Oczywiście gardze postępowcami i najlepiej bym im uciął kabel do internetu, ale skoro już ten cały internet jest to musi być serial pokroju The Crown.
Nie żadne śmieszne Friends tfu, nie beznadziejne The Lost dla mas, nie badziewne serialiki o superbohaterach czy wyprawach w kosmos bez sensu. Już lepszy od tych gówien był Władca tygrysów, dlaczego? Bo to był serial prawdziwy o ludziach z krwii i kości.
W The Crown mamy znowu serial o ludziach, tych niezwykłych z rodziny królewskiej, gdzie korona niejednemu ryje beret i tych zwykłych, lokajach, pomocnikach rodziny królewskiej i wreszcie pospólstwu. Serial wlecze sie leniwie bo to serial i nie musi sie nigdzie spieszyć i wychodzi mu to cudownie na dobre podobnie jak mnie gdy mam czas zżyć sie z bohaterami. Dawno tak nie płakałem po śmierci króla Jerzego, co za przeżycie. A rozterki księcia Filipa czy cudowna historia księżnej Małgorzaty. Wczuwałem sie w każdą z tych postaci. Piękne kolory, jak trzeba ponuro to jest ale nie za kolorowo, fantastyczna muzyka i to co kochamy najbardziej a czego nie mamy u siebie czyli rodzina królewska, monarchia.
Tego możemy z pewnością brytyjczykom pozazdrościć, bo co my mamy xd, chlew. Oni tego nie znają xd. Obok Stranger Thinks najważniejszy serial Netflixa.