Wczoraj wieczorem, w odpowiednim nastroju oczywiście, obejrzałem 6 odcinek drugiego sezonu "The Expanse"; takiego obrotu spraw, napięcia i z perspektywy całego do tej pory doświadczonego przeze mnie serialu świetnie finiszującego, rozwijającego się i wciąż wzrastającego, bardziej zawiłego wątku politycznego się nie spodziewałem. Nie wiem co ma miejsce w kolejnych epizodach kolejnego trzeciego sezonu "The Expanse" ale już teraz mogę stwierdzić, że jest to niebotyczna obejmująca swymi skutkami każdą dziedzinę życia, dosięgająca każdą klasę społeczną polityczna wojna. Protomolekuła, którą eksperymentowano na Erosie; śmierć Millera, który musiał przekonać sterującą, ba, będącą tą asteroidą, innomaterialną złączoną ze swojej i obcej świadomości Julie Mao, aby nie kierowała się na Ziemię, gdyż zagłada 20 mld ludzi wyłożona, jak na tacy. To był piąty ale i niesamowity epizod drugiej serii "The Expanse". A szósty, również o podobnym napięciu, ze specyficznym końcem: pierwszym mającym miejsce na Ganimedesie kontakcie ludzkości z wygląda na to humanoidalną istotą obcą.
Na przestrzeni całego oglądanego przeze mnie "The Expanse", można stwierdzić jasno, że z tej produkcji aż wyziera jeden problem, który nadaje jej tego właściwego tonu: władza deprawuje, ale chęć posiadania, dzierżenia władzy absolutniej... deprawuje absolutnie. Wracając do finału pierwszego sezonu "The Expanse": córka potentata Julie Mao zapłaciła najwyższą cenę. Jej ciało pożarła nieznana biologiczna, mieniąca się błękitnym blaskiem zaraza, która w ostatnich scenach 10-ego odcinka wydaje się być organizmem wykazującym inteligencję i świadomośc zbiorową; konstrukty fizyczne tego czegoś i w pewnym momencie symulowanie przez to coś zarysu sylwetki jakiegoś człowieka robią ,,bezcenne", jak pocisk, wrażenie. Wiele się może zmienić, jeśli ojciec Julie będzie chciał wykorzystać próbkę destrukcyjnej w skutkach zarazy, jako potężna broń biologiczną. Wydaje mi się, że nikt na tym nie skorzysta, nawet Mars czy Ziemia, pomiędzy którymi toczyć się ma wywołany celowo konflikt. Jedynym zyskiem jest czerpanie przyjemności z pokonywania wroga i w przypadku przejęcia kontroli nad ,,Układową Wojną Domową", bo nie wiem jak to inaczej nazwać: dostęp do pokaźnych zasobów energetycznych. O ostatecznej sile genialnego wątku politycznego w przytłaczającym widoku rozwiniętej technologicznie, ale podzielonej ludzkości, przekonam się zapewne w trzecim sezonie, a narazie, po tych łącznie prawie 20 odcinkach jest świetnie.