W serialu nie ma ani trochę gry aktorskie. Mamy twarzyczki skąpane w ostrym niebieskim świetle (bo oczywiście wszędzie musi być niebieskie światło, używanie białych ledów jest surowo zakazane w kosmosie), które w żaden sposób nie prezentują żadnych emocji a ich dialogi są niesamowicie sztuczne.
Fabuła wlecze się niemiłosiernie, bohaterowie zachowują się w sposób całkowicie randomowy i nielogiczny. Spotykają się i zamiast poświęcić czas na wymianę informacji i obmyślanie planu to się angażują w pierwsze lepsze strzelaniny i bezsensowne bieganie w kółko.
Bohaterowie pozbawieni jakiegokolwiek charakteru, ciężko wręcz zapamiętać kto jest kim bo wszyscy są jednakowo nijacy. Praktycznie każdy bohater nic nie wnosi do fabuły ani w żaden sposób się nie wyróżnia. Jedynie detektyw Miller miał potencjał, ale mimo to jego postać z czasem zaczęła się zlewać z innymi i ginąć w tłumie.
Kojarzycie ujęcia meksyku? Te same miasta tylko z wściekłym pomarańczowym filtrem. Tak samo tutaj. Niebieski filtr wali po oczach i jest do bólu sztampowy. Reżyser w ten sposób bez przerwy przypomina nam, że to jest kosmos, jest niebiesko, I am blue da ba dee.
Cała scenografia przypomina bardziej niebieskie niskobudżetowy slumsy niż jakąkolwiek stację kosmiczną.
Jedyne czego w tym filmie brakowało to gangi motocyklistów. Dosłownie połowa postaci wyglądała jak stereotypowi motocykliści tylko bez motocyklów. Niebiescy motocykliści (w końcu to kosmos, musi być niebiesko)