Mando lata sobie, a to do swojej przełożonej, a to do Apollo Creeda i w końcu po sprzeczce z piratami ląduje u Bo Katan. A i w miedzyczasie z buta naprawia IG11... jakoś. Mam nadzieję, że serial się rozkręci, bo w tym odcinku nie było ,,nic nowego". Pojedynki z potworem, strzelanina w mieście, kosmiczny pojedynek ze statkami, Grogu śmieszny. W 1 i 2 sezonie podobało mi się to i nie przeszkadzało absolutnie, na tym etapie, oczekiwałbym jednak czegoś więcej. Ale hej, akurat w serialach ważna jest jedna zasada ,,nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy". Czekam na dalsze odcinki, ale ten zostawił mnie ze sporym niedosytem i poczuciem niewykorzystanego potencjału.