W trakcie oglądania trzeciego sezonu miałem takie odczucie „no tak, znowu dostałem świetny serial, ze świetnymi aktorami, świetną historią, ale czegoś mi jednak brakuje”. No i nagle dziesiąty odcinek. Bum! Od pierwszej sceny z Thomasem Kellerem gdzie miałem wrażenie, że oglądam najbardziej ludzkiego człowieka spośród wszystkich ludzi, aż do ostatniej sceny. Zakochałem się w tym serialu od pierwszego odcinka pierwszego sezonu, a dzisiaj tylko w tym utwierdziłem. Uwielbiam bezgranicznie.
Ja do tego ostatniego odcinka miałem z tym trzecim sezonem właśnie pewien problem. O ile odcinek 1 i 6 świetne, to pozostałe były dla mnie właśnie takie w stylu "czegoś jakby brak". Dopiero ten 10. był takim w pełni satysfakcjonującym dopełnieniem całości, a jednocześnie zaproszeniem do drugiej części tej historii - czyli sezonu 4. Już nie mogę się doczekać.