Zgodnie z przewidywaniami części forumowiczów, zginęły siostry – Mika i Lizzie. Co prawda pojawiały się już wcześniej dowody na to, że Lizzie jest psychopatką i cieszę się, że Carol ją w końcu zabiła (mógłby to zrobić ktokolwiek), ale nie podoba mi się ta ogólna koncepcja, żeby w jednym odcinku pokazywać tylko jedną grupę i tak łatwo zamykać wątki danych postaci. Nie chodzi tylko o ten odcinek i dziewczyny, ale ogólnie - serial zrobił się przez to taki „poukładany” i trochę nudny, mimo że niby coś się dzieje.
Liczę na to, że 2 ostatnie odcinki będą mocniejsze, szczególnie na rozwinięcie wątku Daryla (na co się zapowiada), bo jako jedyny zaciekawił pod koniec wcześniejszego odcinka.
A co wy sądzicie? Coś tam się przebąkuje, że Daryl ma zginąć, ktoś coś wie na ten temat?
Nie mów mi że Srick jest pierwszy w rankingu popularności! On jest taki straszny i denerwujący. Dla mnie najlepsi to Daryl i Maggie ;-)
I cieszę się, że pozbyli się tych bachorów, ta Lizzie była podejrzana od początku i cieszę się, że tak się stało, nie musimy na nią patrzeć ;)
Według mnie odcinek zaskakująco dobry. Trochę szkoda mi Miki :/ ale co się stało z Judith?? Jej też sie pozbyli czy jak?
Btw. Dobrze, że nie ma już tej małej psycholki, bo irytowała mnie strasznie.
Odcinek zaskakujący i zdecydowanie ciekawsze od wcześniejszych. Szkoda tej małej blondynki, ale przynajmniej uśmiercili też jej siostrę-psychopatkę. Niech dobija jeszcze Carla i będzie spokój :P Wiem, wiem.. Marzenia ściętej głowy.. Ten denerwujący dzieciak jest zbyt ważny dla fabuły jak na razie...
Byc moze cos przeoczylam ale nie zauwazylam by Carl cos szczegolnego wnosil do serialu.Ot dzieciak usilnie stara sie zaistniec wsrod doroslych chcac na kazdym kroku udowodnic(sobie i innym), ze poradzi sobie w kazdej sytuacji... bez niczyjej pomocy
Trzymają go, bo rodzina Grimesów, a raczej to, co z niej zostało, jest najważniejszym punktem odniesienia - inni przychodzą i odchodzą - często uśmierca się dużo ciekawsze postacie, a jak już zabili Lori (chyba najlepszy wybór) to reszty, moim zdaniem, nie tkną na razie. Może tak niepozornie szykują młodego do przejęcia roli przywódcy stada, jakby kiedyś Rick zginął? Postać Carla mogłaby być ciekawiej prowadzona, sprawia wrażenie irytującego, bo każą mu grać takiego wiecznie naburmuszonego dzieciaka... Ja bym wolała, żeby coś wprowadzili do jego wątku, niż żeby go zabili.
Za bardziej irytującą uważam Beth - słodka, za przeproszeniem, do porzygania. Wystarczy wątek rozanielonych Maggie i Glenna.
"To, co z niej zostało"? Na razie tylko Lori z tej rodziny zmarła. Aha i ich pies :P
Nie rozumiem, czemu tyle hejtu jest na Lori i Carla. Mnie nigdy nie wkurzali, a Carla lubię. Dobra, może trochę mnie wkurzał jego bunt, ale ogarnął się i podoba mi się jak jego postać się rozwija. Więc na pewno coś wprowadzą i Carl będzie spoko. Już spuszcza z tonu :)
Do Maggie i Glenna też nic nigdy nie miałam. Jedynie Maggie sama mnie wkurza swoją nieporadnością, wiecznie otwartymi ustami i nieraz głupotą. Ale podoba mi się jej determinacja.
Co do Beth się zgadzam, taka słodko pierdząca. Już Mica (R.I.P. :() była chyba dojrzalsza. A ta tylko "Lalala, na świecie są dobrzy ludzie, lalala, Daryl, Ty nic nie czujesz! Lalala, TATUŚ mawiał blablabla. Chcę się nachlać, lalala." -,-'
Chodziło mi o pozostałych, po zabiciu Lori, ale zabrzmiało to zbyt dramatycznie:P
Postać Carla zaczyna się rozwijać w tą dobrą stronę, ale wcześniej te jego wieczne fochy i bunty, jaki to on dorosły były wkurzające. Maggie i Glenn, a zwłaszcza Glenn, cały 4 sezon, o ile go pokazują, to taki jakiś ciapowaty się trochę zrobił (ale może to przez to, że był chory i na takiego ciągle wygląda), już wolę Maggie, bardziej żywiołowa i zaradna.
Mnie też to wkurzało, ale jednocześnie mi się podobało :p Młody się rozwija, dobrze jest.
Tak, to na pewno przez chorobę, ale oni oboje tacy niedorobieni z wiecznie uchylonymi ustami :p Moim zdaniem właśnie nie jest zaradna, tym bardziej, że poczekała na Boba i Sashę.
Z tego co wiem, to w komiksach będących pierwowzorem serialu Carl jest tak naprawdę głównym bohaterem całej historii, tylko że autor celowo tak powoli i nieśmiało to zaznacza i rozwija go jako postać wręcz boleśnie wolno. A swoją drogą też nie rozumiem hejtu na Carla, jest trochę dziecinny no ale bez przesady, mam wrażenie że jest najbardziej znienawidzoną postacią odkąd Lori odpadła. Akurat hejt na Lori rozumiem, strasznie mnie wnerwiała, póki żyła. A Glenn faktycznie trochę "sflaczał" w tym sezonie, ale to zrozumiałe, każdy by taki był jakby sobie poleżał chory w celi przez jakiś czas wiedząc, że jest bezużyteczny i stanowi obciążenie dla swoich bliskich, a po wszystkim jeszcze wyszedł na zewnątrz i nie znalazł żadnej znajomej twarzy, a tylko bandę trupów i obcą dziewczynę z problemami :D A Maggie da się lubić, chociaż zachowuje się trochę głupio i nielogicznie.
nie porównujcie komiksowego Carla do serialowego, ten komiksowy był naprawdę interesujący, może i w serialu tak to się stanie
[zaszyfrowany spoiler komiksowy]
Mam nadzieję, że oszczędzą aktorowi grającemu Carla tej komiksowej akcji wiesz z czym z udziałem Douglasa ;)
Doceń to, że scenarzyści dali Ci odpocząć od młodego Grimes'a, wszak nie pokazywali go już 3 odcinek z rzędu :-)
Dokładnie - chyba w marzeniach! Wszystkie te dzieciory takie nawiedzone? Hahha ;D
Właśnie a co się stało z Judith - czy znajdę tutaj odpowiedź na to pytanie?
Może Tereska ją niósł na plecach? ;p
Aha, no to git. Jeszcze tylko Carl do odstrzału i serial będzie totalnie idealny ^^
Wystarczyłby sam Carl :-) Już jednej małej psycholki się pozbyli, kolej na następnego ^^
powinni się pozbyć maggie bo wkur.wia tylko i tej idiotki co sie z glenem szwenda
A według mnie jedynym mocnym elementem odcinka było te parę minut, gdy ginęły dziewczynki, a w napięciu powinien trzymać cały odcinek. Jakby trochę przeplatali wątki, a nie pokazywali jednej historii "od a do z" byłoby ciekawiej;/
W sumie to dobrze, że ich już nie ma, pewnie dalej pociągną z Judith i chyba na dłuższą metę, w przypadku większego zagrożenia, Carol i Tyreese nie daliby rady z grupką dzieci, a tym bardziej z wariatką dokarmiającą szwendaczy:P
Odcinek dobry zaskakujący to mogę też przyznać takie obrotu spraw się nie spodziewałem że aż tak zakończą no nic bywa tak widocznie musiało być no i niedługo koniec tego balu hehe.
Młoda była chora psychicznie, a nie była psychopatką - oni nie odczuwają empatii, ona odczuwała ją względem walkersów. Nie była też socjopatką bo oni mają wszystkich w dupie. Całe szczęście że ją zaciukali bo nie mogłem już patrzeć na tą małą psycholkę. Od początku odcinka zapowiadało się że odj*bie jej do reszty. Carol ostatecznie miała rację zabijając tę dwójkę w więzieniu, ale powinni najpierw ich przymocować do łóżek i jeśli się przemienią to dopiero ich zabić. Jeśli nikt by tam nie przychodził ryzyko zarażenia byłoby minimalne. Ale w panice i przy zagrożeniu życia kilkudziesięciu osób, była to uzasadniona decyzja.
To fakt, tak naprawdę nie potrafiła poradzić sobie w nowej rzeczywistości (chociaż od początku wyglądała na taką, która nie będzie się bała zabić; nie to, co jej siostra) i rzuciło się jej na psychikę. Natomiast Carol podejmuje dobre decyzje, chce przetrwać, więc eliminuje zagrożenia, ale nie myśli przy tym tylko o sobie i nie jest postacią negatywną.
Chyba sobie jaja robisz - jaka uzasadniona decyzja?
Choroba objawiła się nie u NICH jako pierwszych, tylko u gówniarza, który spokojnie ją roznosił wśród dorosłych i wśród dzieci. Czy może myślisz, że on się zaraził pod prysznicem, choroba rozwinęła się u niego w 5 minut i od razu go zabiła? Nie, on prawdopodobnie złapał choróbsko od mięsa, które WSZYSCY jedli, akurat u niego najszybciej się rozwinęło, być może przez młody wiek, a może przez obniżoną odporność. Zabicie tych dwóch osób nie miało ŻADNEGO wpływu na zastopowanie choroby.
Kiedy ekipa po śmierci gówniarza domyśla się, że chodzi o chorobę, natychmiast wyłapuje dwóch KOLEJNYCH chorych (czyli Karen i tego drugiego), odseparowują ich i podejmują akcję RATOWANIA. Chorzy dobrowolnie udają się na izolację, współpracują, nie chcą nikogo narażać. Mimo to i tak choroba się rozwija, bo jak mówiłam - to nie ONI są jej źródłem.
Dlatego nie pisz głupot, że ich zabójstwo było uzasadnione. To był nieludzki akt barbarzyństwa. Carol zabiła chore, niewinne osoby, które nie mogą się bronić. Do tego są członkami grupy - tym samym Carol stosuje podwójne standardy moralne, czyli broni jedne osoby z grupy zabijając inne osoby z grupy. No przecież to jest czyste zło ubrane w płaszczyk "chciałam dobrze, więc to mnie rozgrzesza ze wszystkiego złego".
Jedni załadowali dupy w troki, żeby szukać lekarstw dla chorych, chcą pomóc, a jeżeli się nie da, pozwolić umrzeć z godnością, po ludzku. Jedna Carol decyduje się, że będzie supermenem zabijając niewinne osoby i paląc ich zwłoki. No rzeczywiście pozytywna postać, prawdziwy badass i wzór do naśladowania.
To ja już wolę Daryla ruszającego bez wahania po leki i Hersha dbającego o zdrowie fizyczne, psychiczne i o morale w grupie. A od pozytywnej, nie myślącej tylko o sobie Carol najlepiej trzymaj się z daleka, zakaszlesz i dostaniesz czekanem w głowę, boś zagrożenie :D
To wcale nie jest śmieszne, jestem teraz chora i przed chwilą kichłam czy razy! Myślisz, że powinnam zacząć się bać?
Zgadzam się, nie da się jej usprawiedliwiać w żaden sposób. Zdziwiłam się, że Tyreese tak łatwo jej wybaczył, ale z drugiej strony co miał zrobić, zabić ją? Nic to by mu nie dało. Na szczęście nie wszyscy są tacy poj*bani jak Carol.
Aczkolwiek zaskoczyło mnie pozytywnie, że Carol zdecydowała zabić się tę chorą psychicznie dziewczynkę, zapewne musiała mieć poczucie, że to wszystko jej wina.
Carol jest pragmatyczna, nie poj...na. Murzyn chyba w końcu zrozumiał, że jego laska i tak by umarła i się przemieniła w ciągu kilku następnych godzin.
Pewności nie miał, poza tym nie miała prawa sama o tym zdecydować, a co dopiero wykonać egzekucję, bo inaczej tego nie da się nazwać. To żadna pragmatyka. Poza tym już widzę, jak bardzo Carol byłaby chętna do tego, by zabić Sophię, żeby nie rozprzestrzenić choroby (ironia). Zrobiła to bo jej odbiło, nic jej nie usprawiedliwia. Kiedy Rick się o tym dowiedział, zostawił ją, co było jedyną odpowiednią reakcją.
No właśnie, ciekawe, czy jakby na miejscu Karen była córeczka, to czy pragmatyczna Carol z taką samą determinacją chroniłaby resztę grupy przed zarazą :D
Już to kiedyś powiedziałam, ludzkość jakoś wyżywała z chorób odzwierzęcych i to w czasach przed lekami, gdyby było inaczej, już dawno byśmy wyginęli. Ekipa Ricka szykowała się do pomocy. Karen mogła przeżyć chorobę, mogła też umrzeć godnie jak człowiek. Dzięki Carol nie dowiemy się, jak mogło być, Karen nie dostała szansy na życie.
"nie miała prawa sama o tym zdecydować" i to zdanie podsumowuje całą sytuację idealnie.
to prawda, że gdyby Carol miała poświecić dla dobra grupy swoich bliskich (Sophie) to pewnie by tego nie zrobiła i uważam że nikt by tego nie zrobił.
ALE dla ratowania swoich bliskich w sytuacji zagrażającej życiu większość poświęciła by innych.I to moim zdaniem zrobiła Carol w więzieniu - zabiła - usunęła, potencjalne zagrożenie by ratować osoby sobie bliższe.Zabiła ich zaraz na początku epidemii, kiedy stosunkowo niewielu było chorych ,miała nadzieje, że to pozwoli usunąć wirusa i ocalić innych.Może dzięki temu ,,zabiegowi,, Glenn i Sasha nadal żyją - zachorowali później.
Oczywiście absolutnie zgadzam się z tym, że w sumie postąpiła źle i nierozważnie - nie powinna decydować o życiu i śmierci innych - chyba, że niebezpieczeństwo zagraża jej samej.
Przyznała się do błędu i otrzymała przebaczenie od Tyressa.Na pewno myśli o zabiciu tych ludzi będą ją prześladować.
Mimo wszystko uważam, że jest ona pozytywną postacią , świetnie przystosowaną do życia w tym trudnym świecie i jest ważnym ogniwem grupy.
No, dobrze, że się przyznała i go przeprosiła. Myślę, że w momencie, kiedy zobaczyła martwe ciało Miki zrozumiała, że popełniła błąd, i to nie jeden. Mam nadzieję, że w przyszłości się zmieni, bo ja jej niestety polubić wciąż nie mogę.
Tyresse wybaczył więc i wy pałający nienawiścią do Carol wybaczcie :)
Carol jest z nami od początku - Rick i Carol zmienili się najbardziej i na lepsze.Glen i Daryl podupadli , a Carl jest w trakcie przemiany i wygląda na to, że będzie niezłym zakapiorem.
Tylko tam nikt do końca nie wiedział, co jest źródłem choroby i jak szybko może się rozprzestrzeniać. Carol zapewne wierzyła, że zabicie tej 2 jako jednych z pierwszych zarażonych (a przynajmniej z tak rozwiniętymi objawami) zapobiegnie dalszemu rozprzestrzenianiu się tego świństwa. To, że ich śmierć nie pomogła w zahamowaniu epidemii okazało się później, ale z ich perspektywy po śmierci tego dzieciaka i ich dwojga była na to szansa. Do chorych i tak ktoś ciągle musiał wchodzić, te ich prowizoryczne maseczki i inne środki ostrożności nie były realną ochroną, dawało to szanse jedynie na to, że wkrótce wszyscy zachorują i umrą...
W normalnych warunkach nie byłoby usprawiedliwienia dla takiego postępowania, zabicia ot, tak, dwójki chorych, ale to jednak są inne realia.
Carol jest przynajmniej wielowymiarowa, nie usprawiedliwiam jej - nie jest aniołem, jak np. Hershel, jej decyzje są kontrowersyjne, ale nie przesadzałabym z tym "czystym złem" - zabijanie nie sprawia jej przyjemności, nie czuje się przez to lepszym człowiekiem i "supermanem". Odwala czasem brudną robotę, ale jednak tutaj chodzi o przetrwanie jak największej grupy, a choroba mogła wszystkich zabić. Z drugiej strony opiekuje się małą Judith, chociaż można by stwierdzić, że niemowlę to tylko zbędny balast; podobało mi się też, że uczyła dzieciaki jak się bronić - to nie był czas, żeby trzymać je pod kloszem i czytać bajeczki.
Prawda jest taka, że to Rick jako przywódca powinien podejmować czasem takie bardziej stanowcze, radykalne decyzje dla dobra grupy. W tamtym świecie nie wszystko jest czarno-białe, a brak zdecydowania, skłonność do poświęceń i cackanie się się ze wszystkim i wszystkimi (patrz Gubernator) prowadzi do chaosu i spadku liczebności grupy.
Większość bohaterów, nawet w przypadku realnego zagrożenia życia, nie chce zabijać, byle tylko nie mieć nikogo na sumieniu i czuć się dobrze i widzimy w nich "tych dobrych", a zabijają tylko "ci źli" - nie tak to chyba powinno wyglądać.
Ciekawe też, czy każdy z obrońców chorych byłby taki chętny, żeby udzielać pomocy tym w izolacji (nie mówię o wyprawie po leki) i samemu wchodzić do nich, pielęgnować i w konsekwencji najpewniej samemu się zarazić i umrzeć? Pewnie większość, z jednej strony, nie byłaby aż tak szlachetna, a z drugiej, nie chciałaby być "potworami" jak Carol, skazując takich ludzi na powolną śmierć w odosobnieniu, ale przynajmniej z dala od widoku i to byłoby cacy, bo nikogo nie zabili.
Tylko zauważ, że w tym odcinku jakby wszystkie dotychczasowe decyzje Carol obróciły się przeciwko niej. Jak dla mnie to było głównym przesłaniem odcinka. Carol zabiła tamtych chorych w dobrej wierze, ale przyczyniła się do rozpaczy Tyreese'a - rozmowy z nim spowodowały u niej lawinę wyrzutów sumienia, widziała jak cierpi i wiedziała, że to jej wina. Zgadzam się z Tobą, że w tym świecie wszystko jest szare, ale jak dla mnie Carol ma bardziej czarne barwy niż szare. Podejmuje decyzje, które nie należą do niej. Nie wiadomo, jak choroba by się potoczyła, a Tyreese zasługiwał na to, aby spędzić ostatnie chwile z Karen. W normalnym życiu człowiek do końca będzie starał się uratować swoich bliskich, nie wydałby na nich wyroku. Carol na pewno nie zrobiłaby tego samego z Sophią.
Co do innych jej decyzji - próbowała uczyć dzieci bronić się, jednak mimo jej starań Mica nie byłaby w stanie zabić żywego człowieka, nawet jeśli by jej zagrażał, z kolei Lizzy źle zinterpretowała naukę Carol i niestety przyniosło to więcej szkody niż pożytku. Myślę, że dało to Carol do myślenia.
Nie przesadzałabym ze stwierdzeniem, że nagle WSZYSTKIE jej decyzje okazały się złe, czy obróciły się przeciwko niej. Oczywiście, że czuła ciężar psychiczny i wyrzuty sumienia przebywając z Tyreese'em, bo decyzje, które podejmowała nie przychodziły jej łatwo, pewnie zastanawiała się "co by było, gdyby", ale z drugiej strony, jeśli Tyreese miałby szansę być z Karen, być może już by nie było jego samego i wielu innych osób. Wiem, można to rozważać i gdybać na wiele sposobów - bronić jej i oskarżać, np. nikt nie mówi, że dzięki niej Tyreese żyje, bo w innym wypadku wolałby zostać z chorą Karen i prawdopodobnie oboje by zginęli (jak prawie wszyscy zainfekowani, nie wiadomo do końca, czemu Glenn to przeżył, bo nie znaleźli chyba żadnego cudownego antidotum, a na początku nie byli tak dobrze zorganizowani), ale wszyscy zakładają, że Carol sama siebie i swoich bliskich by nie poświęciła. Wszystko co powyżej, to tylko takie gdybanie, nie opieram na tym swojej opinii o niej.
Jednak nigdzie w żaden sposób nie zostało zasugerowane, że jest jakąś wyrachowaną hipokrytką, a to jest główna linia ataku tych, którzy jej, delikatnie mówiąc, nie lubią.
Nie wielbię jej jakoś szczególnie, ale jest ciekawa i daje się lubić, a jej decyzje można jakoś zrozumieć, nie znaczy to, że są najlepsze i jedyne słuszne, ale też nie bezmyślne, kierowane żądzą rozlewu krwi i egoistyczne. Powinno być więcej takich wielowymiarowych postaci.
Poza tym, jak sama napisałaś "w normalnym życiu", a tu takiego nie ma i dlatego warto wziąć na to poprawkę.
Co do Miki, człowieka nie, ale do żywych trupów strzelała, a jednak o to zagrożenie chyba głównie chodziło, no i nauczyła się posługiwać bronią dzięki Carol, zwiększając szanse na przetrwanie. To, że zabiła ją własna siostra to trochę inna kwestia. Natomiast Lizzie okazała się niestety nieobliczalna, POMIMO nauk Carol i tego, co wszyscy jej próbowali uświadomić.
Generalnie, można Carol lubić lub nie (może nawet jednocześnie), ale chyba warto swoje zdanie oprzeć na wszystkich wydarzeniach, a nie na jednym (i ulubionym wielu osób) stwierdzeniu, że "tamtych dwoje to zabiła, a siebie czy córki by nie poświęciła" (pomijając, że nie było okazji, by się o tym przekonać i ciężko brać taki argument pod uwagę). Od tamtego wydarzenia wielu przeciwników patrzy na nią tylko przez jego pryzmat i przez to spłyca charakter postaci. Stała się zła i tyle, co stawia ją na równi np. z Gubernatorem.
Nie nie, ja nie lubiłam jej już od jakiegoś czasu. Na samym początku była mi obojętna, ale im dłużej pojawiała się na ekranie tym bardziej dochodziłam do wniosku, że nie darzę jej sympatią. I chodzi mi tutaj o wszystkie jej decyzje, zdania na poszczególne tematy - po prostu nie mogę jej strawić. Nie wkurza mnie oczywiście w takim stopniu, jak to robiła Lori czy (mój Boże) Andrea, ale po prostu nie widzę w niej tego, co widzą ci, którzy lubią tą postać i tyle. Myślę, że próbuje być twardą babką, nie uważam, aby była złą postacią, bo pewnie chciała dobrze... ale jej decyzje wcale nie były dobre.
Ostatnie wydarzenia w więzieniu sprawiły że jeszcze bardziej jej nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem, jak mogła zupełnie sama zdecydować o śmierci dwójki chorych osób. To jakby postawiło mi krzyżyk na tej postaci, bo to po prostu nie jest ludzkie, nie ważne, jak bardzo byliby chorzy i jak świetne przesłanki Carol by sobą reprezentowała. Nie dziwię się zupełnie, że Rick zdecydował się zostawić ją samą, to naturalna reakcja na taką rzecz i myślę, że Carol to zrozumiała. Może zrozumiała też coś po śmierci Miki i Lizzy, zobaczymy, jeśli choć trochę się zmieni to może odnajdę dla niej sympatię.
"Carol zapewne wierzyła, że zabicie tej 2 jako jednych z pierwszych zarażonych (a przynajmniej z tak rozwiniętymi objawami) zapobiegnie dalszemu rozprzestrzenianiu się tego świństwa"
ok, wszystko fajnie.. ale wiesz, ona nie zabiła dwóch świnek, dwóch piesków, dwa jelonki, czy dwóch obcych ludzi, którzy nagle stanęli kaszląc u wrót więzienia - zabiła dwie OSOBY Z GRUPY. Ludzi, których znała, z którymi rozmawiała, z którymi dzieliła niedolę, którzy mieli swoje uczucia i świadomość. To nie była decyzja o ratowaniu siebie i bliskich poprzez zabicie zombi, Gubernatora, byłych więźniów. Carol podjęła decyzję o zabójstwie niewinnych ludzi. Tłumaczenie tego uczynku "szarościami", dobrymi chęciami, "bo myślała że ratuje" nie zmienia faktu, że zabiła i jest zła. Nikomu poza nią nie przyszła taka straszna myśl do głowy! Rick zrobił wtedy najlepszą rzecz, jaką mógł - usunął ją z grupy. Bo następnym razem Carol znowu uzna, że ktoś jest zagrożeniem - prawdziwym lub urojonym - i znowu kogoś usunie.
Co też niniejszym zrobiła w najnowszym odcinku.
Czyste zło nie oznacza tylko zabijania dla przyjemności. Najgorszy typ zła, to zło, które usprawiedliwia zbrodnię, tłumaczy ją racjonalnie.
A co twojego ostatniego akapitu - być może nikt by im nie pomagał. Nikt też od ludzi nie wymaga, żeby byli męczennikami. Ale wiesz, co, przynajmniej nikt by nie wchodził do izolatek z nożem i benzyną. Wydaje mi się, że dla chorych robi to różnicę :D
Jak już mówiłam, można (i, moim zdaniem, postać Carol specjalnie jest skonstruowana tak, a nie inaczej) na to spojrzeć szerzej niż "zabiła = jest zła do szpiku kości". Tak, zabiła osoby z grupy i widać było, że nie była to dla niej przysłowiowa "bułka z masłem" i nie przeszła nad tym do porządku dziennego rozgrzeszając się. Widać było momentami, że odczuwa psychicznie konsekwencje tego. Nawet realny świat ciężko podzielić na to, co jednoznacznie dobre i to, co jednoznacznie złe, a co dopiero ten ichni. Dlatego po prostu nie zrozumiem tego podziału na czarno-białe w waszych oczach i nie ma sensu się o to kłócić.
Za to fakty są takie, że jednocześnie pomaga innym i przez to jest postacią złożoną i chyba celowo stworzoną do tego, żeby nie móc jej jasno sklasyfikować.
A tymczasem chyba nawet w jednej z twoich wypowiedzi przewinął się słynny argument w stylu "ich to zabiła, a swojej córki by ruszyć nie dała", o którym pisałam, że ciężko takie jednokierunkowe gdybania brać pod uwagę w dyskusji.
Poza tym, Carol nie jest psychiczna, nie wymyśla urojonych zagrożeń. Chorzy (bez względu na to, co można by zrobić na jej miejscu) byli zagrożeniem dla zdrowych, Lizzie chyba nie trzeba komentować, skoro zabiła młodszą siostrę i przymierzała się do zabicia niemowlaka (a niestety psychiatry i miejsca na żadną terapię, o ile dałoby się naprawić szkody, jakie zostały wyrządzone na jej psychice, nie było).
Świat, w którym żyją, jest światem dylematów moralnych i, moim zdaniem oczywiście, tracą na odbiorze ci, dla których one nie istnieją i są tylko decyzje oraz czyny dobre lub złe, dla których nie ma miejsca na żadne "ale".
Choróbsko od mięsa które wszyscy jedli? Bzdura, na początku tylko niektóre sztuki chorowały. W więzieniu żyło 30-40 osób więc tylko część mogła się zarazić, o ile choroba w ogóle przenosiła się poprzez zjedzenie mięsa. Świnie mają dużo słabszą odporność od człowieka na zarazki i może u nich pierwszych po prostu pojawiły się objawy. Wirusa/bakterię mógł ktoś przynieść nieświadomie podczas przeszukiwania budynków w poszukiwaniu żywności/leków, lub ktoś kogo przyjęli świeżo do obozu. Choroba mogła mieć nawet kilkunastodniowy okres inkubacji (u świń znacznie krótszy). PAcjent 0 zaraził innych lekkim pokasływaniem, a ci zarazili świnie. Część mogła być bardziej odporna lub mieć mniejszą styczność z chorobą lub byli genetycznie mniej podatni (obaj Rick i Carl nie chorowali). Młodziak umarł jako pierwszy bo np miał chorobę serca - obniżoną odporność. To wszystko są domysły. Mieli niewielki stan wiedzy na temat pochodzenia i sposobu rozprzestrzeniania się choroby. O ile pamiętam dopiero po śmierci Karen ktokolwiek pomyślał o wybraniu się na poszukiwanie leków. Skoro tak to dla nich i tak nie było szansy, a przynajmniej nie musieli umierać wypluwając własne płuca. Jeśli pamiętasz te odcinki to oni byli w na prawdę marnym stanie. Carol nie widząc innych chorych uznała że zarażeni są tylko oni, Tyrese ciągle tam przyłaził i mógł zarazić siebie i pozostałych. Ci których zadaniem jest chronienie całej grupy muszą w sytuacjach kryzysowych podejmować moralnie cięzkie decyzje i żyć z nimi, ponieważ jeśli nie jesteś w stanie stracić kilku ludzi dla dobra grupy, doprowadzisz do klęski wszystkich.
Od zdania "O ile pamiętam dopiero po śmierci Karen ktokolwiek pomyślał o wybraniu się na poszukiwanie leków." do końca wypowiedzi, podpisuję się obiema rękami pod Twoim poglądem na sprawę.
Chociaż widzę, że należymy do mniejszości i z takim podejściem w razie apokalipsy zostalibyśmy uznani za niebezpiecznych psycholi:P