Jak wiemy z wiarygodnych źródeł, w dziewiątym odcinku ósmego sezonu, Carl umrze. Carol za to (gdyby w miarę wiernie trzymano się komiksu) powinna zginąć już w trzecim sezonie. Ostatecznie jednak twórcy zdecydowali inaczej. Dlatego spekuluję, że skoro w połowie ósmego sezonu zdecydowano się zabić Carla (którego, z tego co mi wiadomo, Robert Kirkman nie zamierza uśmiercać, w serialu postanowiono się tak od czapy pozbyć), to Carol, obok Ricka i Daryla ostatnia ocalała z pierwotnego składu grupy, musi pozostać jeszcze przynajmniej do końca dziewiątego sezonu, zwłaszcza ze względu na przemianę i zadanie, jakie postawili jej twórcy w połowie obecnego sezonu, przetrwanie do końca następnego to niezbędne minimum (tu nadmienię, że bardzo ją lubię i jej śmierć zaboli mnie nawet bardziej niż śmierć Carla, którego polubiłem z litości). A wy jak widzicie przyszłość Carol w serialu? Czy Waszym zdaniem na długo pozostanie w "The Walking Dead"?
Carol jest nieoglądalna i zarazem nietykalna. Przeszła przemianę od zastraszonej żonki do terminatora i można jeszcze było to zrozumieć. Ale od drugiej połowy szóstego sezonu te jej wątpliwości o rozterki wyglądają fatalnie - nie chce zabijać, po czym zabija ciągle odgrywając role przerażonej cioteczki. Potem się obraża na wszystko, zasiada w domku podarowanym przez Ezekiela i ciągle sie fochuje, po czym po jednym zdarzeniu decyduje się na walkę. i znów wyżyny wszystkich w pień. Strasznie to naciągne. Ale spokojnie - Carol nie zginie, najprawdopodobniej wcale - nie ma komiksowego odpowienika, którego śmierć mogłaby przyjąć, a gdzieś kiedyś czytałem, że twórca serialu zapowiedział, iż przeżyje ona cała apokalipsę. Obok Ricka, Daryla i Maggie wydaje się by "najpewniejsza" jeśli chodzi o przetrwanie.