Że też oni mają tam jeszcze kogo wybijać w tym Beacon Hills.
teoretycznie większość wrogów urządza jatki i zabija postronne osoby gdy starają się złapać "tych dobrych"- np sfora alf czy Nogitsune w szpitalu. W sumie większość krwawych rzeczy dzieje się w szpitalu(jak wygodnie:)).
mnie ostatnio zaciekawiło, że nikogo wyżej( w rządzie czy FBI, skoro już mieli przedstawicieli) nie interesuje ilość osób, które tam giną od mieczy itp. W końcu zgłaszać to muszą a WHO jakieś statystyki prowadzi... fikcja fikcją ale jakieś pozory zachowywać trzeba :)
To co dzieje sie w tym Beacon Hills przypomina mi to co sie dzialo w Sunnydale z Buffy, tylko ze tam bylo to bardziej konsekwentnie. Tam wladze nie raz staraly sie zatuszowac rozne sprawy, ludzie wiedzieli, ze sie zle dzieje, a niektorzy nawet sobie z tego zartowali (tak jak na balu jeden z Trio powiedzial "dzieki Buffy mamy jedna z najmniejszych umierowalnosci w ciagu ostatnich lat").