W angielskiej wikipedii można przeczytać o tym parę linijek. Nie do końca rozumiem, skąd tak wysokie oceny u krytyków filmwebowych. Oto ER w czasach platformówek - kłujaca w oczy amerykańska poprawność polityczna, "antyinteligencja" niektórych pacjentów oraz ich infantylnych opiekunów, odwoływanie się do najbardziej podstawowych emocji widza, bolesne uproszczenia, kalki sytuacyjne, brak pogłębionych postaci (czasem wtłoczonych w jakiś odgórnie przewidziany scenariuszem szkielet), z którymi raczej trudno się w pełni identyfikować... Realizm narracji momentalnie potrafi być "zrównoważony" pretensjonalnymi, przerysowanymi, a i często zbędnymi scenkami "obyczajowymi", z wesołymi fajnoamerykanami. Tempo bywa zbyt zawrotne, co również obliczone jest na wywołanie określonych, w gruncie rzeczy dość płytkich emocji widza. Ot, współczesna makdonaldyzacja platformowa. Owszem, ER nie był idealny, miewał też mielizny i słabsze momenty, ale trudno posługiwać się takim kontrargumentem - powstawał w innych czasach, jest prekursorski pod wieloma względami, a rozwój wielu wątków czy postaci wymaga zwyczajnej cierpliwości. Potoczystość, wyrazistość akcji, starannie budowana konstrukcja dramatyczna. Wiele scen i sytuacji zostaje na długo. Do tego występy znamienitych gości, eksperymenty realizacyjne, czy np. wspaniała klamra fabularna otwierającej sceny pomiędzy pierwszym i ostatnim odcinkiem serialu. A co zostanie z "The Pitt", który przez odbiorców jest - jak każda platformówka - zjadany po kilka odcinków z rzędu, bez żadnej głębszej refleksji...? Ile "sezonów" będziemy się z nim mierzyć? Jakie problemy współczesnego świata poruszy, oprócz influencerek tiktokowych i zaburzonych, mizoginistycznych nastolatków? Pozostawię te pytania - a jakże - otwarte.