Od czasu do czasu na forum dyskusyjnym dotyczącym The Last of Us pojawiają się opinie Internautów grających ongiś w tę grę, że jest ona lepsza od wersji filmowej. Rzecz gustu - oczywiście - ale rozśmiesza mnie argumentacja, że w grze jest lepiej oddana psychologia postaci (sic!).
Zamiast polemiki zaprezentuję anegdotę, której byłem świadkiem. Dawno, dawno temu (!) w przerwie długiej podróży zatrzymałem się w restauracji GS-u - były takie - nie oczekując zbyt wielu niespodzianek smakowych. Zamówione dania były jednak smaczne i stosunkowo tanie. W trakcie konsumpcji zwróciliśmy uwagę na sąsiedni stolik przy którym siedział zajadający z wyraźnym smakiem którąś z serwowanych tam potraw oraz jego około 10-letni syn, kręcący się na stołku z wyraźnym zniecierpliwieniem i mruczący coś do ojca. Wreszcie malec nie wytrzymał i prawie krzyknął: Tato, nie chcę tego świństwa, weź mnie do Mac Donalda!
"w grze jest lepiej oddana psychologia postaci" Podejrzewam, że gracz często integruje się z postaciami, które ogrywa. Czyli często jest to symbioza pomiędzy graczem a daną postacią, mocno subiektywna.
Zgadzam się z pierwszym stwierdzeniem zawartym w Pana komentarzu, natomiast odrzucam występowanie symbiozy pomiędzy graczem, a postacią/postaciami z gry. Symbioza występuje jedynie pomiędzy obiektami żywymi (w pewnych przypadkach - organicznymi), a nie pomiędzy Człowiekiem, a kolejnymi linijkami kodu maszynowego. Nie istnieje Matrix, ani fantastyczne przejście umysłu Człowieka do dysku, na którym nagrana jest gra. Może to atrakcyjna alternatywa dla nastoletnich graczy, ale niemożliwa do realizacji.