Właśnie skończyłam oglądać trzeci sezon serialu. W moim przypadku obejrzałam wszystko "naraz", bez dłuższych przerw między sezonami.
The Rain zaczęłam oglądać bez większego zastanowienia, puściłam to, co podpowiedział mi Netflix. I szczerze nie spodziewałam się, że będzie to serial z gatunku si-fi. Jakoś stawiałam na większy akcent dramatu czy serialu survivalowego. No i się zdziwiłam jak z bohaterów zaczęły uchodzić dymki :)
Ale od początku:
na minus:
- postaci marne. Kira, Fie i momentami sama Simone bronią honoru obsady. Cała reszta zasługuje na naciągane 5/10.
- szkoda, że nie został pociagnięty wątek nie panowania nad wirusem. Fajnie by się oglądało jak osoby zakażone mają problem z kontaktami z innymi, jak wirus chce się "żywić" resztą świata. Było kilka scen tak słabo podkreślonych, że sama zaczęłam się zastanawiać czemu niby nie zarazić wszystkich?
- śmierć Martina. Dawno nie widziałam tak żenującej sceny. Simone dowiaduje się, że Martin jest zarażony, bum - minutę później Martin nie żyje. Nie mógł opanować wirusa, który z niego wychodził żeby pożywić się Simone, ale już ogarnął zażycie leku, który uśmierca wirusa. say whaaaaaat
- ostatni odcinek był ogólnie najgorszym ze wszystkich trzech sezonów. Rasmus zachowywał się gorzej niż Fie, która miałaby prawo do zmian nastrojów. Z jednej strony chce zabić siostrę, ale przychodzi laska, z którą coś tam go łączyło i nagle zmienia zdanie o 180 stopni i chce ratować świat. Słabe.
Na plus:
+ akurat podobała mi się zdjęcie jak Rasmus i Sarah leżą martwi. Troszkę tanie, ale doceniam metaforę do wspomnianych wcześniej w serialu Romeo i Julia.
+ nie wiem czemu, ale mimo tego, że oceniam serial na 5/10, to nie oglądało się tego jakos strasznie