Bardzo długo zabierałem się do obejrzenia The Expanse, zwłaszcza po rozczarowaniu jakie przyniosły nowe seriale w podobnych klimatach jak Lost in Space czy Star Trek Discovery. Po obejrzeniu pierwszego odcinka nie byłem oczarowany, ale perspektywa zaludnionego układu słonecznego pełnego politycznych intryg wydawała się interesująca, więc kontynuowałem przygodę. Na szczęście moja cierpliwość została nagrodzona po chyba jakoś od połowy pierwszego sezonu zaczyna się ostra jazda bez trzymanki.
Nie znoszę, kiedy kryształowy bohater pełen cnót i ideałów samodzielnie ratuje świat przed jakimś czarnym charakterem. W tym serialu tak naprawdę nie ma złych i dobrych (no może poza kilkoma wyjątkami, ale nie będę spoilerował). Każdy działa z własnych pobudek, które według jego opinii są słuszne i usprawiedliwione, nawet wśród głównych bohaterów ciężko wskazać jednoznacznie dobrą postać. W The Expanse nie ma podziału na czarne i białe natomiast jest pełna paleta odcieni szarości. Dzięki temu każda frakcja w serialu ma swoje racje i z każdą z nich w zależności od sytuacji możemy się utożsamiać.
Serial doskonale pokazuje, że pomimo rozwoju technologii ludzie się nie zmieniają, mamy wszechobecną przemoc, biedę, chciwość i pogardę dla obcych. Bogaci i politycy nie liczą się z życiem zwykłych ludzi, a światem rządzą korporacje. Do tego dochodzi wzrost napięcia pomiędzy Ziemią, Marsem i Pasem. Wszystko aż buzuje jak w kotle, a do tego kotła wrzucono jeszcze przyprawę z poza naszego układu słonecznego. Jak dla mnie jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, taka gra o tron w kosmosie.
Czy serial ma wady, oczywiście i to sporo. Można jednak przymknąć na nie oko i nie rozgrzebywać braków w logice i cierpliwie znosić kilku słabych aktorów. Jako całość produkcja naprawdę godna polecenia.