po 1 odcinku byłem pełen nadziei że będzie to faktycznie nowy dobry serial ... jestem po 4 i czuje coraz większą gorycz... akcja zawiązuje sie jak by mieli zaplanowane 10 sezonów, muzyka wg mnie jest delikatnie mówiąc kiepska jeżeli nie beznadzieja . Jak sie nic nie zmieni do końca sezonu 1 to pewnie będzie to mój ostatni sezon. I nie umniejszam tu klasie aktorskiej Owena lecz chodzi mi raczej o cała oprawę...U mnie 6/10 i to jeszcze z kredytem zaufania..
Mam takie same odczucia. Pierwsze dwa odcinki mi się podobały, trzeci trochę mniej ale nadal byłam ciekawa, co wydarzy się w czwartym. Nie wiem, czy winić za to tę dwutygodniową przerwę, niestety, ledwo mogłam się na nim skupić, żaden wątek mnie nie zainteresował. Mam nadzieję, że do końca sezonu akcja jednak trochę przyspieszy i zacznie dziać się coś konkretnego, bo serial mimo wszystko ma potencjał.
Z odcinka na odcinek serial jest coraz nudniejszy. Obejrzałem 4 i chyba na tym poprzestanę. FIlm jest po prostu nudny!
Od komentujących powyżej różni mnie chyba tylko to, że wszystkie 4 odcinki wydały mi się równie nudne:) przy pierwszym czy drugim tylko mniej mnie to bolało bo myślałam sobie "Ok, to dopiero wprowadzenie do historii, bez szału ale dalej będzie lepiej" Ale nic się nie zmienia w tym zakresie. Oglądam to już chyba tylko dlatego, że takie miałam oczekiwania wobec tego serialu i chcę mu jeszcze dać szansę, no i aktualnie i tak nie mam nic innego do oglądania. Niby ten serial ma wszystko, ale jakoś "nie gra". Postacie niby dobrze pomyślane ale w efekcie nieprzekonywujące, łapię się na tym że wcale nie jestem ciekawa co stanie się dalej.
Fazka, no to twórcy jednak się zagalopowali z premierą, bo potrzeba jeszcze trochę czasu aby publiczność dorosła.
Jak już skumacie, że ten serial nie polega na tym żeby czekać "na to coś co się wydarzy, ten wielki event do którego dąży cała fabuła", to może zaczniecie się cieszyć każdą sekundą tego co się dzieje na ekranie.
Pojedyncze sceny, muzyka, klimat - to jest to, co buduje ten serial.
Jeżeli liczycie na turbofazy a'la Breaking Bad, to sorry - wróćcie za kilka lat do tych odcinków, odrobinę dojrzalsi.
dokładnie. w True Detective też akcja rozkręcała się bardzo wolno, ale w końcu całość dotarła do kulminacji. Tutaj czegoś takiego nie oczekuję, nie potrzeba mi żadnego finału. Widzę, że dużo ludzi narzeka na muzykę. A dla mnie jest ona właśnie świetna. Buduje klimat, dosyć mroczny, tajemniczy a zestawiona z ciemnymi zdjęciami mnie zauracza. Poza tym ciekawi mnie sam temat - początki poważniejszej medycyny. Smaczki takie jak te z oparami rtęci na ból głowy na prawdę nie pozwalają się nudzić. Aaa, no i muszę też wspomnieć o scenie, która wywołała u mnie lekkie zdziwienie i zmusiła do zastanowienia się jak to zostało zrobione - mianowicie gościu, który rozgniatał butem myszy. Wyglądało to naprawdę realistycznie.
Ale w True Detective było coś, co spajało fabułę i popychało akcję. Czekało się na nowe tropy , ofiary itp.
W Knick nie ma takiego motywu przewodniego, a poszczególne wątki nie są aż tak interesujące, żeby wciągnąć się w oglądanie.
Jest bardzo dobry pod względem technicznym, Thackery jest intrygującą postacią i sam pomysł na pokazanie raczkującej chirurgii jest ciekawy, ale gdybym trafiła na ten serial po zakończeniu 1. sezonu, to nie potrafiłabym nadrobić zaległości w jedną noc, jak to było m.in. w przypadku Breaking Bad. No po prostu Knick niczego mi nie urywa.
Co do sceny ze szczurami (bo to chyba były szczury, nie myszy), to moja siostra też się nad tym zastanawiała. Mnie bardziej poruszył widok tej kobiety od rekonstrukcji nosa. Jest mi słabo, jak patrzę na szew po operacji, więc płat skóry z ramienia zszyty z nosem... to już było ponad moje siły.
Super, nie ma to jak się powywyższać cudzym kosztem. To, że The Knick się komuś nie podoba niezbicie świadczy o głupocie. Nie napisałam nigdzie, że czekam na fajerwerki, ale ta opowieść jest tak poprowadzona, że mnie zupełnie nie wciąga. Postacie są przerysowane moim zdaniem. Znacznie więcej się spodziewałam po takim reżyserze, takim aktorstwie i takiej tematyce. I tyle
przerysowane postacie ? wow, samy najwybitniejsi krytycy filmowi sie tu zebrali :) polecam Chirurgow zatem, akcji co niemiara :D
Nie twierdzę, ze są całkiem złe, wydaje mi się, że założenie było całkiem ciekawe, ale wykonanie już niestety gorsze. Tak, uważam, że postacie są trochę "przedobrzone", zbyt "typowe" są jak synteza podobnych postaci, które już się gdzieśtam pojawiły. Przez to mało przekonywujace. Dostajemy więc ładną buzię, młodą i naiwną do której wszyscy faceci robią słodkie oczy, samca alfa, któremu nikt nie podskoczy, bo to przecież taki geniusz, który jednak skrycie nie radzi sobie sam ze sobą (czy to nie jest zresztą prawie dokładna kalka z Housea?), prawego do bólu Murzyna, na którego wszyscy się uwzięli, niezależną kobietę w patriarchalnym świecie, ... tym typom postaci należałoby nadać więcej wielowymiarowości, żeby stały się bardziej "żywe" i bardziej interesowały swoim losem.
A co do Chirurgów, to zanim ten serial stał się karykaturą.... wszystkiego, to wypraszam sobie, ale było tam kilka fajnych postaci ;)(Christina 4ever) :)
Myślę, że to Twoja uproszczona interpretacja, a nie założenie scenarzysty obliczone na określony efekt, ja mam całkiem inny odbiór tych postaci.
prawego do bólu Murzyna, na którego wszyscy się uwzięli / srsly WTF! czy on jest prawy to jest to kwestia co najmniej wątpliwa, od przynajmniej 2 odcinka widać, że mało ma wspólnego z byciem "tą dobrą" postacią, a w 4 odcinku chyba bardziej uwydatnić jego wyrachowania się nie dało niż sceną z zabiegu w której wymusza swój udział w procedurze, dodaj do tego zarozumiałość pomnożoną przez 1000; w dodatku nie wszyscy się na niego uwzięli jeno ci którym od początku nie pasował na tym stanowisku (konkurencja dla faworyta Thackery'ego) - to jednak nie jest brazylijska telenowela; ciekawa wydaje się też relacja jego oraz Cornelii, zobaczymy jak to się rozwinie...
I tak jak ktoś tutaj powyżej napisał, naprawdę w tym serialu nie ma co liczyć na jakieś spektakularne przyspieszenia akcji, cliffhangery itd. - zaplanowano 2 sezony (na razie) z 10 odcinkami trwającymi po godzinie każdy, też o czymś świadczy, gdy dodasz do tego fakt, że jest to obyczajówka, twórcy postawili sobie za cel ukazanie realiów życia szpitala i medycyny z początków XX-wieku, dorzucając do tego szereg smaczków, jak: aktorstwo na wysokim poziomie, ciekawa galeria postaci, kostiumy, świetna realizacja i bardzo niestandardowa, genialna muzyka Cliffa Martineza (gość od soundtracku "Drive") - jak dla mnie mieszanka skazana na sukces, nawet jeśli nie spektakularny, to jednak nie sposób nie docenić.
Nie nie, w cale nie mówię, że to był zamierzony efekt. Ok, ani ja Ciebie nie przekonam, ani Ty mnie- patrzymy na to samo, widzimy co innego. Dla mnie w dalszym ciągu wszytko jest pociągnięte trochę zbyt grubą kreską - szlachetni są zbyt szlachetni, zażywni są zbyt zażywni, odrażający zbyt odrażający. W scenie operacji o której mówisz wydaje mi się, że akcent był położony raczej na 'dobrze że wreszcie się postawił tym niedobrym".
A że nie jest tak, że ten serial skreślam, piszę poniżej. Na razie nie do końca mnie przekonuje, ale obejrzę jeszcze kilka odcinków i wtedy będę miała pełniejszy obraz. W każdym razie dzięki za ciekawą odpowiedź.
A ja nie napisałem nigdzie nic o głupocie :) I doskonale rozumiem, że Cie to nie wciąga i nie podoba Ci się - ale to już o czymś świadczy - a o czym? Kwestia subiektywna. Dla mnie o niezbyt dużej dojrzałości kinowej, po prostu. Nic w tym złego, przyjdzie z czasem. Albo nie :)
Wiec uważasz sie za dojrzałego kinowca :P Bardzo odważne sformowanie od kogoś kto uważa za arcydzieło upośledzonych na umyśle panów z Monty Python'a a nie potrafi docenić Krzysztofa Kieślowskiego. Ja w sowim komentarzu nikogo nie obraziłem kwestią dojrzałości ani gustu. Wyraziłem jedynie opnie że ten serial nie jest tym czego sie spodziewałem. I nie nie oczekuje wybuchu bomby atomowej ani innego "wielkiego" momentu w serialu ale sorry od 2 odcinków zmuszam sie żeby nie zasnąć podczas oglądania. Zupełnie jak przy modzie na sukces, a to już o czymś świadczy...
Zgadzam sie z którymś przedmówcą że ten serial ma wszytko czego potrzeba aby odnieść sukces fabułę, klimat, ciekawe osadzenie w realiach, obsadę a mimo wszystko nadal czegoś brakuje. Jakiejś iskry która zrobi z niego arcydzieło. Byc może to wina reżysera a może montażu ?? chociaż wiem że Steven Soderbergh potrafi nakrecić kawałek dobrego kina ... Nasuwa mi sie porównanie z filmami Nicolasa Cagea. Niby ma wszytko żeby robić epickie kino a i tak zawsze gówno wychodzi.
Odnośnie muzyki której tak bronicie to proszę was ludzie. Przypadkowe dźwięki nie są ścieżką dźwiękową !!!! Jeżeli ktoś chce sie kłócić to zapraszam na odsłuchanie serialowego soundtracka. Pozatym jak już czepiamy sie muzyki to jestem pewny że przedstawiony okres historyczny zapewniłby doskonała inspiracje do napisania doskonałej ścieżki dźwiękowej niż losowe brzdęki syntezatora. zresztą akurat Cliff Martinez odpowiedzialny za oprawę muzyczną nie jest ( i chyba nigdy nie bedzie) na topce twórców ilustracji muzycznych do filmów/ gier. Wiec bezkrytyczni obrońcy pocieszajcie sie dalej swoim ego filmowym oraz zadufaniem we własną ocenę a tym czasem przyszłość brutalnie zweryfikuje wasze myślenie życzeniowe, chociażby przez ilość sezonów jaka zostanie nakręcona i wyemitowana. Ja obstawiam max 3
Co wy marudzicie ... serial sie dobrze zapowiada, murzyn bedzie prowadzać innowacje w chirurgi np. odkurzacz do wysysania krwi, napewno awansuje w pozniejszym odcinku, ma sporo wieksza wiedze niz Owen, on tu jeszcze niezle namiesza w serialu, po za tym handel ciałami, poczatki medycyny chirurgicznej w 1900 r. to genialny pomysl na serial.
Ok, nie wprost, ale własnie to protekcjonalne stwierdzenie, że jestem za mało wyrobionym widzem, żeby docenić to arcydzieło, mnie w twojej wypowiedzi irytuje. Takie "mam taki świetny gust że jestem w stanie docenić świetny serial, ci którzy się ze mną nie zgadzają nie są tego po prostu przetworzyć swoim małym rozumkiem". Dziękuję, że wyraziłeś nadzieję, że może do tego dorosnę. Wiesz, może być tak że to jednak ja jestem wnikliwszą obserwatorką niż Ty, bo dałeś sobie zamydlić oczy świetna tematyką, piękną scenografią, dobrym aktorstwem, a nie zauważasz pewnych wad, które mnie rażą.
Nie przeczę, że ten serial jest pod wieloma względami bardzo dobry, może niezbyt jasno się wyraziłam powyżej; Clive'a Owena uwielbiam pasjami. Początki chirurgii to faktycznie fascynująca tematyka, ówczesny Nowy Jork tak samo; naturalistyczne sceny operacji to ciekawa cecha charakterystyczna tego serialu, chociaż przyznam, że czasem oglądam przez palce:) Zgadzam się że jest klimat, zdjęcia są piękne i na poszczególne sceny bywają świetne. Ale mi brakuje czegoś pomiędzy. Nie przeszkadza mi, kiedy akcja rozwija się z wolna, ale tu mam czasem wrażenie, że nie rozwija się w ogóle, nie związuje się. Tworzenie klimatu i czarowanie smaczkami to już za mało na 4 odcinek wg mnie. Niby wszystko tu jest bardzo efektowne, ale jakieś płytkie. Moja negatywna ocena bierze się chyba ze zbyt wygórowanych oczekiwań, bo czego to ja się nie naczytałam przed premierą, to miało być objawienie. A jest... ok. W mojej ocenie to co szwankuje to scenariusz. Właśnie to poprowadzenie akcji, rysunek postaci (o tym piszę wyżej), w dialogach jakoś nie iskrzy... Trudno sobie wyobrazić, jaki w ogóle miałby być ciąg dalszy tej historii. A niektóre rozwiązania wydają mi się mocno naiwne, jak np. urządzanie przez uciśnionego czarnego lekarza tajemnej przychodni w piwnicy (? pewna nie jestem) szpitala dla czarnych, no prooszę, bardzo to romantyczne i w ogóle, ale chyba mało prawdopodobne. I ach ten doktor, taki krystalicznie dobry, a tak go biednego dręczą.
Oprócz niepoprawnego polityczne rasizmu Thackery i obrażonej ambicji Gallingera, wszystko jest takie pozytywistycznie grzeczne... Ku ratowaniu ludzkości się rwą. A że lecą na kokainie... Nawet i to nie ma posmaku przestępstwa, bo to lekarze, więc wszystko jest pod kontrolą. Taka dobrze zapakowana w nowojorskie rynsztoki Eliza Orzeszkowa wychodzi. A szkoda, bo pierwszy odcinek był z przytupem.
Muzyka Martineza świetnie się sprawdza jako ilustracja niesprawnych procesów w organizmach chorych ludzi i myśli pokręconych lekarzy, którzy starają się ich uratować. Nieco gorzej jest gdy przychodzi do ilustrowania miasta Nowy Jork na przełomie stuleci. Wtedy wychodzi zgrzyt i klimat jak ze zbyt romantycznych filmów kostiumowych z lat 80-tych.
Oj, oj, oj... Do pozytywizmu ma się to tak, jak ja do zakonnicy. ;)
I problem w tym, że rwali się do ratowania ludzkości, a raczej do rozwoju chirurgii. To naprawdę wymagało wiele poświęcenia i innowacyjności. Do końca XIX w. zapalenie wyrostka było wyrokiem, jak i wiele innych operacyjnych dziś schorzeń.
A kokaina? A dlaczego miałoby być przestępstwem? :)
Toż wtedy, proszę sobie wyobrazić, nikt nie uważał kokainy za groźny narkotyk. Nikt nie zabraniał używać, posiadać itd. itp. Ba, używano kokainy jako leku wspomagającego leczenie morfinistów. Nawet w coli do 1903 r. była zawarta pewna ilość kokainy. Przełom wieków to dopiero doniesienia o możliwości uzależnienia, a dopiero po I wojnie światowej zakazano zażywania kokainy w wielu państwach.
Ergo - żadnego przestępstwa tu nie było po prostu, a przypadku uzależnienia od kokainy wśród lekarzy były wtedy częste.
I jeszcze jedno. Thackery nie jest rasistą, jest pragmatykiem. Murzyn w szpitalu to dla niego problem po prostu, zarówno ze względu na personel, jak i pacjentów. Jeśli ten sam Murzyn okaże się przydatny, to nie będzie ani przez moment się zastanawiał nad kolorem skóry, co pokazał dobitnie ostatni odcinek.
Serial jest świetny Z fascynacją oglądam te wszystkie medyczne smaczki Nie nudziłam się ani przez chwilę i czekam na więcej
W sumie to też wisi w powietrzu,ale jednak pielęgniareczka bardzie w moim guście;)
Co do samego serialu to jeszcze się nie wypowiadam,bo za wcześnie.Aczkolwiek faktycznie pierwszy odcinek chyba najlepszy dotychczas a dalej jakby coraz słabiej..
jak czekacie na stosunki to polecam "ambitne kino europejskie"
Od jakiegoś czasu śmiało może konkurować z wytwórniami porno zza oceanu
doczekałeś się ...s01e07
I teraz niech ktoś mi powie z serial jest porywający....nawet takie epizody jak zamieszki uliczne i ucieczka z ze szpitala sa pokazane jak opera mydlana.....Podtrzymuje 6/10 Coraz bardziej przypomina mi to kostiumową operetkę niż poważny serial. I wszytko ok gdyby to wystawiali na deskach teatru , A przy możliwościach kina w 21 wieku.... żal i smutek
Ależ proszę :) i tak było wiadome od początku wiec żaden spoiler ... pozatym czekałeś ;)
Dla mnie serial był nudny od samego początku.
Twórcy chcieli stworzyć klimat rynsztoku dawnych czasów i postawili tak silnie na detale, że zapomnieli o treści.
Serial to taki odgrzewany kotlet dziejący się o 100 lat wcześniej niż inne tego typu.
Gdyby był robiony na początku lat 90 byłby świetny, ale twórcy zaspali i wypada blado przy konkurencji tego gatunku.
Teraz to mogą go docenić tylko osoby które nie mają porównania, lub ci od "im gorzej tym lepiej":p
np jakimi? Ja próbowałem oglądać House'a i to inne popularne i wszystko było słabe. The Knick też nie jest super, ale lubię ten dziwny klimat tego serialu.
Widze ze wywołałem dyskusje :) ale to dobrze ciesze sie że serial przynajmniej jest w waszym kręgu zainteresowań ... Żeby podgrzać atmosferę dodam żę odc 5 jest znacznie lepszy niż poprzednie dwa padła....
no mam nadzieję, bo 3 odcinek był nudny i najsłabszy w porównaniu do pierwszych dwóch.
Jak dla mnie też nieciekawy - najciekawszy wątek póki co to Murzyński szpital w piwnicach i ogólnie murzyn bokser.
Zraża mnie trochę postać głównego bohatera który jest strasznie irytujący. Niby każdy ma jakąś tajemnice i prywatne "brudy" ale jakoś mnie to specjalnie nie rusza.
I jeszcze ta kobitka bez nosa...
W tym serialu po prostu brakuje akcji. Przez pierwsze trzy odcinki czekałam aż jakaś się wywiąże,ale po piątym odcinku chyba z małą pewnością mogę stwierdzić,że taki jest charakter tego serialu. To jest aż dziwne, nigdy nie spotkałam się z czymś takim, ale niestety nie jest to zaleta, a wada. Usypiam oglądając "The Knick"... Oglądam jakieś poszczególne wątki, bohaterów, którzy nawet nie są szczególnie interesujący i mam wrażenie,że nic się nie dzieje.
A szkoda, bo potencjał tego serialu jest spory - od czasów, przez obsadę po ciekawy dobór muzyki... Niech się tylko zacznie coś dziać, bo czuję niezręczną ciszę...
Każdy sobie rzepkę skrobie...
a mi się podoba wolne tempo.Nie można codziennie zbawiać świata i bić się do krwi ostatniej. Tutaj dzieje się to w czasie rzeczywistym- trzeba próbować, wymyślać,zgadywać , potem sprawdzać swoja teorię i albo się uda albo nie. Sami nie wiedzą , który pomysł jest akurat tym przełomowym. Dlatego to musi być takie powolne i w tym ma swój urok
A czy akcja oznacza tylko i wyłącznie zbawianie świata i walkę do krwi? No wolne żarty.
Chodzi mi o brak tempa, bohaterowie snują się z kąta w kąt... Od czasu do czasu ktoś lub coś to snucie zakłóca,ale (to naprawdę zdumiewające) nie wywiązuje się z tego absolutnie nic, chociaż zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie, powinno! Kobieta bez nosa, trudne przypadki do operowania...
Oczywiście ze nie trzeba walczyć w każdej minucie i to nie był atak tylko myśl, że czasami można zwolnić. I to że z wątków nic nie wynika jest właśnie dla mnie zaletą i tym się the knick charakteryzuje. Dla mnie tu lekarze nie stercza tylko nad jednym pacjetem tylko pokazane są wszystkie aspekty ich pracy. Trochę operacji trochę badań trochę rozmów i to tworzy całość. Małymi krokami do wielkich celów