mylę 3 postaciami spn (wilkołak, banshee - jeszcze w powijakach oraz z kanimą). Plus jedna rodzina Łowców. Przez dwa kolejne menażeria urasta do monstrualnych rozmiarów i mamy Łowcę za Łowcą. Historie pokazane w dwóch pierwszych sezonach są spójne i wypady w przeszłość są wpisane w fabułę (Derek i Peter). Natomiast w dwóch ostatnich sezonach historie się rozrastają, co zmusza scenarzystów do stosowania tego irytującego manewru: ktoś stoi koło stołu i opowiada przejętym głosem jakąś tam historyjkę, a reszta stoi z rozdziawionymi gębusiami łapiąc muchy (historia Paige, Deucalion, Gerarda, Noshiko, babki Lydii, Meredith). Jeżeli przeszłości nie da się wpleść w fabułę i trzeba ją w taki sposób mozolnie wyłuszczać to jest to fabularny EPIC FAIL i dowód na nieudolność scenarzysty. Nie mam nic przeciwko flashbackom - ale w żadnej produkcji nie spotkałam się z takimi nawrotami, tak przedstawionymi, jak w TW. Doskonale przedstawione są flashbacki w Penny Dreadful, gdzie najpierw rzucane są okruszki przeszłości, a potem jest jeden cały odcinek poświęcony przeszłości - najlepszy w sezonie, w In the flesh domyślamy się ze słów bohaterów, co zaszło, w innej produkcji dla młodzieży - The 100 - też układamy sobie obraz przeszłości ze rozmów, niedopowiedzeń, półprawd, żeby mieć nasze wyobrażenia rozbite w pył przez pokazane wspomnienie. Tak się to robi!

A o co mi chodzi z długopisami i markerami? :) Organizacja uspokaja ludzi jak to powiedziano w serialu Trawka. Gdyby Jeff i spółka mieli kajecik z rozpisanymi cechami bohaterów, z rozpisaną fabułą z zaznaczonymi datami, to może nie dostawaliby pie*dolca przed każdym nowym sezonem. Zaczyna to teraz wyglądać, jakby Jeff zasiadając do pisania scenariusza myślał: noooo, jest Derek, hmmmmmmmm, co to się mu zdarzyło? *patrzy na puste białe ściany i puste półeczki* hmmmmm nie pamiętam, a przecież nie będę oglądał poprzednich sezonów! hmmmm. Jakieś wariatki coś wrzeszczą o Stilesie, po moim trupie, miałem inne plany.. kuźwa przestańcie! a macie *dociska Jennifer i Braeden* chyba była jakaś Kaśka, coś tam było seksualnego hihi, sex is good, hehe, ale ona umarła! a uj tam, ożywimy ją. Była jeszcze Malia...hhmmmmmm, ładna dziewczyna. I ostra! to takie nowoczesne - ale nie możemy marnować tych loków - no to niech będzie ze Stilesem, upiekę dwie pieczeni na jednym ogniu :>
A fani pamiętają, że Derek miał traumy, że przeżył ogromną tragedię, że morderstwo jego siostry rozpoczęło cały serial, że jego charakter nie pozwala na szybkie zażyłości, że zginęły jego bety - jedna z jego własnych rąk, że ogólnie facet ma problemy jak stąd do Władywostoku, a jednak cały czas dostaje bęcki, jest torturowany fizycznie i psychicznie, prezentuje się atrakcyjnie, ryczy, poleguje w lofcie i się dupcy. I fani się dziwią.
A Malia nie potrzebuje chłopaka i nowego ojca (ców), ma już bliską osobę, ma rodzinę: część zabitą przez nią w czasie przemiany, część żywą i straumatyzowaną. To jest tak NIEWIARYGODNE pole do popisu dla scenarzysty, z Malii mogła powstać postać na podobiznę Castiela: nieporadna w świecie ale dysponująca potężną mocą - przecież przez taki czas była zwierzęciem! Castiel łączy w sobie wręcz dziecinne zagubienie z urokiem, charyzmą i niebezpiecznym rysem. I mimo całego mojego serca dla Destiela oraz przystojnej aparycji Mishy - Castiel NIE JEST "seksualizowany" - co czyni z niego tym bardziej cudowną postać. Dlaczego Malia nie stała się członkiem grupy Scotta w której wszyscy jej pomagają we wszystkim - zarówno w życiu, nauce, jak i kojoctwie? Dlaczego to tajemnica jej kojoctwa nie prowadzi do Desert Wolf, tylko jest to pokazane przez pryzmat kolejnej pierdoły z życia Hale'ów i Petera - jakby im było mało? W ogóle po co ona jest Hale'ówną, przecież może być po prostu sobą - Malią, adoptowaną córką farmera, poszukującą swojego miejsca w życiu i wyruszającą w uniwersalną podróż swojego pochodzenia. Dlaczego szczytem Mallii problemów jest matma, a nie jak powiedzieć ojcu o sobie, jak z nim przeżyć tę traumę, jak pozbierać się po przeszłości - dlaczego Malia świeci cyckami w psychiatryku, a nie płacze z ojcem nad grobem matki - żegnając przeszłość? Dlaczego w Meksyku jest chamska wobec Lydii, a nie zwyczajnie ciągnie Scotta czy Stilesa za rękaw i pyta - jak się zachować - przecież to też można było pokazać w sposób komediowy bez robienia z niej pindy.

Prosta, linearna fabuła pozwalająca na spektakularne plot twists - które dzięki temu zyskują efekt bombowy i nie gubią się w gmatwaninie.
Konsekwencja: bohaterowie są spójni, zachowują się wiarygodnie dla swojego typu i są "wierni" swojemu zestawowi cech, zawsze takiemu samemu, niezmiennemu w zależności od tego jak akurat pasuje - gdzie jedyna dopuszczalna zmiana to rozwój.
Logika, zachowanie związków przyczynowo-skutkowych.
Używanie WSZYSTKICH bohaterów, bez odkładania ich na półkę. Skoro w tym sezonie były sceny w Azkabanie - to gdzie jest pani Morell, która tam pracuje? Dlaczego rodzice Kiry mają tak totalnie wyj*bane na losy swojej córki? 900-letnia lisica nie zasługuje na miejsce w fabule??
Zamykanie wątków, po uprzednim ich porządnym wykorzystaniu.
Rozdzielenie spn od RL: nosz kuźwa ludzie, ale po rzeźniach w BH powinno się tam ROIĆ od stróżów porządku a miasto powinno świecić pustkami.
Treść, treść i jeszcze raz treść. Nie efekciarstwo, nie slo-mo, nie lateksy, nie SUV-y, nie krew, nie fajerwerki do podkładu muzycznego, nie cudowania, nie menażeria, nie rozpraszanie uwagi widza pierdołami. TREŚĆ. Chcę się wzruszyć, chcę się pośmiać, chcę się zdenerwować w dobry sposób. Chcę współczuć bohaterom po śmierci Allison, chcę współczuć Derekowi, chcę współczuć Malii i jej ojcu.. Nie chcę oglądać ich wygibasów, ryków, skoków i posiedzeń przy okrągłym stole.
O takie rzeczy proszę. To nie jest skomplikowane :)

emo_waitress

Tak tylko dopiszę jedno: Jeff ma znikome pojęcie czym jest śmierć, jest w tym jak towarzysz Józef Stalin, dla którego śmierć to tylko statystyka. Widać to w jego serialiku, w którym motyw śmierci przekłada się na ilość, a nie na jakość. To jest bardzo prymitywne, gówniarskie podejście, bo dla niego efektowne jest stanie bohatera na stosie trupów, a nie jedna mocna, mająca wpływ na wszystko i wszystkich śmierć.
Lista ofiar Petera, Jennifer, dark kitsune, Benka, grupy alf jest tak długa - że staje się nieważna. Ludzkie życie przez staje się właśnie takie: nieważne. A te śmiszne sceny z Lydią, która drżącymi usty szepcze, że ktoś umrze i jakoś tak się to potem rozmywa? Dodam do tego Modosukcesowe powroty zza grobu i można się zastanawiać, czy Jeff wyszedł mentalnie z dzieciństwa i jego abstrakcyjnego myślenia o śmierci.
Dla niego mocne jest pokazanie kitsune idącego przez hekatombę w szpitalu, za to nie radzi sobie w ogóle ze śmiercią głównej bohaterki, która nawet w chwili swojej śmierci, zamiast walczyć o życie i krzyczeć "nie chcę umierać" mówi o miłości. A po jej śmierci nie zostaje żaden ślad.

ocenił(a) serial na 5
emo_waitress

"Tak tylko dopiszę jedno: Jeff ma znikome pojęcie czym jest śmierć, jest w tym jak towarzysz Józef Stalin, dla którego śmierć to tylko statystyka. "
Toż widać to po samym Wolf Watch, w którym podliczają te nieszczęsne statystyki. Dla tych, którzy nie wiedzą, na te statystyki składają się:
-mizianko
-sceny bez koszulki
-trupy
-i jakaś randomowa statystyka, która w założeniu ma być śmieszna

deathmaster

Ugh.
Jak mówię - gówniarstwo.
Słyszałam o tym, że aktorka grająca Kate często lubieżnie wypowiada się o Liamie bez koszulki. Gdyby to był dorosły aktor mówiący tak o szesnastoletniej koleżance z planu. to by się zrobiło wielkie halo i oskarżenia o pedofilię. A tak to w studiu mało kto widzi w tym creepy sytuację i nikt nie hamuje idiotki :/

ocenił(a) serial na 5
emo_waitress

O mój boże, poważnie? Ostatnio oglądałam tylko kilka pierwszych minut Wolf Watch, więc nic o tym nie słyszałam. To jest obrzydliwe. Przecież ten dzieciak jeszcze do szkoły chodzi. Kuguarzyca w pełnym wydaniu.

deathmaster

Powtarzam za tumblrem :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones