Jak Wam się podobał 4-ty odcinek 2 sezonu?
Wg mnie świetny. Podobało mi się dodanie dodatkowego wątku Marasmusa (tego nie było w książce, nie?) - trochę mi to przypomina wątek Olympic Carrier z BSG. Tylko tutaj mamy kolejny raz pokazaną bucerę Holdena, który zniszczył statek, nie dbając o to, że narazi życie Pasiarzy, zasypując ich gruzem z eksplozji.
W ostatnim ujęciu Nauvoo trochę za wolno się poruszał, moim zdaniem. Wyobrażałem sobie, że będzie się zbliżał z ogromną prędkością, a w ostatniej chwili Eros ucieknie.
Odcinek zajebiście opisują słowa Amosa na samiuśkim końcu. Najlepszy odcinek do tej pory tego sezonu wg mnie.
I dobrze sobie wyobrażałeś bo tak się stało. Eros zakrzywił swoją trajektorię przez krzyki umarłych, czy to tam była sprawka protoplasty.
Wiem o co chodziło, bo czytałem książkę. Miałem na myśli to, że moim zdaniem trochę za wolno się poruszał ten statek, jak już był blisko asteroidy.
To wytłumaczenie mogłoby ujść od biedy, ale w innej scenie są pokazane na monitorze trasy obydwu obiektów. Widać, że Eros ucieka prostopadle do toru lotu Nauvoo, a nie równolegle, więc to wytłumaczenie odpada - prędkości nie mogły się znieść.
Gdyby pokazano go poruszającego się z właściwą prędkością, Miller zobaczył by tylko smugę znikająca w ułamku sekundy. Na youtube jest wypowiedż twórców na temat tej sceny.
Ok, akceptuję wyjaśnienie. :) Widać był to konieczny środek artystyczny, tak jak dźwięk w kosmosie.
Chociaż mogli jeszcze zrobić bullet time (https://pl.wikipedia.org/wiki/Bullet-time), ale może to jest już zbyt ograna i tandetna technika.
Może się mylę, ale zauważyłem taki mikro błąd. Miller wyciągając bomby z wózka się męczył, kiedy bomby nie powinny mieć ciężaru. Bo do czego mają się przyciągać? :D
Nie mają ciężaru, ale mają masę, a więc mają bezwładność. Ruszenie bomby z miejsca, czyli nadanie jej pędu, wymaga siły. Takiej samej siły wymaga zatrzymanie bomby po dostarczeniu jej na miejsce. Samo przenoszenie bomby natomiast siły nie wymaga, bo leci sama - wystarczy tylko ją trzymać, żeby korygować jej kurs.