Odcinek niezły dużo się działo fakt ten sezon rządzi oby tak dalej czekam na następny.
Obejrzałem jeszcze raz, i zwracam honor i wybacz za mój jakże mało inteligentne pytanie. ;]
Dużo ciekawszy odcinek niż poprzedni. Akcja z telefonem bardzo mi się podobała, niezłe pokręcone wariactwo w głowie Ricka. Meryl jakoś w tym odcinku był totalnie niespójny, najpierw kazał swoim podopiecznym wysłanym na misje iść na polowanie i nie srać po gaciach, później sam decyduje o powrocie oraz co ważniejsze - o domyślnym okłamaniu Gubernatora - a jedynemu, który się sprzeciwia strzela w łeb. Później przynosi mu na deser Glenna i Maggie. A Daryl, jeśli będzie musiał wybierać jestem pewien, że stanie za swoją obecną grupą. Odnalezienie Carol to myślę punkt zwrotny w tej decyzji.
Wszystko idzie ku spotkaniu grupy Ricka i Gubernatora. It will be fun to watch.
W końcowej scenie przez chwilę myślałam że Rick pod bramą ujrzał Gubcia, ale sobie przypomniałam o Michonne. Jak bidula stała z tym koszykiem pełnym mleka w proszku.
rewelacja - sezon 3 trzyma wysoki poziom.
Ciekawe jak Gubernator utrzyma w tajemnicy przed Andrea że ma Glena i Megie w mieście.
Odcinek fenomenalny! Przez całe czterdzieści trzy minuty siedziałam w napięciu, nie wiedząc, czego się spodziewać. Pełna klasa. Ale po kolei... Sceny z telefonem, całe te rozmowy Ricka ze zmarłymi, to wszystko po prostu jakoś mnie nie porywa. Od dłuższego czasu większość użytkowników zaznajomionych z komiksem tak bardzo radowała się na samą myśl o telefonie, zapewniając, jakie to będzie super, jaka to będzie perełka. Szczerze? Mnie to jedynie nużyło. I wcale w jakiś wyjątkowy sposób nie zobrazowało mi to szaleństwa Ricka. Kiszka. Następnie Michonne, która jest CUDOWNA. Przecież ta dziewczyna to jeden z najmocniejszych atutów trzeciego sezonu. Ja się w niej absolutnie zakochałam i po prostu nie chcę widzieć negatywnych opinii na jej temat. No bo przecież jak można mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do niej?! Potem Gubernator i Andrea, czyli duet, który skutecznie gra mi na nerwach. Andrea w roli głupiutkiej blondi. Ona tak bardzo chce uwierzyć, że wszystko jest taaaakie piękne i wspaniałe, że aż trudno powstrzymać się od puszczania pawia. O słabości Gubernatora pisałam wiele razy, więc w tej kwestii nie będę rozdrabniać szczegółów. No i cieszę się, że Daryl znalazł Carol! x) Całe szczęście! Aczkolwiek mam nadzieję, że producenci nie poczęstują nas słodkawym romansikiem z tą dwójką w roli głównej. Daryla to ja uwielbiam, Carol także polubiłam, ale te dwie postacie po prostu NIE pasują do siebie. No i co z tego, że Carol działa "kojąco" na Daryla, skoro ona po prostu wypada przy nim blado? Ja tam widzę obok Daryla silną, twardą i seksowną babkę...
Cieszę się, że zaczyna być wprowadzane łączenie wątków więzienia z wątkiem Gubernatora. Na to z niecierpliwością czekałam. Mam nadzieję, że nic nie stanie się Maggie oraz Glennowi, szkoda byłoby tych gołąbeczków.
Odcinek na dyszkę.
Odcinek spotkań, można rzec.
Rzeczywiście było tym razem sporo akcji, sporo rzeczy, które będą miały duży wpływ na rozwój fabuły. Telefon uświadomił Rickowi, że ma rodzinę, ludzi o których musi dbać i wydaje mi się, że teraz będzie już tylko lepiej i zobaczymy jaki to z niego cwaniaczek wyjdzie :)
Ciekawe również jest to jak przebiegną przesłuchania u Philipa, czy Merle będzie bardzo brutalny czy po prostu lekko ich postraszy. Maggie raczej nie podzieli losu Michonne z komiksu i uniknie gwałtu, to chyba jednak nie ta telewizja i nie ten odbiorca.
Podsumowując, bardzo dobry odcinek i żałuję, że muszę czekać znowu cały tydzień zanim obejrzę kolejny :/
Kolejny odcinek...kolejny, który nie zawiódł, ba, wręcz przeciwnie. 3 sezon jak na razie 11/10. Michonne w więzieniu...i znów cały tydzień czekania.
Na moje to Carol z Darylem nie będzie, nie będzie tu nawet zalatywało romansidłem. W tym odcinku Daryl opowiada Carlowi jak zginęła jego matka, czas przemyśleń. Jeszcze w ten sam dzień odnajduje Carol, która dla niego jest jak rodzina, jak druga matka (ok, może nie karmi go ani nie wychowuje ale Daryl to dorosły gość a uczucie spokoju jakie przy sobie odnajdują jest wyczuwalne wszędzie).
Czy ja wiem...? Druga matka, biorąc pod uwagę te ich wszystkie spojrzenia, uśmiechy, a ostatnio nawet i masaż? Tak czy siak, mam nadzieję, że to akurat Twoja (a nie moja) teoria okażę się słuszna i z romansu wyjdzie jedno, wielkie zero. OBY!
Co racja to racja. "Czarna" to najlepsza postać w tym serialu. Muszę przyznać że jak tylko ją zobaczyłem w końcówce drugiego sezonu w tym kapturze z dwoma truposzami na łańcuchach to od razu mi się spodobała. A teraz tylko potwierdza moje przeczucie. Oby scenarzyści jej "nie zepsuli". Jest świetna. Nie tylko postać, ale i aktorka która to odgrywa. Mistrzostwo świata. Właśnie tak sobie wyobrażam charakter kogoś kto sam przetrwał zagładę zombie. Nieufna, tajemnicza, skryta, silna ale ma to coś co Ci mówi że tak na prawdę jest dobrą osobą.
Głupia Andrea. Tyle w jej temacie. Komiksowa o wiele fajniejsza była. Nawet przy początkach. Plus Lauren i jej wieczny uśmiech. Ona jest po jakiś operacjach czy co?
Wątek Ricka mającego zwidy już jest zakończony? Czyżby było już po telefonach? Najwyraźniej. Osobiście uważam, że to wielka szkoda.
Mało konkretnej Michonne, to co dostaliśmy mało mnie zadowala. Mimo to, poczekam.
Gubernator oczywiście czaruje i kieruje Głupią Andreą jak chce. Za tydzień zobaczymy psychola. No i tutaj mi się wydaje, że czeka smutny los Maggie, a mianowicie ten komiksowej Michonne.
Daryl podzielił się swoją historią rodzinną z Carlem, żeby go wesprzeć na duchu plus przejął się w momencie, gdy odnalazł nóż, to wiele świadczy o jego pewnej pozycji w grupie.
Też mam takie przeczucia co do Maggie. Tylko niech nikt nie piszę że coś takiego nie przejdzie w tv publicznej, skoro pokazali dosyć drastyczny poród Lori, czy inne sceny gdzie rozwalają komuś łeb itp. Poza tym scena z Maggie nie musi zostać pokazana dosłownie.
No i mamy właśnie nowe info odnośnie przeszłości Daryla. Potwierdzenie tego że chłopak, nie miał zbyt ciekawego dzieciństwa.
Jeśli chodzi o Andree to się zgadzam. Ta komiksowa była zdecydowanie bardziej twardsza i miała łeb na karku.
też mam takie przeczucia po obejrzeniu trailera kolejnego odcinka, ale po stanie Glenna sądzić mogę że to on może być kolejną ofiarą w serialu.
wiesz poród Lori to jednak i tak łagodniejsza sprawa niż brutalny gwałt i tego typu rzeczy, bo rozwalanie komuś głowy w podobny sposób pokazane w co drugim filmie sensacyjnym ;)
No tak, ale można to pokazać w jakiś bardziej delikatny sposób.
SPOJLER
Ktoś wysnuł ciekawą hipotezę że może to Glennowi urzną łapę...
Co tu dużo mówić, zawsze jak kończę oglądać TWD dołuję się, że trzeba tyle czekać na kolejny odcinek. Tak na marginesie to mam ochotę obejrzeć "Hounded" jeszcze raz. Dziś wydarzyło się na prawdę wiele, nie było takiej sieki jak w "killer within" mimo to odcinek trzymał w napięciu. Super, że Rick dochodzi do siebie urządził sobie pogaduchy przez telefon i jak widać pomogło. Postawa dziadziunia Hershela względem Ricka- na medal. Zrewanżował się tak na marginesie :) Genialnie, że Daryl odnalazł Carol. Woow widać, że mu na niej zależy. Tak się bił sam ze sobą, a tu proszę jaki surprise. Trochę rozbawił mnie motyw z Michonne zeskakującej z drzewa jak jakaś amazonka :) Ciekawa jestem kiedy Andrea przejrzy na oczy w końcu... No i co z Glennem i Maggie...??
Ps. A najbardziej rozczuliła mnie scenka z Rickiem i dzidziusiem of course........... :)
Ciekawie sie wywineli z tym telefonem ( myślałem, że bardzo ten wątek zepsują w porónaniu z komiksem ) . Następny odcinek zapowiada się bardzo ciekawie i będzie pewnie jeszcze lepszy .SPOILER...... Wiele spraw wyjaśni Michonne i z tego co było widać to chyba Glenn nie miał dłoni a Maggie zapewne będzie torturowana i gwałcona jak to Michonne w komiksie .
Jeszcze dwa odcinki i przerwa do lutego ^
Powiedzcie Mi jedno jak to się stało, że ten sezon w porównaniu z drugim tak wymiata?!?!
Miałem już tego serialu nie oglądać bo dwójka mnie wymęczyła niemiłosiernie a do trzeciego sezonu zajrzałem o tak bo nie miałem już kompletnie co oglądać i proszę takie miłe zaskoczenie.
Nie czytałem komiksu chyba nawet na oczy nigdy nie widziałem ale ciekawi mnie tylko jedna rzecz czy w komiksie Hershel również wspomina o swojej obciętej nodze (o ile ją w ogóle traci ). Nie wiem jak reszta może tylko ja tak to rozumiem ale, gdy Hershel mówi o swojej nodze, że ciągle ją czuje tak jak by był od kolana w duł duchem tłumaczy trochę widzom dlaczego Rick słyszy soją zmarłą żonę przez telefon (taka mała alegoria).
Różnica między sezonem drugim, a trzecim, spowodowana jest tym, że historia TWD to taki swoisty miszmasz. Raz są momenty, gdzie jest ful akcji przeplatanej z prawdziwym dramatem, jak ten, który rozgrywa się obecnie w więzieniu, a raz jest taki przestój jaki mieliśmy na farmie, po to by pokazać bohaterów od tej człowieczej strony. Jak dla mnie takie rozwiązanie jest bardzo dobry. Mówiąc szczerze, ten nadmiar momentów trzymających w napięciu zaczynał mi już ciążyć. Naprawdę mam ochotę na chwilę wytchnienia. Po prostu popatrzeć jak rozwijają się dalej relacje w grupie czyli Maggie-Glen, Daryl-Carol, Rick-Carl itd. Zwykła wymiana zdań. Niestety jak widać po zapowiedziach, nie będzie mi to dane. Twórcy chyba zbyt dużo rzeczy chcą upchać w jednym sezonie, co mi się szczerze nie podoba, dlatego, że okres pobytu w więzieniu to największy czas wielowątkowości, który aż prosi się o eskalację pewnych aspektów.
Tutaj ktoś jeszcze pytał się o to kiedy Gubernator spotka się z Rickiem. Długo nie trzeba czekać, gdyż tylko do następnego odcinka. Rick, Daryl, Oscar, Michonne idą na ratunek Glenowi i Maggie, a co za tym idzie, niemożliwym jest aby te dwa guru, w postaci Grimesa i Blake'a sie minęły.
A wracając jeszcze do Hershela. W komiksie jego historia jest kompletnie inaczej poprowadzona. Nie wspominając już innym kreowaniu postaci. Tam jest to stanowczy facet koło 60, który ma dość sporą rodzinę. O ile dobrze pamiętam ilość dzieciaków sięgała 7, z czego każde ginie w coraz to gorszych okolicznościach, za wyjątkiem oczywiście Maggie. Nie bał się otwarcie mówić co myśli. Poza tym nie traci nogi, gdyż wątek ten przydarzył się Dale'owi. Ponieważ w serialu Dale'a uśmiercili, z różnych powodów, w które zagłębiać się nie zamierzamy, to właśnie Hershel przejął rolę ostoi człowieczeństwa oraz moralności, a jak widać po ostatnim odcinku bardzo dobrze się z tego wywiązuje.
No przynajmniej już nikt nie będzie wyskakiwać z jakimiś teoriami wziętymi z kosmosu że Carol ocaliła Lori, czy to ona dzwoni do Ricka (faceplam), bo chyba jasno zostało pokazane że Carol sama potrzebowała pomocy.
Odcinek bardzo dobry. Michonne zaczyna co raz konkretniej działać, choć raczej wolałabym żeby więcej mówiła niż wywijała mieczem, czy niczym jakiś ninja bezszelestnie zachodziła przeciwnika, czy znikała w sekundę. Trochę mnie zirytowało to że nie wkroczyła do akcji jak Merle zaatakował Glenna i Maggie, no ale ta postać będzie miała trochę inne zadanie do wykonania. Sam Merle trochę mnie zadziwia tą troską o los Daryla. Wiem że to jego brat, ale gość raczej nie jest typem takie właśnie opiekuńczego braciszka.
Daryl - co raz bardziej zaczyna mi się ta postać podobać. To jego przejęcie się Carol...widać że mu na niej zależy. Dobrze że ją odnalazł. Kiedyś nie bardzo mi to pasowało żeby zostali parą, ale teraz jestem na "tak" i by najmniej nie uważam że Daryl powinien być zimnym jak lód samotnikiem. "Bad ass" też człowiek :D Widok Hershela z dzieckiem - bezcenny. Sceny z Rickiem i motyw z telefonem, momentami jak wyjęty z komiksu. Rick jak widać w ostatnich scenach zaczyna już dochodzić do siebie. Co raz bardziej podoba mi się gra Lincolna i sposób w jaki kreuję postać Grimes'a.
A teraz to co mnie wkurzyło - wstawki z Woodbury, a konkretniej Andrea + Gubernator. Ogólnie kiedy pojawiał się "przeskok" do tej dwójki to moją reakcją było "niee pokażcie więzienie czy Michonne, to jest nudne". Andrea zaczyna mnie co raz bardziej irytować. Najpierw robi sceny i zgrywa wielce oburzoną że "jak to tak można urządzać taką arenę, przecież to jest barbarzyństwo!", po czym biegnie poza teren miasteczka żeby zabić zombiaka z wielką satysfakcją ( "patrzcie jaka jestem fajna"), a na koniec stwierdza że w sumie "arena" jej się podoba. W ogóle zaczyna mnie wkurzać jej sposób mówienia, miny i gesty. Jej, a do nie dawna tą postać lubiłam...
Gubernator też, co muszę napisać z przykrością zaczyna mi działać na nerwy. Miałam wielkie nadzieje i oczekiwania co do tej postaci i kiedy pojawił się po raz pierwszy, byłam w pełni usatysfakcjonowana jego przedstawieniem, ale teraz zaczyna być lekka równia pochyła. Gdzie jest ten świrus i lekki nieudacznik z komiksu? Zamiast niego jest jakiś popijający sobie whiskacza taki właśnie przedstawiciel handlowy. A ten cały romans z Andreą już w ogóle, niszczy to dobre wrażenie, jakie wywarła na mnie ta postać w 3 odcinku, choć nie powiem pytanie o łeb Michonne trochę mnie rozbawiło. Mam nadzieję że Gubernator w końcu zacznie "jechać z grubej rury" bez udawania "pana milusińskiego". Patrząc na promo kolejnego odcinka, może w końcu to się ziści.
Wszyscy trochę przesadzają i starają się nad interpretować niektóre wątki, nawet te mniej ważne.
Wyrażę krótko swoją opinie po 1. Od początku było widać że Andrea zakręci się w okół Gubernatora, szczególnie po tym jak została pozostawiona przez Michonne. Ten typek stał się jej jedyną bliską osobą, kimś z kim mogła pogadać. Jej zachowanie wynika po prostu z tego że została sama w obcym otoczeniu, chce się wkupić w łaski, na pewno czuje się nieswojo w obcym otoczeniu. Nie zna żadnych pikantnych szczegółów i nie stara się nic wywlekać. To naturalne gdy jest się czyimś gościem. po 2 Gubernator moim zdaniem początek sezonu przedstawia obraz z początku dobrego człowieka który jest kryptosk.....em , moim zdaniem jego prawdziwa twarz wyjdzie na jaw już niebawem jak będzie jakiś przełomowy moment i wtedy będzie mocnym kandydatem na psychola nr.1, po 3 Rick i jego rozmowy przez telefon, mają charakteryzować wstrząs bohatera , myślę że pojawią się jeszcze w serialu w momentach największej próby. A póki co cała wataha ma do załatwienie inną sprawę, także nie ma co się podniecać tylko cierpliwie czekać na następne odcinki. Co będzie to będzie, nie ma co się bawić w zgadywankę tylko opierając się pusto na komiksie. Jestem pewny jednego na pewno będzie się działo.
W którym miejscu ja coś nad interpretuje, czy się podniecam? Bez przesady..
Oglądam ADAPTACJE więc, ciężko mi nie odnosić się do pierwowzoru i nie "bawić się w zgadywankę". Ja jakoś nie mam wątów do osób, które nie znają komiksu i oceniają serial wyłącznie jako osobny twór, więc oczekuje tego samego.
Merle i jego tekst "widzisz ptaszka" wejdą do historii:D Odcinek świetny, jak cały 3 sezon który jest wielką niespodzianką po smętach na farmie. U Ricka (chyba) nastąpiło odrodzenie, chociaż pewnie nie do końca. Glenn faktycznie dał się zrobić jak przedszkolak. Andree oczywiście nieźle swędzi, ale tego mogliśmy się spodziewać:) Dziadzia Hershel staje się wieszczem całej grupy, ale to dobrze. Michonne, Rick i Daryl po fuzji stworzą maszynkę do zabijania. Jest na co czekać.
ja powtarzam wszystkim, że 3ci sezon jest równy jak niemiecka autostrada, na serio jestem bardzo mile zaskoczony. czy tam się nie zmienił znowu reżyser? może to ma wpływ?
Nie mów, że nie wiesz co się stało z Lori. Przecież w " killer within" już było to pokazane. Proponuję obejrzeć najświeższe odcinki :)
a co z Carol ?? w 5-tym odcinku nie pokazali ciała więc może uciekła może żyje
Oglądałeś 6-ty odcinek? jeśli nie to :
SPOILER
Carol żyje. Została znależiona przez Daryla
Odcinek bardzo dobry, zresztą od początku sezon 3 trzyma wysoki poziom, czego nie można powiedzieć o niektórych aktorach (Andrea) czy tylko mi się wydaje jakby miała bez przerwy ten sam wykrzywiony wyraz twarzy?
Telefon do Ricka- na początku myślałam, że jakoś z Woodbury ich namierzyli, a tu jednak telefon od Lori z zaświatów, mam nadzieję, że teraz ten wątek zostanie zamknięty i nie będzie zbyt dużo wspominek o jej wspaniałej postaci, oraz roztrząsania jej śmierci. Co mi się nie podobało to, to jak Merle z łatwością załatwił Glenna i Maggie, zbyt naciągane to było, powinna wyniknąć jakaś poważniejsza akcja. Zastanawia mnie jak Mishonne tak szybko znalazła więzienie, chyba Woodbury nie jest tak daleko od więzienia, bo z ranną nogą szybko tam doszła. Andrea i gubernator... Andrea to z pewnością najgłupsza postać tego sezonu i chyba ma rozdwojenie jaźni, najpierw jest oburzona walkami i a za chwilę już jest nimi zachwycona, chce odejść z Mishonne, która ją uratowała, ale jednak zostaje w dziwnej wiosce, w której nikogo nie zna, i romansuje ze świrem, chociaż ona sama ma nie pokolei w główce więc w sumie do siebie pasują, chyba w następnym odcinku przejrzy na oczy co zresztą sugeruje sneak peek.
Daryl i Carol- fajnie, że się znalazła, oczywiście Daryl jak książe na białym koniu odnazł swoją księżniczkę :P Teraz będzie romans jak nic. Haha.
Carol była członkiem grupy także z tą księżniczką to nie przesadzaj zaginęła więc Daryl chciał ją odnaleźć, tak jak szukał jej córki.
Hm, niechętnie, ale niestety (a może nawet i stety, dobra dyskusja zawsze w cenie) muszę się z Tobą w kilku kwestiach nie zgodzić. Przede wszystkim: sprawa Merle'a oraz duetu Glenn & Maggie. Moim zdaniem tutaj nie było nic naciąganego. Łatwość, z jaką Merle powalił na łopatki naszą parkę, była jak najbardziej na miejscu. Nie zapominaj, że Merle jest twardym, zwinnym, etc, gostkiem, który wiele umiejętności posiada. A Glenn...? Glenn to taka ciapa trochę. Jak dla mnie bez porównania.
Co się tyczy Woodbury i więzienia: najwyraźniej te dwie placówki są nie tak daleko siebie, choć wydaje mi się, że gdyby odległość rzeczywiście była mała, to ludzie Gubernatora znaleźliby więzienie już dawno, nie sądzisz? Przecież robiąc zwiady, nie mogliby przeoczyć takiej placówki jak naprawdę duży więzienie! ._.
A co do księcia Daryla i księżniczki Carol (poważnie?), to nie przesadzaj. A romansie nawet nie wspominaj, bo wykrakasz.
Glenn rzeczywiście jest słaby i niezdecydowany, więc w sumie racja. Co do odległości między więzieniem a Woodbury, piszesz właściwie to samo co ja. Nie pasuje mi to, że Mishonne tak szybko znalazła więzienie, bo oznaczałoby to, że odległość jest niewielka, i niemożliwe by było by na siebie nie wpadli, zresztą strzały z broni palnej słychać z daleka. A Mishonne zaszła tam w ciągu jednego dnia.
O Carol i Daryl'u pisałam żartobliwie, ale widzę, że niektórzy wzięli to na poważnie heh.
świetny sezon. jak dla mnie jakosc sezonów przedstawia się rosnąco. pierwszy sezon był ok, ale dopiero 2 pokazał pełny potencjał serialu, a postacie zyskały na wymiarowości. Oglądając ostatatnie odcinki pojawia się jedno pytanie, dlaczego nie zobaczylismy ciała Lori, ani sceny w której dostaje kulke w łeb (niby gruby zombie ja skonsumował, ale czy napewno), czemu to może służyć, może chodzi o to że Rick będzie miał jakies haluny związane z jej postacią i żebysmy do końca nie byli pewni co jest prawdą. zobaczymy. a michonne to świetna postac, przerysowana bardzo, ale ma klimat. Co do Andrei jest troche dwuznaczna, niby chce normalnosci, z drugiej strony jednak jara ją masakrowanie zombich.
Jedyna nieścisłość tego odcinka
Michonne jest wysmarowana krwią zombich i stoi sobie ramie w ramie z zombiakami przy płocie - ok one niby nie mogą jej wyczuć ale na Bogów trochę ostrożności nie zawadzi.
Racja to ja dodam jeszcze od siebie, że mnie rozwalił moment kiedy Michonne pojawiła się praktycznie znikąd. Zeskoczyła z drzewa jak amazonka... a jeszcze przed chwilką było ujęcie, jak popitala po krzaczkach i nagle spada z nieba. Dobre dobre ... ;)
Też mnie ta scena trochę zniesmaczyła. Robi z Michonne jakiego ninja co najmniej, bez przesady.
No to i ja coś od siebie dodam :)
Jestem świeżo po odcinku. Co tutaj dużo mówić, kolejny świetny epizod. W końcu dostałem sporą dawkę dramatu, na który tak bardzo liczyłem, a którego mi szczerze brakowało. Ja rozumiem, że wielowątkowość, że ma być akcja, ale ludzie trochę rozsądku. No ileż można ciągle oglądać "zombie kill" na ekranie? Szczerze mówiąc zaczynało mnie to męczyć, więc jestem podwójnie zadowolony ze zmianą "torów" w "Hounded".
Zacznę może tradycyjnie od kwestii fabularnej. Nie zamierzam się tutaj rozczulać na wątkami itd, no bo i po co. Skupie się jednak na trzech płaszczyznach, jakie udało mi się wyodrębnić w odcinku, a które były pokazane na zasadzie kontrastów. Twórcy przedstawili nam trzy rodzaje walk, jedna wewnętrzna, własne słabości itd, druga fizyczna z realnym zagrożeniem, trzecia to również wewnętrzna ale polegająca na odkrywaniu na nowo samego siebie, przy czym rezultaty nie zawsze są takimi jakie się oczekuje.
Oczywiście number one to Rick. Co do tego nie ma wątpliwości. Pokazywane kolejne stadia jego staczania się na granicę wyszył rewelacyjnie. Wszystkie emocje, jakie nim targały w końcu dostały swój upust. Złość, żal, irytacja, zawód, agresja no dosłownie wszytko. Chłopak zamknął się w sobie całkowicie. Urojenia, kolejne fale bólu, przybicia, dezaprobaty, załamania. Każda rzecz się na siebie nakłada, powodując, że poprzednia działa z jeszcze większą siłą. Można by powiedzieć, że powoli się poddaje, ale jednak mimo wszystko nadal chce egzystować. Ma syna i córkę, którzy są dla niego, można rzec całym światem i to właśnie dodaje mu siły. Świadomość, że pozostał ktoś, na kim mu zależy ciągle go podtrzymuje. Poza tym punktem zwrotnym było również wyrzucenie z siebie uczuć gromadzonych przez ostatnie 8 miesięcy, powiązanych w głównej mierze Lori.
Kontrastowo do tego ukazywano nam walkę Michonne. Jednakże w jej wypadku początkowa chęć obrony samej siebie, stopniowo malała. Hardość, zawziętość, siła zaczęły gdzieś ulatywać, a na ich miejsce weszły strach, załamanie, przytłoczenie. Po tym momencie widać, że wyznaczone przez nią bariery oraz granice pchające ją ciągle do przodu zaczynają się łamać. Pokuszę się o stwierdzenie, że ma ona tego wszystkiego dość. Czyżby samotność o którą tak zaciekle walczyła, i którą tak sprawnie się otaczała, zaczęła jej doskwierać? Najwidoczniej tak, skoro z taką ochotą podjęła się próby odnalezienia więzienia co oczywiście skończyło się sukcesem. Co mi się najbardziej podobało to jej scena pod bramą więzienia. Postawa, mina, wzrok sprawiały wrażenie, jakby Mich nie prosiła o pomoc, a wręcz błagała. Teraz pytanie, gdzie się podziała ta stanowcza chęć bycia niezależną, gdzie to sama by decydowała co dalej? Gdzieś to zniknęło.
Teraz czas na Andreę. Ja już teraz rozumiem zabieg scenarzystów z umieszczeniem właśnie jej w Woodbury. To miało być swoiste odrodzenie się Andrei i pełnia jej przemiany. Po akcji z farmą coś w niej najwidoczniej znowu pękło. Mimo silnego charakteru nie wytrzymała presji jaka nad nią ciążyła. Coś co początkowo wydawało jej się jakąś odskocznią w końcu zaczęło jej ciążyć, doskwierać. Miała dość i chciała od tego uciec. Na chwilę jej się to udało, a to za sprawą Michonne, ale z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Dopiero Woodbury pozwoliło jej na nowo odżyć, poczuć, że w końcu jest człowiekiem. Walka z początku ciężka, teraz daje jej pełnię satysfakcji. Jest źródłem ujścia emocji. Czy będzie źle jeśli pokuszę się tutaj o takie stwierdzenie, iż każdorazowa wygrania wywołuje u niej uczucie triumfu? Wydaje mi się, że nie. Powoli odkrywa sfery wcześnie przez nią nie zgłębione. Weźmy chociażby kwestię areny. Jawnie krytykuje sposób postępowania Gubernatora, ale z drugiej strony czerpała z tego przyjemność. Tutaj nam pokazano, że jednak Andrea z sezonu drugiego, to nie była Andrea po pełnych zmianach. Ten proces przemiany ciągle u niej trwa, a przez który jeszcze przebijała się nasza blondynka o usposobieniu z sezonu pierwszego. Jeszcze gdzieś się tam pierwotne wartości tliły, jeszcze miały jakieś oddziaływanie, stąd ten sprzeciw. W nowej osadzie, to nowa "Andrea" zaczęła brać górę, pokazując powoli, że w końcu nowe cele zaszczepiły się w podświadomości bohaterki. Takie zagrywki spowodują, że gdy przyjdzie co do czego, Andrea nie będzie miała problemu w podjęciu walki z żywym przeciwnikiem, pokroju Gubernatora. Odnajdzie ona w sobie siłę, która pozwoli jej walczyć o swoje, co nastąpi najprawdopodobniej, albo w odcinku 7 albo 8, kiedy to nasz szeryf zawita do miasta.
To tyle jeśli chodzi o główne elementy. Reszta to dopiero zalążki, które będą rozwijane wraz z postępem historii, aczkolwiek wspomnę o nich teraz gdyż warto.
Dużym plusem odcinka na pewno był Hershel. Naprawdę podoba mi się sposób w jaki kreują tego dziadziusia :D Z jednej strony kiedy trzeba stawia na swoim, a kiedy trzeba potrafi być ostoją. Twórcy zachowali balans, nie sprowadzając go w stronę skrajnie różnych zachowań. Rolę moralizatora spełnia rewelacyjnie, przy czym nie wprowadza smętów. Zawsze widzi pozytywy, mimo beznadziejności sytuacji.
Reakcja Daryla odnośnie Carol. Na filmwebie padło stwierdzenie, iż jego zachowanie spowodowane było tym, iż Dixon traktuje ją jak matkę. Nie wydaje Wam się, że jest to trochę przesadzone, a przynajmniej bezpodstawne? Czy takie odruchy pokroju bicia się z samym sobą, mogą mówić, o tego typu relacjach? Moim zdaniem nie. Jest to dowód na to, że jednak ich "znajomość" jest silniejsza. Coś się chyba faktycznie kroi między nimi z czego ja się cieszę. Mówię to naprawdę szczerze. Uważam, iż taki wątek nie zaszkodziłby nikomu, a bynajmniej Darylowi. Niby Reedus zapowiadał, że Daryl nie liczy na związek, ale twórcy nie raz pokazali, że swoje wcześniejsze zapewnienia mają gdzieś.
Co się zaś tyczy Carla, to widać, iż chłopak gryzie się sam ze sobą. Jest mu ciężko, ale znalezienie swoistego oparcia w Darylu trochę go odciążyło. Można powiedzieć, że polega na nim bardziej niż na ojcu.
Pozostaje oczywiście Maggie oraz Glen. No co tutaj deliberować, rozpoczął się nowy większy wątek, eskalowany w przyszłym odcinku. Naprawdę ubolewam nad tym, iż to właśnie Magie musi podzielić los komiksowej Michonne. Może nie w pełnym znaczeniu tego słowa, ale zawsze jest to coś. Glen mimo wszystko pary z gęby nie puści i bardzo dobrze, ale boję się o to, że może tego nie przetrzymać. Z zapowiedzi widać, iż jego stan do najlepszych nie będzie należał. Mam jednak nadzieję, że Rick się spręży, narobi odpowiedniego bajzlu w Woodbury i uwolni naszą dwójkę w odpowiednim momencie. Liczę również na jego ingerencję w sprawie Andreii.