Sezon trzeci trwa, a ja z sentymentu oglądam i naszła mnie pewna refleksja... Czym innym jest relacja bohaterów i trójkąt miłosny w pierwszym sezonie i drugim, a czym innym w 3. W pierwszym i drugim bohaterowie sami nie wiedzieli czego chcą, zwłaszcza Jer i Belly, którzy wchodzili w swoje pierwsze związki. Natomiast to, co mnie, jako widza, najbardziej gryzie, to to, że mamy już sezon 3, w którym główna bohaterka jest z bratem dawnego ukochanego ok. 4 lata, w tym czasie są prawie nierozłączni, współżyją, planują ślub. Niezależnie od tego, jakie były pobudki do oświadczyn i ich przyjęcia oraz niezależnie od braku dojrzałości w podejmowaniu tej decyzji, zdecydowali się na przygotowania do ślubu. Mimo że fabuła zmierza do połączenia Belly ze starszym z braci, co wydaje się naturalnym wyborem z uwagi na uczucia obojga, tak patrząc przez pryzmat relacji, w której jest od wielu lat z jego bratem, nie można nie odczuć niesmaku. Już sam fakt, iż po rozstaniu z Conradem zdecydowała się na związek z Jerem był absurdalny, ale powrót do pierwszej miłości w takim wypadku wydaje się jeszcze gorszy. Nie wiem jak potoczy się serial, wiem, że w książce większy nacisk był na emocje jakie miała cały czas do Conrada. Z Jerem była "tylko 2 lata" i pozostawały sugestie w zakresie współżycia, że to Conrad był tym jedynym.
Co zatem byłoby gdyby Jere nie zdradził i czy Conrad zasługuje na to, żeby Belly wróciła do niego w taki sposób.
Z całej trójki od zawsze byłam za Conradem. Kochał Belly i nie chciał jej zwodzić, zwłaszcza w czasie, gdy sam nie czuł się stabilny psychicznie. To ona wymuszała na nim chociażby dobrą zabawę na balu, widząc jak cierpi i jak daleko jest. Zamiast być obok, była egoistką. Nie dostała tego , czego chciała, odeszła do brata. Może ma to pokazać okres dojrzewania, ale Belly jest już na studiach i raczej można od niej wymagać większej dojrzałości, zwłaszcza w wieku 21 lat.
do tego, nie byłoby tego całego zawirowania, gdyby oni nie byli braćmi, przecież z Cam Cameronem zakończyła "związek" i było spoko. dla mnie zakończenie super, teraz czekać tylko na film, że relacja braci będzie braterska, wspierająca się, bez żalu, Jeremiah (osiągnie sukces w byciu szefem kuchni) przyszykuje strawę na wesele brata i sam zaręczy się z kimś, a Conrad, chyba oświadczyny się Belly na ich plaży, to byłyby czymś fajnym i mega romantycznym. Samo pisanie listów jest rozczulające w świecie mnóstwa komunikatorów
To, że oni byli że sobą 4 lata o niczym nie świadczy. Ten związek narodził się gdy byli szczeniakami wchodzącymi w dorosłość. Mam wrażenie, że trwało to tyle, bo po 1sze - Belly było go szkoda i miala wrażenie, że po śmierci matki MUSI być przy nim i go wspierać. Po 2 - Conrad byli daleko i go nie widziala więc "zwalczala" te uczucia i dusiła je w sobie które odżyły przy przypadkowym spotkaniu na Święta. Jerry sam mówi że nie spytał jej o święta bo wiedziałby że już wtedy byłby koniec- oświadczyny miały ją "zaklepac", zarówno jednemu i drugiemu odwołanie ślubu wyszło na dobre. Belly odkryła siebie, a Jerry w końcu przestał być nieudacznikiem który ciągle zeruje na innych czy to finansowo czy to emocjonalnie. Bardzo dorosł. Ostatnie dwa odcinki sprawiły że go nawet polubiłam. Mam nadzieję że w filmie będzie dalej z Dennise bo bardzo fajnie go uzupelnia. Belly całe życie kochała Condrada. Gdyby w motelu powiedział by to samo co w dzień przed jej ślubem byli by razem, ale wiedział że to nie jest dobry moment, gdyż walczył z depresja ( w książce jest jego depresja lepiej ukazana). A to ze byla z jednym bratem a potem z drugim.. nie takie hiatorie świat widział w prawdziwym życiu. Z perspektywy czasu myślę że Jerr zrozumie, że to było najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.
mam odmienne zdanie i o ile zgadzam się we wszystkich aspektach co do tego, dlaczego Belly nie pasowała do Jerra i że powinna być z Conradem i że taki układ wyszedł im na dobre, o tyle nie mogę się zgodzić, że 4 lata o niczym nie świadczą. Żona jego brata jest jednocześnie jego byłą narzeczoną, z którą spędził młodzieńcze lata i wchodził w dorosłość, planował ślub. Nawet jeśli decyzja o ślubie była pochopna i nieprzemyślana, ale była, a rozstanie nastąpiło dopiero w dniu ceremonii i to nie dlatego, że doszli do wniosku, że do siebie nei pasują, a dlatego, że wyszły na jaw uczucia Belly i Conrada, którymi się wciąż darzą. Niezmiennie uważam, że egoizm i brak dojrzałości Belly doprowadził do tej sytuacji. Jerr też wiedział na co się pisze, rozdzielił ich, a później robił wszystko, by byli daleko od siebie, by nie odeszła. Conrad ukrywał uczucia. Każdy z nich popełnił błąd, ale nie zmienia to faktu, że była z nim 4 lata i nigdy nie uda im się o tym zapomnieć, zawsze pozostanie jego pierwszą miłością, pierwszą narzeczoną, niedoszłą żoną.
Wiesz co wydaje mi się, że na pewne sytuacje patrzysz potem z innej perspektywy, już chłodnym okiem. Jerr po czasie i po rozpoczęciu związku z Dennise może stwierdzić, że to najlepsze co mu się przydarzyło i że z Belly zmarnowali tylko czas i w sumie to, ze dobrze ze tak wyszło. Ja w ogóle uważam, że Jerry nie kochał Belly miłością romantyczną, tu bardziej była chęć udowodnienia czegoś bratu na punkcie którego miał całe życie kompleks. To że Belly nie kochała Jerra jest oczywiste. Uciekała przed uczuciem do Conrada, bo bała się ze znowu ją odrzuci. Conrad w 2gim sezonie z tym tłumieniem emocji i z mówieniem czegoś a potem wycofywaniem się z tego był irytujący i z perspektywy nastolatki, którą byla Belly rozumiem, że miala podstawy aby wierzyć, że chłopak jej nie chce i jej nie kocha. Przypominam, że na pogrzebie wręcz jej powiedział, że ich związek był błędem. Zabrakło tu szczerej rozmowy od serca od razu na gorąco, a nie po czasie gdzie dziewczyna miala mętlik w głowie. Owszem związek z Jerrem był samolubny, może faktycznie był próbą zwrócenia na siebie uwagi Conrada, a może był dla niej bezpieczną przystanią i kimś kto nie odejdzie gdy pojawią się problemy. Trochę nie rozumiem dlaczego Jenny zmieniła ich związek w serialu, w książce Belly z Jerrem byla niecałe 2 lata i nie spali że sobą, i myślę że to wyglądało by o wiele lepiej i może faktycznie nie budziło takiego niesmaku.
W moim odczuciu Jerr i Belly byli bardzo pogubieni co jest, a co nie jest miłością romantyczną. W pewnym momencie można było tam dostrzec elementy wręcz uzależnienia emocjonalnego. Trzymali się kurczowo ze sobą, jakby bali się samotności, co w sumie oboje przyznali w sezonie 3. Oboje byli w tej relacji z różnych pobudek, Belly chciała zapomnieć, potrzebowała atencji, bycia w związku, który nie wymagał od niej zbyt wiele, Jerr chciał udowodnić coś innym, a przede wszystkim sobie, wygrał, był lepszy, chciał pokazać te pozory ustatkowania przy Belly, a w dodatku nie był samotny. Nie chciał pozwolić jej wyjechać, chciał za wszelką cenę trzymać ją przy sobie, bo bał się, że go zostawi. Bał się tej pustki.
Rozterki z Conradem wszelakie, to kto kogo odrzucił, kto kogo nie rozumiał itd. zostawiłam na boku. Już w innym wątku pisałam, że dla mnie wersja książkowa, gdzie Belly nie była aż tak zaangażowana w związek z Jerrem, nie współżyła, ten związek był krótszy i mniej intensywny, bardziej do mnie przemawiało. Pozostawiało zdecydowanie mniejszy niesmak. Nie da się nie zwrócić uwagi, że Belly w książce ciągle miała w głowie Conrada, natomiast w serialu, po nieudanym ślubie zupełnie zlekceważyła jego, jego uczucia, pozostawiła go za sobą. Rozczarowująca była jej reakcja na jego listy czy paczkę z misiem. Wydaje mi się, że bohaterka pod pozorem zmiany, dojrzewania, w dalszym ciagu była tą samą egoistyczną Belly. Relacja z nowym chłopakiem czy potraktowanie Conrada przedmiotowo też o tym świadczą. Chyba nigdy aż tak bardzo główna bohaterka nie straciła w moich oczach. W pierwszym sezonie widziałam w niej pogubioną dziewczynę, ale już w następnych egoistkę, która patrzy wyłącznie na czubek własnego nosa. Młody wiek? Chyba nie może aż tak usprawiedliwiać wszystkiego co zrobiła. Odrzucenie – to ona odrzuciła Conrada i to wtedy, kiedy widziała, jak bardzo jej potrzebuje, była dziecinna w chwili, gdy jemu walił się świat. W drugim sezonie ona też grała mu na nerwach, sama zaczęła latać za Jerrem żeby coś mu udowodnić. Może, gdyby go bardziej słuchała i dostrzegała, zobaczyłaby, że nadal ją kocha. Nawet Steven w końcu to dostrzegł. Ona nie dała mu szans.
Steven wręcz w drugim sezonie namawia Conrada aby walczył o Belly. Generalnie ja za główna bohaterką w ogóle nie przepadam i uważam, że Conrad zasługuje na kogoś lepszego. Ciężko też stwierdzić o co chodzi z zachowaniem Belly w Paryżu, bo w książce ten wątek w zasadzie nie istnieje - jest tylko wzmianka ze pisał listy , spotkali się i bach jest ślub. Ostatni odcinek jest chaotyczny i jakby pisany na kolanie , nie rozumiem też po co powstaje film, chyba tylko po to aby Jenny się wzbogaciła xd wystarczyło dokręcić jeszcze jeden odcinek ze ślubem i ostatecznie podomykac wszystkie wątki. Nie rozumiem o co chodziło Belly po scenie łóżkowej- kocha go ,ale ma wątpliwości czy kochają się na prawdę czy tylko przez Suzanah xd mam wrażenie że ten scenariusz powstał aby dodać dramaturgii i trzymać w napięciu do końca, a wyszło trochę groteskowo. Jedyne co przychodzi mi do głowy na wytłumaczenie tej dziwnej dziewczyny to, że bała się ze znowu ją odrzuci albo Jerr tak jej zryl beret tym ciągłym gadaniem, że "tego chcialaby mama"xd, natomiast jeśli chodzi o Benito to uważam, że był potrzebny ten wątek- spróbowała z kimś innym i nadal nie wychodzi , nie ważne gdzie jest i z kim ciągle wracają do siebie z Conradem ( podobny tekst pada na koniec ksiazki) , wydaje mi się też że przysłanie pluszaka na nowo obudziło w niej uczucia a Benito miał pomoc je zgasić, poza tym w tym momencie miala obok siebie chodząca czerwoną flagę Taylor która kazała jej iść dalej ze swoim życiem. Swoją drogą Taylor jest jesscze chyba gorsza i nie rozumiem hak tak fajny chłopak jak Steven z nią ma wytrzymać. Podejrzewam, że w filmie wszystkie wątki powyjasniaja i domknąć w filmie. Przynajmniej mam taką nadzieję
Byłam trochę zawiedziona relacją Stevena i Conrada w sezonie 3, zwłaszcza tym, jak podchodził do jego uczuć do Belly. Każdy z nich zarzucił Conradowi, że się odsunął, ale Steven wiedział dlaczego. On sam jak widać, też nie szukał z nim kontaktu. Ślepo trzymał z Jerrem.
Też uważam, że Conrad zdecydowanie zasługuje na kogoś lepszego, kogoś kto doceni jego miłość, nie ślepe pożądanie, ale miłość, lojalność, troskę, empatię, stałość uczuć.
Co do Belly po ślubie, bardziej chodziło mi o to, że w książce bardziej było widoczne to, że ona dalej go kocha, a w serialu niby przyznała się, że coś do niego czuje, przebłyski miała jeszcze przed wyznaniem Conrada, po czym słyszymy tekst o tym, że ona o nic go nie prosiła (opowiadała o tym nowym przyjaciołom). W książce czytelnik jednak odnosił wrażenie, że ona wyjechała, żeby poradzić sobie z bólem, uczuciami, ale takimi, których jest już świadoma, a w serialu niby mówi, że kocha, po czym wyjeżdża, obarczając go winą za całe zło, nie myśli o nim, nie kontaktuje się, nie odpisuje, nawet nie widać wielkiej euforii lub emocji po otrzymaniu listów, paczki.
Ostatni odcinek to dla mnie totalny rollercoaster. Przez cały sezon rozciągano nudne wątki, pozbawiając głównych bohaterów wspólnych scen. Było ich stanowczo za mało. Jak się okazuje, tylko po to, aby w ostatnim odcinku zmieścić: odrodzenie Jerrego, zauroczenie Dennis, przyszłość Dennis, Stevena i Taylor, a także spotkanie Conrada i Belly po roku, spacer zakończony w miłosnym uniesieniu, wyznanie miłości i powrót. Taki przyspieszony tryb, jakbym czytała streszczenie sezonu, a nie jeden odcinek. Po tylu wzlotach i upadkach miałam ogromny niedosyt. O ile postawa Conrada była zrozumiała, o tyle zachowanie Belly już nie. Irytowała z każdą sceną bardziej. Nawet jej pytanie, czy nie był z nią tylko przez śmierć Susannah i przez to, że ona chciała żeby byli razem, było dość sztuczne, tak jakby była to bardziej odpowiedź dla fanów i zarzutów, że tylko dlatego byli razem, a nie ich rozmowa, na którą wszyscy czekali. Było sztywno, ta para miała jakąś magię i w Paryżu ją straciła. Patrzenie w oczy, zbliżenie, a później chłód. Nie było w tym tej magii, tej którą widać było w drugim sezonie w retrospekcji świątecznej. Wiele się wydarzyło, ale nie czuć było już tego czegoś.
Film powstaje pewnie dlatego, że chcą monetyzować sukces. Może dlatego nie połączyli głównej pary w trakcie sezonu, żeby pozostawić ten niedosyt i oczekiwanie na film.
Czy bała się, że ją odrzuci??? No nie wiem, od wielu lat, to ona odrzucała jego i to nawet wtedy, kiedy wiedziała, że ją kocha. Do ich rozstania też doprowadziła ona, a później po prostu zachowywała się tak egoistycznie, że nie można było uwierzyć, ze aż tak się da. Dla mnie to ona była czarnym charakterem i to że to przyznała, było jedyną rzeczą, którą dobrze powiedziała.
Nie neguję, że związek z kimś innym był potrzebny, ale już to, że potraktowała Benito przedmiotowo, nawet wtedy, gdy miała dość wyraźne sygnały, że on się zaangażował, a mimo to w to poszła, bo z Taylor ustaliły, że tak będzie się leczyć, wskazuje, że ona tak naprawdę nie dojrzewa, a dalej jest egoistką myślącą o sobie, wokół której musi kręcić się cały świat.
Taylor też dla mnie była zagadką i już wtedy, gdy myślałam, że przejrzała na oczy i jest po stronie Conrada, ona znowu doradzała Belly tak, żeby byli z Conradem jak najdalej od siebie. Nie mogłam jej zrozumieć. Steven też mnie rozczarował. Zupełnie nie tego spodziewałam się w 3 sezonie.
Taka myśl mnie też zabolała, że od Conrada zawsze każdy wymagał i miał pretensje, że go nie było. On nigdy nikomu takich zarzutów nie robił, mimo że wszyscy jego też zostawili, kontakt działa w dwie strony. On odszedł, a dla nich było to łatwiejsze. Szkoda, że nikt mu nie pomógł.
Serial chyba chciał być takim dramatem, z głębokimi przemyśleniami, problemami, ale wyszło miałko. Stracił urok pierwszego sezonu, którego namiastki mieliśmy jeszcze w sezonie drugim. Szkoda.
Jedyną osobą która była przy Conradzie zawsze i zawsze go wspierała była Lauren. Jedyna kobieta która miała tak zwane jaja w tym całym towarzystwie. Co do Taylor mam te same odczucia, niby przyznaje Conradowi, że to nie do końca jego wina co się wydarzyło i że będzie go informowała co i jak, żeby potem na sylwestra sugerować Belly żeby dala sobie z Conradem spokoj. Mi się ostatni odcinek nie podobał, za dużo wszystkiego chcieli upchać, wątek Taylor że Stevem zbedny, typowa zapchajdziura z tą kłótnią, tak jakby pisali ten odcinek na kolanie, tak jakby nagle wpadli na pomysł że nakręca film więc szybko podpopinali wszystko na ostatnią chwilę. A ponoc ekipa od roku wie juz że film powstanie. Ta wymiana zdan po spędzonej wspólnie nocy bez sensu, kompletnie na wyrost, Conrad wychodzi a ona dosłownie w 2 min uświadamia sobie ze jednak go kocha i zawsze będzie xd po co też zadzwonić jak można biec do pociagu wychodząc z pustą kieszenią chyba nawet bez kluczy ale zdążyć założyć naszyjnik xd ta scena była absurdalna i chyba skierowana do nastoletnich widzów, kompletnie bez sensu akcja mająca do końca trzymać w niepewności czy wrocili do siebie. A wystarczyło po romantycznym uniesieniu już ich zostawić w tym łóżku i tyle. Wlepić w ta bezsensowna scenę jakieś chwile razem, ich retrospecje np jak już jadą do Cousins w scenie końcowej np. Jenny powiedziała że film będzie o dalszym życiu Belly i Conrada bo wie że po serialu fani maja niedosyt. Jestem ciekawa jak to poprowadzi. Jeśli chodzi o Benito - został wykorzystany przez Belly perfidnie. Ona chciała zapomnieć, a on chyba szukał czegoś na stałe skoro chciał ja zaprosić do rodziny do Meksyku. Na dodatek do Conrada mówi że nigdy nie był to jej chlopak co jest już bardzo brutalne xd taka osoba za nic w świecie nie zasługuje na tak dobrego człowieka jakim jest Conrad. Tak jak napisałam rozmiala go tylko Lauren która nawet się go pyta kiedy w końcu on będzie szczęśliwa i zadba o siebie. Steven w 3cim sezonie mnie rozczarował bardzo. To była jedna z moich ulubionych postaci w sezonach 1-2 , urocze było jak trzymał kciuki i kibicował Belly z Conradem , a w 3 sezonie nawet gdy dowiedział się o zdradzie Jerra nie dał mu po pysku, a czekałam na to Cały sezon jak on zareaguje ! I się rozczarowałam.
Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś. Co do Laurel, fajnie było zobaczyć jej interakcje z Conradem, chociaż myślałam, że więcej będzie ich wspólnych scen, zwłaszcza po akcji na ślubie. A tu brak interakcji, jak dzieje się coś aż takiego. Poza tym zdziwiła mnie jeszcze rozmowa telefoniczna Conrada z Laurel o Belly, po jej wyjeździe. Laurel nie mówi zbyt wiele, trochę takie "nie wiem Conrad". Pytał chyba czy do niej napisać. Myślałam, że jednak bardziej się wysili. Przez trzy sezony upewniłam się w jednym - z każdym odcinkiem i sezonem coraz bardzie szkoda było mi Conrada, niezrozumienie, samotność wśród tylu ludzi, którzy nazywają się swoimi przyjaciółmi/rodziną. Do tego, kiedy zniknął, oskarżono go, że się odsunął, a jak zniknęła Belly, wszyscy na nią czekali, kiedy raczy wrócić. Nikt jej nie oskarżał, mimo że zaczęła żyć własnym życiem zostawiając za sobą wielki pożar, który sama wznieciła. Dziwi mnie ilość komentarzy, w których widzowie w dalszym ciągu stwierdzają "jak można być za Conradem, takim chamem i bucem, który ją wykorzystał i porzucił".
Conrad to powinien odciąć się od całego tego towarzystwa i pogonić ich wszystkich z JEGO domku na plaży w którym wszyscy się panoszyli jak u siebie i miałam wrażenie że wręcz jego tam momentami traktują jak intruza xd niestety ale w życiu tez często tak jest ze jeśli jesteś dobry ludzie to wykorzystują i dostajesz po tyłku. Mi to już nawet nie zależało żeby Belly wróciła do niego tylko żeby w końcu ten chłopak zaznał szczęścia! W tym filmie wszyscy powinni posypać głowy popiołem i go srogo przeprosić. Co to Laurel jakoś pretensji nie mam za tą rozmowę- w sumie nie mogła nic mu doradzić sam musiał podjąć te decyzje co robić. Agnes ( fajna dziewczyna! Pasowałaby do niego) też mu powiedziała że tylko on sam musi podjąć decyzje co robić czy jechać do Paryża czy nie. Lauren Jako jedyna widziala i nie ukrywała jak absurdalny jest ten cały ślub i chyba w ogóle nie chciała żeby Belly byla z Jerem. Sama na początku studiów sugerowała córce aby bawiła się i korzystała z życia xd
Dokładnie miałam takie same odczucia co do domku. Odcięcie Conrada pozwoliło mu dojrzeć oraz uleczyć siebie, szkoda, że inni nie zauważyli, że był to możliwe dopiero jak był daleko od nich, bo może zamiast pretensji, byłaby to dobra lekcja dla nich. Wiele osób cieszy się, że w końcu jest z Belly, właśnie dlatego, że chcieli, żeby był z tą, którą kocha, ale ja po całej serii uważam, że czasem dla własnego zdrowi apsychicznego nie warto jest gonić za kimś, kto nie jest tego wart. Po tym jak w ogóle ich powrót do siebie nastąpił mam duży niesmak. Było to bardzo na siłę. Na pewno zasługiwał na więcej po tych wszystkich latach. Laurel wydaje mi się, że nie chciała, aby Belly miała takei życie jak ona - nieszczęśliwe małżeństwo, szybki ślub i dzieci, chciała, żeby poznała siebie, wychodziła ze strefy komfortu, a później się ustatkowała. Do tego wydaje mi się, że Laurel czuła więź między Conradem a Belly i wiedziała, że to nie zniknie, stąd ten sprzeciw. Belly za bardzo chciała pokazać, że jest dorosła, bo gdyby na spokojnie zaczęła rozmawiać z Laurel, może wcześniej doszłaby do podobnych przemyśleń.
W tym serialu mam wrażenie, że w ogóle nikt że sobą nie rozmawiał tylko zakopywał problem. Chyba że ja już jestem po prostu za stara na tego typu seriale i doszukuje się głębi xd Jerry na koniec 2 sezonu nawet troszkę mi zaimponował- powiedzial Conradowi żeby wyznał uczucia Belly i jeśli nadal ona też go kocha to on się wycofa. Była to chyba pierwsza tak dojrzała decyzja z jego strony. Ale Conrad tego nie zrobił. Czytałam książkę i jak dla mnie trochę za mało pokazali depresji Conrada. On był mroczny i wiecznie smutny, uśmiechał się tylko przy Belly, troszkę tego mi brakło w serialowym Conradzie chociaż aktor uważam dobrany bardzo dobrze. Belly miala być z Conradem więc ja od początku oglądając serial byłam tego świadoma chociaż serialowa bohaterka jest trochę dziwnie napisana. Książkowa Belly kochała Conrada cały czas, nawet gdy byla z Jerem ciągle ma mętlik w głowie. Tutaj czułam jej miłość tylko pierwsze dwa sezony. W 3 owszem maja jakieś sceny ale np scena gdzie z Jerrem śmieją się z Conrada w basenie oglądając film miałam ochotę ich oboje utopić xd a co robi Conrad ? Słyszy płacz Belly i odwołuje lot. Wydaje mis ei że trochę te postacie źle przelano na ekran , trochę spłaszczono. Jedynie co może uratować ten niesnaski to film i w nim mam nadzieję w końcu zobaczę że Belly rzeczywiście dojrzała i widzi coś więcej niż tylko własne ja
Też zastanawiam się czy to, że widzę to wszystko, to dlatego, że już mam za dużo wiosen, ale jednak, jeśli film jest tak popularny i ma przemawiać do młodych, powinno się bardziej myśleć nad rozpisaniem postaci. Te z każdym sezonem stawały się bardziej płytkie i infantylne. Mylono poszukiwanie siebie i dostrzeganie swoich potrzeb z egoizmem. Wgl główni bohaterowie zasługiwali na szczerą rozmowę, wyjaśnienie tego wszystkiego, ale nie w taki sposób jak miało to miejsce na spacerze, podczas którego padło coś o balu i pogrzebie. Zupełnie spłaszczono emocje, które towarzyszyły bohaterom rzekomo latami.
Co do Conrada, to w książce wydawał się bardziej niedostępny, mroczny i przez ten ból wręcz krzywdził innych, a w serialu on cierpiał, bo nie chciał krzywdzić innych, ale to inni krzywdzili jego. Myślę, że ostatecznie serial utrwalił negatywne wzorce. Miał być głęboki i z przesłaniem, a wyszło kiepsko.
zwiazek z Jeremiah był takim byciem dla bycia z kimś w ogóle, bez iskry, bez żaru. Też liczę, że Belly dojrzała i pokaże Conradowi, że jest jego warta. Jej egoizm wynikał z jej wieku, wiele kobiet nigdy z tego nie wyrasta, narzekają na partnera, którego wybierają, bo o tego o którego mogły zawalczyć, aby dotrzeć do jego duszy, zostawiły, jak Belly Conrada w dniu pogrzebu. Atak paniki to coś strasznego, a to co on jej wtedy odpwiedział, to byłe klasyczne zadanie ciosu ukochanej osobie, by ta nie widziała, jak on cierpi. Pisarka jest w moim wieku,o rok starsza, więc ja zauważam od początku miłość Conrada, jak walczy z depresją, jak dorasta, jak przebudza się ze sny, to piękna metafora, kiedy Agnes pyta kiedy on zakochał się w Belly, a on mówi, że to nie było takie pstryknięcie, tylko obudzenie się. Uwielbiam to, że poszedł na terapię, by stać się dla niej lepszym, wiedział, że sama miłośc, nawet najgłębsza nie wystarczy, jeśli on nie da siebie całego, nie otworzy się i ta scena na plaży, kiedy wreszcie wyznaje, że ją kocha (nigdy nie popsuł, by ślubu, gdyby nie dowiedział się o cabo) i ta scena w kuchni, pełna emocji iskier i ich mimika plaży, jej zaprzeczenie i jego hmm, i prawie nieme ok, mistrzostwo świata. Każda scena między nimi w każdym sezonie, taka intensywność i muzyka. Dzięki Conrad-Belly, Taylor swift znalazła się na mojej liście. Czekam na film, uważam, że serial jest lepiej poprowadzony, postać Stevena rozwinięta, ale czemu odsunął się od Conrada, nie zapytał go wprost podczas tych czterech lat, dlaczego jest od nich tak daleko, przyjaciel by chciał wiedzieć, a oni wszyscy porzucili Conrada, tylko nie Laurel i myślę, że ona jest katalizatorem, mówiąc zaryzykuj, odezwij się do Belly. Nie wie czego jej córka chce, ale wie jedno, Conrad musi wreszcie zawalczyć o swoje uczucia. W końcu był jej ulubieńcem. Byłaby jego super mamą, a teraz będzie ekstra teściową.
i moje prawdziwe imię to Isabel, więc...kiedy słyszę jak Chris-Conrad je wypowiada w pełnej wersji <3
Myślę, że postać Conrada to jedyna postać, z którą można sympatyzować przez te sezony, widać w nim walkę postęp, demony przeszłości, rozterki, emocje. Przy tym wszystkim stara się być dobry dla innych, nie obciążać ich, pomagać, ale tak z tylnego siedzenia, żeby nie pchać się na blask fleszy. Kiedy on jednak potrzebuje pomocy, inni myślą o sobie i to boli, ale z drugiej strony jest realne, bo w życiu też często tak bywa. Natomiast pozostałe postaci nie wnoszą nic rozwojowego.
dokładnie się z Tobą zgadzam, oglądałam, aż wstyd przyznać trzy razy serial, calutki i w ósmym odcinku trzeciego sezonu Steven jest tak wredny dla Conrada, a sympatyzuje z Jeremieah, kiedy to właśnie ten zdradził jego siostrę. Oni wszyscy powinni przeprosić Conrada, a Agnes to jedyna opcja na świadkową na ślubie.
Zastanawiam się tylko nad tym, dlaczego serial tak szybko spłaszczył emocje Conrada. Zniszczyli go, nie rozumieli, odsunęli się, a później to on jest przedstawiany, jako ten co krzywdził. Rozmowa z Jerem była jedyna, która musiała się wydarzyć. Natomiast rozmowa ze Stevenem, Belly, nawet Laurel czy Taylor. Nie było to ok. Każdy pokazuje się jako ten skrzywdzony, ale w Conradzie nikt nie widzi ofiary, tylko zawsze sprawcę. Nie mógł jednocześnie mówić o uczuciach i milczeć. Wymagano od niego sprzeczności lub wymagano deklaracji i zachowań oraz uczuć, na które w danym momencie nie był gotowy i to z powodu okoliczności obiektywnych. Nawet w ostatnim odcinku nie oddano mu sprawiedliwości. Spłycono to, że nawet po latach Belly znów go skrzywdziła, bo sama musiała się zmierzyć z emocjami, zawsze kosztem Conrada. Myślę, że po tym co przeżył, powinien być z kimś innym, kto go doceni, zrozumie, będzie wspierał. Czy będzie to Belly. Nie wiem. Nie widzę tu progresu wielkiego. Dalej brak jej dojrzałości emocjonalnej. Jednego traktuje przedmiotowo, bawi się uczuciami, stawia na siebie w egoistyczny sposób, wiedząc, co czuje Conrad, współżyje z nim, po czym funduje mu niezłą huśtawkę emocji. Po tym wszystkim, mamy uwierzyć, że Conrad został zrozumiany, doceniony?
ta rozmowa była im potrzebna, ona potraktowała go źle i mam nadzieję, że w filmie wreszcie pokażą, że to on cierpiał najbardziej, kochał i wreszcie o siebie zawalczył, ale to mu się udało, właśnie dzięki, że wyjechał daleko od toksycznego środowiska. Według książek to z Belly będzie i chciałabym, aby pokazali, że ona ewoluowała, bez rozmowy z nm w Paryżu, nigdy by nie zrozumiała jego punktu widzenia. Wiem czym jest depresja, aż za bardzo, a co do jego uczuć w każdym jego geście widziałam miłość Conrada, nawet wtedy kiedy się odsunął, smutna scena jak płacze pod motelem, ale nawet dorosłe kobiety nie potrafią walczyć o swoich mężczyzn i zadowalają się przeciętnością. Myślę, że tylko Laurel nie musi go przeprosić, ale reszta. Nie przyjaźniłabym się z kimś kto zdradził moją siostrę-Steven porażka, samolubny, a Jeremiah widać, że się stara, też potrzebuje w swoim otoczeniu kogoś kto go dostrzeże,a nie będzie wywoływał chęć rywalizacji, ma wspaniałego starszego brata. Liczę, że ich więź się odbuduje. Conrad to wspaniały przykład rozwoju emocjonalnego. Uwielbiam także jak jest sassy. Aktor wspaniały, obejrzałam wredne dziewczyny, film taki sobie, ale on jak zwykle rewelacyjny, czekam na wszystko inne z tym aktorem. Uwielbiam, jak aktor gra całym sobą. Jest przez to bardziej autentyczny.
Wydaje mi się, że z młodej obsady Chris zagrał najlepiej. Byłam bardzo zdziwiona, jak w innym wątku czytałam, że był drewnem z tą samą miną. W mojej opinii swoją grą aktorską zbudował ten serial. Grał tak, że wzbudzał mnóstwo emocji, a to już sukces.
Oczy, mimika twarzy, rozumie postać, którą gra i do tego ma fajny głos, scena wyznania na plaży, kiedy mówi na skraju płaczu, wspaniała i oczywiście na drugi dzień ich kłótnia w kuchni, jego nieme "ok", jego każde "hmm", myślę, że to taki aktor, który może stworzyć każdą kreacje i uwierzysz we wszystko