Według mnie Shane był najlepszą postacią w tym serialu. Trzeba go tylko zrozumieć. Na początku stracił przyjaciela (przynajmniej tak myślał). Wiemy,że robił wszystko,żeby go uratować i wyciągnąć ze szpitala. Poza tym z tego co wiemy, też stracił swoją rodzinę, jaka by ona nie była. Kiedy siedzieli w radiowozie w pierwszym odcinku i rozmawiali o swoich problemach, to mówił, ze nie układa mu się ostatnio z żoną. Rick też nie był dłużny i opowiadał, że on i Lori oddalają się od siebie. Po tym, gdy wszystko się zaczęło Shane szukał w Lori wsparcia i wiedział, że także ona go potrzebuje po stracie męża. Lepiej niż Rick zastąpił ojca Carlowi. Zbliżyli się do siebie i zwyczajnie się zakochał w Lori a Carla traktował jak swojego syna. Kiedy się okazało,że Rick żyje, to Shane'owi znowu świat wywrócił się do góry nogami. Nie dość,że apokalipsa, to jeszcze to. Odzyskał przyjaciela a tym samym stracił Lori i Carla. to kolejna jego strata w krótkim czasie. Psychika na pewno na tym ucierpiała.Gdzieś w sobie wiedział,co zrobił Rickowi. Kochał się z żoną swojego przyjaciela. To musi mieć wpływ na psychikę. Widzieliście jak ona go zaczęła traktować. W krótkim czasie jego psychika była narażona na tak ogromne zmiany. To tyle jeśli chodzi o temat Ricka,Lori i Carla. Natomiast jeśli chodzi o samą sytuację opanowania świata przez szwędaczy, to myślę, że Shane jako jedyny myślał rozsądnie pod takim względem, że dostosował się w pewien sposób do sytuacji i nie łudził się tak jak inni. Ile razy Rick podejmował złe decyzje po których ktoś ginął w grupie. Shane wielokrotnie miał rację ale mieli go za narwańca. Wcześniej był policjantem, teraz musiał zabijać. Rick to fleja, za dużo myśli, za mało robi. Wiele razy dał ciała. Shane to był twardziel a taki świat zmuszał go do takiego zachowania. Tuż przed śmiercią miał już mętlik w głowie. Rozmowa z Rickiem i niby sobie wyjaśnili. To ta głupia Lori musiała mu znowu namieszać, gdy przyszła do niego jak robił obserwatorium na wiatraku i po raz kolejny go zwiodła. Niby dziękowała ale wywołała w nim powrót wspomnień. On sobie z tym zwyczajnie nie poradził. Szkoda mi go bardzo. A Lori w ogóle nie żałuję. Dziekuję za uwagę :]
Popatrz legenda na mój temat wciąż żywa. A już miałem nadzieję, że wszystko prysło.
Nie skomentuję tego. Powiem jedynie tyle, że nie ma co tego ciągnąć. I tak wiadomo jak to się wszystko skończy, także daj Sobie spokój.
Toruga to widać ewidentnie osoba o niskim poziomie intelektu. W każdym wątku musi zrobić gnój. Po czym twierdzi ze został "zaczepiony" nom cóż ale osoby o niskim pojmowaniu reguły przyczynowo- skutkowej tak maja :)
Dokładnie intelektualny impotent, jest spoko dyskusja ta wpada wyzywa od trolli. Myśli, że jest fajna czy jak.
Dale zginał przez Carla a ten został źle wychowany przez Ricka ukradł broń i nawet nikomu nie powiedział co zrobił. Teraz przez Ricka zginęły 3 osoby bo ten dał uciec murzynkowi nic z tego sobie nie zrobił.
Popieram Pana w 100%. Zawsze bawili mnie fanboje tej picki Ricka w ostatnim odcinku pokazał jak potrafi podejmować decyzje, dał nawiać murzynowi a ten ładnie załatwił żonkę, starą i czarnego.
Shane jest postacią jednoznacznie pozytywną i troszczącą się o dobro grupy, każdemu kto twierdzi, że był egoistą polecam puknąć się w głowę kluczem francuskim. Przywołujecie tutaj przykład Otisa, zabił go dla wspólnego dobra inaczej pan flinta zeżarłby im wszystkie zapasy żywności (patricia mówilą w jednej ze scen, że na śniadanie zajada jajecznicę z 15 jaj, zajada dwoma bochenkami pszennego chleba a na popitę przysysa się do krowiego cyca). Lori chciał puknąć dla poprawienia demografii a Dale'a "stuknąć" bo był on głównym mącicielem w grupie i próbował ją zniszczyć od środka (pracował jako agent Gubernatora). Staruch (największy sukinsyn w serialu) powodował jakieś bezsensowne kłótnie o Andree i broń, którą chciał zawinąć dla swojego szefa. Shane powinien go załatwić jednak wrodzona łagodność nie pozwoliła mu tego uczynić co jest jedyną wadą tej postaci. Wszystko z czym się reszta "pi***oliła" on załatwił od ręki tzn. Randalla i stodołę. Niestety nie chcąc prowokować konfliktu z Rikiem, ustępuje mu w roli przywódcy co sprowadza na resztę same nieszczęścia.
Po jego śmierci serial w sumie stracił sens, ciągnięty jest na siłę. Zło będące uosobieniem Rika wygrało na dobrem Shajna. Apokalipsa się dopełniła. Amen.
Zastanawiam się jeszcze jak potoczyły by się losy, gdyby Lori zginęła przed Shane. Może to rozwiązałoby wszelkie dotychczasowe problemy między tymi bohaterami. Ale to tylko teoria, którą możecie rozwinąć jeśli chcecie. Wracając do Shane w drugim sezonie i sytuacji, kiedy to niby chciał zgwałcić Lori, to uważam, że po pierwsze alkohol zrobił swoje a po drugie wybuchła w nim kumulacja emocji z nią związanych. Miał nadzieję. Oczywiście nie pochwalam takich zachowań, lecz dopuszczam, że taki człowiek jak on, w takich okolicznościach jakie go otaczały dał się ponieść swojej słabości.