Witam Was Serdecznie!!!
No i wystartował kolejny szósty sezon TWD,a zeszłej nocy w USA odbyła się premiera pierwszego odcinka zatytułowana "First Time Again",która właśnie obejrzałem.
Jakie są moje pierwsze wrażenia nowego odcinka?
Od dawno było słychać o tym,że nowy sezon ma wgnieść w fotel i że będzie naprawdę fajny,że w końcu pojawi się horda,że fabuła i akcja serialu przyspieszy, i że pojawią się retrospekcje w nowym wymiarze.
Na pierwszy rzut oka odcinek ten zrobił naprawdę na mnie wrażenie, a konkretnie mam tu na myśli to, że od razu od początku jest on interesujący i wciąga.Odcinek zaczyna się w sposób zaskakujący ponieważ od razu jest akcja i pokazana uwieziona horda w dolinie,jest też tam Rick ze swoją ekipą i zaczynają jakąś akcję.Wydaje się to na początku dość nie zrozumiałe ponieważ,każdy by myślał,że nowy sezon zacznie się tam gdzie zakończył się ostatni.
W rzeczywistości tak jest tylko początkowa scena ukazuje nam to co będzie działo się w tym odcinku potem.Po czołówce akcja zaczyna się ,możne powiedzieć w momencie gdzie powinna,z taką tylko różnicą,że mamy cały czas splot wydarzeń obecnych w kolorze i retrospekcje wydarzeń z 5 sezonu w kolorze czarno-białym.Nie powiem ogląda się to ciekawie.Duża część odcinka poświęcona jest ponownemu spotkaniu się Ricka i Morgan,stąd też tytuł tego odcinka.Chodziło chyba o to,żeby ukazać jak bardzo obie te postacie zmieniły się od pierwszego spotkania w pierwszym sezonie do teraz.
Ogólnie odcinek jest bardzo szybki,ma mało przegadanych scen i ogląda się bardzo fajnie.Mam tylko nadzieję,że nie będzie tak jak było to w 5 sezonie,kiedy to pierwszy odcinek był wybuchowy,a następne zaczęły wiać nudą.No cóż zobaczymy.
A teraz jak zawsze + i - odcinka ;-)
Plusy:
- Oczywiście premiera nowego sezonu i powrót TWD
- Nie będę streszczał postaci,bo myślę,że nie jest to potrzebne i chyba lepiej poczekać do kolejnych odcinków.Ogólnie cała ekipa fajnie gra,nie ma rozciąganych scen,a akcja jest wartka, miło zobaczyć znowu wszystkich bohaterów.Zdecydowanie na uwagę zasługują tu takie postacie jak: Rick, Morgan i Michonne.Pozostała ekipa też daje radę.
- Hehe Carl robi za tło i tylko parę sekund
- Horda i nie powtarzalny klimat uniwersum
- Retrospkecje
- Fajna i wciągająca akcja
Minusy:
- na chwilę obecną wszystko daje jakoś radę,jedyne co mi się ciągle nie zgadza to obryzgiwanie się trupią krwi,która kiedyś niby była zagrożeniem,no i może jeszcze to,że ekipa biega blisko szwendaczy,a ta ich nie wyczuwa.
Ogólnie odcinek daje radę i zdecydowanie polecam ;-)
Gusta są przede wszystkim subiektywne, a szydzące z nich komentarze są po prostu wyrazem braku szacunku.
No i spoko, ja tam zniosę komentrze pozbawione szacunku, bo kij mnie to obchodzi co ktoś myśli o moim guście (jak krytykuje, to najwyraźniej się nie zna ;P) ale na teksty typu "musiałeś mało filmów widzieć bo [wstaw argument]" to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera - skąd koleś może wiedzieć ile czego ktoś widział? :)
To proste - niektórzy są przekonani, że pozjadali wszystkie rozumy. :P
Lepiej się z takimi nie wdawać w słowne przepychanki.
E tam, czasem aż miło popatrzeć na czyjś ból dupy :P Ale generalnie to masz rację ;)
W jednym masz rację - w dobie internetu każdemu wydaje się że pozjadał wszystkie rozumy. Ale umiejętność mówienia nie oznacza jeszcze inteligencji.
Darabonta odpalili po tym, jak w pierwszym sezonie pokazał zombie walącego kamieniem w szybę albo... pijącego wodę z butelki. Domyślam się komentarzy tutaj, gdyby coś takiego odwalił teraz Gimple. Faktycznie dramatyczny skok jakościowy.
Co prawda potem pojawiło się sporo głosów mówiących, że Darabont chciał stworzyć kompleksową historię opierającą się na niuansowym oraz bardzo szczegółowym ekranizowaniu komiksu i AMC się to nie spodobało, ale gdy widziałem tak wyraźne odejście od charakterystyki zombie względem pierwowzoru, jakoś trudno byłoby mi w to uwierzyć (doniesienia dotyczące obaw o przekroczenie budżetu są dużo bardziej wiarygodne). Shane'a też zresztą nie odpalił w pierwszym sezonie, a taki miał być szczegółowy. Miał bardzo ambitne plany (chciał m.in. wpleść Webisodes do serialu jako flashbacki, a w jednym sezonie zmieścić farmę, więzienie, początki Woodbury i powrót Morgana), ale w drugim sezonie pod jego pieczą zombie zaczęłyby pewnie biegać.
Może lepiej byłoby, gdyby Darabont na samym początku nawiązał współpracę z HBO? Kto wie. W każdym razie AMC nie jest święte, rozmaite problemy z nim miały także "Mad Men" i "Breaking Bad", ale wyszło na ich, bo to produkcja miała prawa do tytułów i przez to ostatnie zdanie. Darabont postąpił zwyczajnie głupio, pozbywając się WSZYSTKICH praw do serialu. Co jakiś czas pojawiają się zresztą głosy, że AMC zwyczajnie nie udźwignęło sukcesu TWD, który w USA miał swego czasu (możliwe, że ma nadal, nie sprawdzałem ostatnio) oglądalność większą niż GoT i BB razem wzięte.
Byłoby coś złego w zmieszczeniu w jednym sezonie farmy i więzienia? Przecież farma była okrutnie rozciągnięta w czasie, tam się prawie nic nie działo przez połowę odcinków. Darabont zapewne chciał zachować dynamikę pierwszego sezonu, gdzie było dużo konkretów, mało pitu pitu, ale odszedł przez cięcia w budżecie, bo AMC nie udźwignęło sukcesu TWD. Do dziś widać gołym okiem, że serial jest niedofinansowany. Kiedy bohaterowie piętnasty raz przechodzili w tym samym miejscu przy torach, albo furgonetka spadająca na dach [cięcie!] ląduje na czterech kołach, człowiek się zaczyna zastanawiać, czy naprawdę twórcy mają go za kompletnego debila.
Byłoby, akurat zrobienie 2 sezonów z 2 tylko pierwszych tomów pierwowzoru uważam za jedną z lepszych decyzji w tym serialu, zwłaszcza że pozwoliło to rozwinąć postać Shane'a, której "wierny komiksowi" Darabont nie zabił. Nie wprowadził też Tyreese'a, który w oryginale pojawia się przed farmą, za to na samym starcie stworzył kilka nowych postaci, w tym te, przez które Tyreese przed 3. sezonem stał się zbędny. Zresztą sam wyraźnie rozciągnął pierwszy sezon, bo w oryginale ucieczka z Atlanty opiera się na przebiegnięciu dwóch przecznic przez Ricka i Glenna (Rick bez większego problemu uciekł z sytuacji, gdzie okrążyło go mnóstwo szwendaczy, Andrei i reszty w ogóle nie ma wtedy w mieście, czołgu też, o tym centrum chorób później nawet nie wspominając), a obozowisko pod Atlantą na schemacie "cześć Rick, jestem Dale, a Shane rucha twoją żonę", więc jest zwykłym hipokrytą. Jakby chciał, mógłby nawet w tych 6 odcinkach zawrzeć całą Atlantę i przynajmniej początki farmy, ale on wolał bezsensownie umieścić w uniwersum postać dr Jennera. Podejrzewam, że to było preludium do wyjaśnienia przyczyn zagłady, czyli złamania fundamentalnej zasady TWD.
Poza tym, podejrzewam, że nie chciałbyś tego "bardzo szczegółowego odwzorowania komiksu" i sceny, w której Rick pyta się Hershela, czy wraz ze swoją grupą może przenocować w stodole, a ten z rozbrajającą szczerością odpowiada mu w stylu "sorry, nie ma takiej opcji, trzymamy tam szwendaczy". To był czas, gdy Kirkman wyraźnie jeszcze się uczył.
Piję do tego, że tylko AMC i Darabont wiedzą jak było naprawdę, a mówienie, że za Darabonta byłoby lepiej, to tylko wróżenie z fusów. Może byłoby, może nie. Nie rozstali się w zbyt dobrej atmosferze, więc logiczne, że otoczenie Franka chce go przedstawić w jak najlepszym świetle. Ja po prostu po tym, co zobaczyłem w pierwszym sezonie, nie bardzo mu wierzę. W każdym razie pretensje powinien mieć głównie do siebie, bo z prawami do TWD poszedł do publicznej AMC, która już miała za sobą parę nieprzyjemnych scysji, a nie do chociażby HBO. Tym bardziej, że w ten sposób nie dość, że nie miałby problemów z budżetem, to sądząc po tym, co regularnie odpie*dala się w GoT, mógłby też swobodnie zrealizować 3 najbrutalniejsze sceny pominięte w telewizji, a Negan u niego byłby z pewnością faktycznie Neganem (bo tego akurat się obawiam).
Jedyne, co wiadomo na pewno, to to, że Dale zginął tak wcześnie, bo grający go aktor najbardziej trzymał stronę Darabonta. Możliwe, że z Andreą było podobnie.
Postać Shane'a najbardziej rozwijana była w najciekawszych odcinkach na farmie, najwyżej kilku, w uproszczeniu powiedzmy: połowie. Mi chodzi o całą resztę, typu odcinek z wyciąganiem walkera ze studni, albo wątek "Lori jedzie szukać (nie pamiętam już kogo) i dachuje samochodem" z którego nic nie wynika, itd itd.
I już zaczynam się gubić, czy Darabont był za komiksem, czy za odchodzeniem od niego. Bo ciągle utrzymujesz, że był za jak największą wiernością, ale wszystkie przykłady świadczą odwrotnie, więc nie wiem czy rzekomą wierność Darabonta traktować poważnie, skoro nie jest niczym poparta, wyczytałeś taką plotkę, czy jak...
No właśnie rzecz w tym, że po sensacyjnym wyrzuceniu Darabonta w Internecie pojawiło się sporo głosów, że miał wielkie plany, które zakładały m.in. wspomniane "niuansowe i bardzo szczegółowe odwzorowanie komiksu" i był to jeden z powodów jego zwolnienia - ja po prostu podaję przykłady, przez które mu nie wierzę i traktuję to jako pic na wodę i próbę wybielenia samego siebie, bo np. w kwestii budżetu się z nim zgadzam. Przypuszczam też, że serial byłby jeszcze lepszy, gdyby realizowało go HBO (jako że AMC ma swoje za uszami i faktycznie nieco go hamuje) - niekoniecznie z udziałem Darabonta.
Jakby Darabont trzymał się komiksu tak, jak zapowiadał, to w finale pierwszego sezonu (którego by tak nie rozciągnął) tego Shane'a by zabił - o to mi chodziło. W dodatku rozwinięcie go już przez Mazzarę umożliwiło zrealizowanie m.in. świetnego wątku konfliktu między Hershelem a nim w sprawie stodoły, a także sprawy z Randallem i rozwinięcia dylematu Lori (zwłaszcza że w oryginale Lori... nie uznała, że Rick nie żyje).
Tu jest zresztą spory artykuł na ten temat, możesz poczytać w wolnej chwili: http://www.strefawalkingdead.pl/powod-zwolnienia-darabonta-zbyt-ambitne-plany-dl a-the-walking-dead/
Nie od dziś wiadomo, że Darabont chciał przedstawić zombie nie jako bezmyślne trupy ale istoty posiadające choć skrawek tego kim byli. Przebłyski wspomnień, niektóre ludzkie czynności, większe wyczulenie na zmiany w otoczeniu itd. Konsekwentnie trzymał się tego aż do samego końca swojego showrunnerowania czyli do pilota S2. "What Lies Ahead" było ostatnim epizodem, w którym trupy stanowiły faktyczne niebezpieczeństwo i trzeba było ważyć każdy podjęty krok. Jak dla mnie jest to skok jakościowy pod względem przedstawiania treści ponieważ przynajmniej było wiadomo, że zombie nie są jedynie tłem mającym fajnie wyglądać i służącym jako pretekst to kolejnych wymyślnych "zombie kill of the week"
Darabont jak dotąd był jedynym showrunnerem, który z taką uwagą ekranizował komiks. Nie powiesz mi, że tak nie było. Oczywiście są treści dodane jak np. cały wątek CDC ale było to umotywowane przede wszystkim chęcią szerszego ukazania problematyki epidemii. Reszta zmian to właśnie niuanse (np. Andrea i paczka na wypadzie, powrót do miasta po Merla i zabranie broni itd), które nie tylko miały uatrakcyjnić fabułę ale również wypełnić czas antenowy. O dziwo świetnie uzupełniły materiał komiksowy, który poza brakiem śmierci Shane'a został w pełni zrealizowany.
Poza tym chcę nadmienić, że materiał sezonu drugiego to w większości pozmienianie treści na które Daraobont z racjo opuszczenia projektu nie miał wpływu. Nie od dziś to wiadomo więc brak Tyreesa itd to wina tamtejszego składu producentów z Mazzarą na czele.
Skoro chciał pozostawić szwendaczom ułamek świadomości, to najwidoczniej wpadł w posiadanie praw nie do tego tytułu, co trzeba. Kirkman już w #2, 12 lat temu, zakomunikował, że zombie nigdy nie będą inteligentne, a niedługo później, że nigdy nie wyjaśni przyczyn epidemii.
"Darabont jak dotąd był jedynym showrunnerem, który z taką uwagą ekranizował komiks. Nie powiesz mi, że tak nie było."
Biorąc pod uwagę to, o czym wspomniałem w rozmowie z majinusem (nie wiem, czy ty czytałeś komiks, ale jeśli tak, to sam powinieneś dostrzec wyraźne różnice), a także samą zmianę charakterystyki zombie, to właśnie nie bardzo. Nie wydaje mi się, by w tym konkretnym wypadku szczególnie różnił się od innych. Nie żebym miał mu to za złe, bo niektóre rozwiązania z komiksu uważam za lepsze niż w oryginale, a 2 pierwsze tomy pierwowzoru są dla mnie jednymi z najsłabszych, ale zwyczajnie kłóci się to z wersją przedstawioną przez jego otoczenie po wybuchu afery. Zresztą sam Kirkman, który niestety nie ma nad serialem tak dużej pieczy, jaką mieć powinien (choć nie wiem, czy z własnej woli, czy z powodu egoizmu AMC), powiedział kiedyś, że serial jest dla niego okazją do naprawy niektórych błędów z komiksu - to dlatego m.in. Rickowi nie ucięto prawej dłoni.
"What Lies Ahead" było ostatnim epizodem, w którym trupy stanowiły faktyczne niebezpieczeństwo"
No faktycznie, w końcu teraz po zawaleniu planu przez dźwięk syreny nic im nie grozi. Ci z komiksu również mogą bez zawahania zaatakować Alphę, bo nie zostali postawieni w szachu. Od momentu zakończenia "otrzęsin" z nową rzeczywistością, gdy ludzie zaczęli sobie radzić z pojedynczymi trupami, główne zagrożenie z ich strony polega na na ich liczebności. Niewielkie grupy nie są wielkim problemem, ale stada, a zwłaszcza hordy, to już śmiertelne niebezpieczeństwo. Pojedyncze osobniki są groźne tylko wtedy, gdy złamie się zasadę "never let your guard down" - vide osławione zombie-ninja. Zresztą nie inaczej było w pierwszym sezonie, przecież głównym zmartwieniem usiłujących uciec z Atlanty bohaterów było to, że trupów było po prostu od cholery. To ich walenie kamieniem w szybę nie miało żadnego większego znaczenia poza wizualnym efektem.
"Nie od dziś to wiadomo więc brak Tyreesa itd to wina tamtejszego składu producentów z Mazzarą na czele."
Ciekawe jakim cudem, skoro Tyreese według komiksowego planu pojawił się tuż po opuszczeniu obozu pod Atlantą i przed farmą, co oznacza, że powinien był zostać wprowadzony pod koniec pierwszego sezonu. Zresztą on i tak na początku opowieści był zupełnie zbędny, bo Darabont stworzył braci Dixon, a także zapoczątkował zmianę Shane'a, który na szczęście nie był zwykłym tępym osiłkiem jak w komiksie. Daryl i Shane przejęli rolę pierwotnego Tyreese'a w grupie. Tylko wzajemnie by się dublowali.
Czy jest w ogóle możliwość niezrozumienia dialogów w TWD? Nie wydaje mi się. Teksty są proste jak budowa cepa i nawet gimnazjalista wyłapał by ich przesłanie. Niemniej są jednocześnie tak beznadziejne, że nie pozostaje nic innego jak załamać ręce nad tym co spłodzili scenarzyści. Do końca życia będą mnie prześladować idiotyczne wynurzenia Beci nad gorzałą czy teksty Ricka i Daryla z "Them":
Rick: We are the walking dead
Daryl: We are not
Rick:We are not
Ty to nazywasz dobrze ułożonym dialogiem? Nie zapominajmy jeszcze o tych pseudofilozoficznych wywodach Carol z "Consumed" w którym aż do niestrawności mieliła temat odradzania się z popiołów. Szkoda tylko, że na tym się nie kończy bo przykładów jest jeszcze więcej i ciut ciut. TWD zabija infantylizmem tekstów, ich bezcelowością i miałkością.
Ty widać preferujesz te proste wypowiedzi. Nie chodzi tylko o przesłanie, ale o zrozumienie, wychwycenie zachowania, wypowiedzi są odpowiednio dobrane do bohatera. Becia parzyła nad gorzałą i się nad nią użalała, bo to był jej sposób na ucieczke od tego co się stalo. Nie pamiętam tego z Carol, więc się nie odniosę, po za tym wybrałeś akurat takie przykłady by potwierdziły twoje myślenie, a nie przyjales do wiadomości (albo przyjales, ale ciągle wytykasz to co złe, by na siłę udowodnić, że tylko ty masz rację), ze w TWD np jest wiele innych dobrych, epickich wypowiedzi.
Ja nie twierdzę, że w TWD nie było epickich wypowiedzi bo takowe się znalazły ale na przestrzeni jedynie pierwszych dwóch sezonów i okazjonalnie w pozostałych, choć to też bardzo rzadko. Niemniej, patrząc ogólnikowo na serial jest to wynik wręcz mizerny. Niestety, prawda jest taka że TWD pokazuje najgorszy tym dialogowy spośród wszystkich nowoczesnych seriali. Powiedz mi, jak ma się to chociażby do fenomenalnych monologów Franka Underwooda czy też jego licznych dialogów z Claire, które w jednym momencie potrafiły trącić elegancją, inteligencją, brutalnością i wyrachowaniem? A dialogi w Hannibalu gdzie Fuller w sposób koronkowy tkał rozmowy między bohaterami? Ba, nawet stare "Z Archiwum X" prezentuje po stokroć lepsze dialogi niż TWD. Mówisz również o dopasowaniu do bohaterów. Spójrz sobie na "Penny Dreadfull" i jego dopasowanie. Natomiast Twój zarzut o tym, że preferuje proste wypowiedzi jest tak chybiony, że nawet nie wart komentarza, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę temat TWD w którym wypowiedzi wielokrotnie złożonych zawierających sensowne przesłanie ze świeca szukać.
Serio? Porównujesz House od Cards do The Walking Dead? To dwa różne typy seriali, chociażby Rick i Frank to dwa różne typy postaci, a TWD i HoC są na dwóch różnych biegunach, co bynajmniej nie znaczy że TWD czy HoC są tworami słabymi. Równie dobrze możesz porównywać Fight Club z Kasynem lub Moneyball z Szeregowcem Ryanem.
Zestawiłem te dwa seriale nie ze względu na ich gatunek tylko na warstwę dialogową i ogólny poziom rozrysowania tekstów, zwracając jednocześnie uwagę na to jak ubogie jest pod tym względem TWD. Dialog to dialog i gatunek filmu czy serialu nie gra tutaj rzeczy. Warstwa merytoryczna tekstu to jedno i nic nie stoi na przeszkodzie by porównywać na tym polu dwa tak skrajnie różne tytuły.
Nie zgodzę się z tobą kolego.
The Walking Dead nie ma przyciągać widzów fenomenalnymi dialogami i ripostami.
Chyba nie muszę tłumaczyć, że zamysł tego serialu polega na eksploracji charakteryzacji, napięcia, świata postapo..
I w tych kwestiach 10/10.
Choć odrębną kwestią jest, że scenariusz pisze filozof.
Nikt nie twierdzi, że dialogi mają zakrawać o mistrzostwo retoryki. Nie od dziś wiadomo, że TWD to prosty serial, który w chwilach największego uniesienia może otrzeć się o ambitne treści. Nie zwalnia to jednak scenarzystów z w miarę odpowiedzialnego i profesjonalnego podejścia do własnego zadania, które powinno zaowocować akceptowalnym poziomem rozmów. Na to czym nas raczono w latach ostatnich powinno się spuścić kurtynę milczenia, szczególnie z tego względu że spadek jakości dialogów nastąpił nagle wraz z początkiem seznu trzeciego. Jeszcze w sezonie drugim trzymali w miarę rozsądny poziom (ciekawe kwestie Andreii, fajny rozbudowany wstęp Ricka z pilota, monolog Dale'a itd) ile im dalej w las tym coraz gorzej.
A nie sądzisz, że gdyby dialogi był takie jak te Franca to serial wyglądałby sztucznie. Dialogi są takie jakie powinny być lekkie, nieteatralne, troszkę przygnębiające i pasujące do postaci. Bohaterowie tam gdzie to wymaga po prostu milczą, a w krąg wchodzi język niewerbalny, gesty, spojrzenia itd. W piątym i czwartym sezonie też są dobre kwestie.
A przy obecnych dialogach serial nie wygląda sztucznie? Linie dialogowe TWD zrobiły z prostych ludzi filozofów, którzy do pierdnięcia potrafiliby dorobić metaforę życia i śmierci. Teksty TWD są do bólu pretensjonalne i im mocniej silą się na ambicję tym jeszcze bardziej pretensjonalne się to staje. Często są męczące, kompletnie niepasujące do sytuacji i przeważnie tak głupie, że aż się w bebechach przewraca. Nikt nie każe kreować dialogów TWD w stylu ciętych frankowskich ripost i dobitności, ale niech one będą lepiej dopracowane merytorycznie. Dysproporcje pod tym względem pomiędzy TWD, a innymi serialami są aż nadto widoczne.
Ja go nie lubię i jawnie uważam że jest prymitywny, ale to moje zdanie. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi gówniarski serial z wampirami, tyle że w obliczu zagrożenia życia.
Wg mnie jest bardzo fajnym serialem, z dobrze poprowadzoną fabułą w swoim gatunku, z dobrze skonstruowanymi bohaterami, którzy prowadzą normalne rozmowy bez filozoficznego nabzdyczenia. Obejrzałam wszystkie odcinki i o ile nie obyło się bez głupot, to jednak oceniam całość na plus :) Wiadomo, Breaking Bad to to nie jest, ale jak na swoją kategorię jest świetny.
Seriali młodzieżowych o wampirach nie znam, więc się na ich temat nie wypowiem.
Beznadziejny odcinek!!!
Chyba przestanę oglądać ten serial.
Godzinę szli i szli i szli i nie doszli...
Na dodatek co chwilę akcja przerywana bzdurnymi dialogami robiących z tego serialu melodramat. Beznadzieja!
Nie wiem czy to ta przerwa ale stęskniłam sie za Rickiem, wydał mi sie w tym odcinku bardzo męski i władczy i taki jego urok
Powiało świeżością, i to jak! Zupełnie nowa perspektywa, wartkie tempo akcji i żadnego rozczulania się.
Nowe postacie wypadają całkiem fajnie. Heath wydaje się być wcieleniem Glena z okresu nim poznał Magie. Jest sprawny, z łatwością przychodzi mu zarzynanie umarlaków i sprawia wrażenie bycia w pełnej gotowości do każdej akcji.
No i te zakończenie. Każdy oczywiście tylko czekał, aż wilki coś wymalują, ale nie spodziewałem się, że zrobią to na taką skalę. Zanosi się na katastrofę i upadek edenu, a przynajmniej na dużą liczbę zgonów.
Garść refleksji poodcinkowych.
Gdzieś na forum przeczytałam, że ponoć pierwszy odcinek mega i zapowiada się świetny sezon... Co przyjęłam ze sceptycznym spokojem, bo jak to bywa w przypadku TWD, pierwszy mega-odcinek skutkuje drastycznym spadkiem poziomu odcinków kolejnych. Jak się okazało, odcinek nie tylko nie był mega, ale nie był nawet średni, za to nudny jak flaki lejące się z zombie. I teraz nie wiem: to znaczy, że reszta sezonu też będzie denna, czy za*ebista?
Zalety:
-Początek i koniec odcinka. Speache Ryka zawsze wypadają dobrze. Niestety, za chwilę pojawiły się jakieś czarno-białe wstawki i Księżunio w koszulce wypranej w Perwolu, więc magia prysła, a rozpoczęło się ziewanie. Z godzinnego letargu wyrwał mnie dopiero przeciągły klakson w zakończeniu. Przyznaje, cliffhanger nawet niezły.
-Ryk jako taki. Zdecydowanie jest THE ONE WHO KNOCKS i to się ceni.
Wady:
-Odynie, jakie to było nuuuuudneeee... Nie ma nic złego w tym, że scenariusz zajmuje kartkę A4, a nacisk jest położony na sposób opowiadania, ale to jeszcze trzeba umieć zrobić. Tfurcy TWD nie umieją. A mimo to łapią się za eksperymenty filmowe z przekonaniem, że tworzą dzieło na miarę Nowej Fali i Nolana razem wziętych. Ach te czarno-białe zdjęcia, ach ta narracja. Jakież to artisticzne.
- Wszystkie idiotyczne small talks, które nie mówią o bohaterach nic, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli, ale tak wspaniale zapychają czas ekranowy
- Judżin. Z nim na warcie, potencjalni agresorzy nawet nie muszą się przejmować jakimś atakiem. Wystarczy, że grzecznie poproszą, żeby ich wpuścić.
- Morgan i jego kijek. Komentarz zbędny.
- Ja wiem, że Fabuła, ja wiem że cliffhanger, ale... CZY TYM BOHATEROM KIEDYKOLWIEK COKOLWIEK SIĘ UDA? Serio, to jest już śmieszne.
Podsumowując: gdzież temu do rozgniatania zombie wielkim serem...
+1
+1
+1
+1
Zgadzam się w 100%. Nie rozumiem jak można się jarać tym odcinkiem - jakby wyciąć sceny z zombie wychodzi jak nic M jak miłość w wersji Hollywood. Jak pisałem wcześniej w tym odcinku fabuła się nie rozwija, a wręcz cofa przez te wstawki z pomieszanym czasem przeszłym i teraźniejszym.
Twoja wypowiedź... komentarz zbędny.
Dla mnie też, pod warunkiem, że miałoby to jakikolwiek cel, poza sprawieniem, że ślepo zapatrzeni fani serialu odczują ciepłą przyjemność z oglądania czegoś ambitnego, no bo zdjęcia są czarno-białe...
No jeżeli nie wie się, co ten komentarz miał na celu, to z pewnością ustosunkowanie się do niego wydało się zbędne. A odnosił się do tego, że w gałęzi Morgana nie ma nic dziwnego, no chyba że ktoś naprawdę nie słyszał nic o japońskich technikach walki kijem. Broń Morgana jest cicha i skuteczna, więc równie dobrze za "idiotyczny" można uznać samurajski miecz Michonne, de facto wywodzący z tej samej części świata; zwłaszcza że o ile Morgan powiedział, gdzie nauczył się wywijać tak kijem, tak do dziś zagadką pozostaje, gdzie walczyć nauczyła się Michonne, skoro ona miecz zabrała z domu sąsiada, który był kolekcjonerem podobnych rzeczy.
Czarno-biały jest cały komiks, co dodatkowo go wyróżnia i jeszcze dodaje mu klimatu. Tutaj odjęcie koloru posłużyło głównie do wyróżnienia retrospekcji, by nikt nie pogubił się w poszarpanej chronologii; już pomijając, że to wcale nie jest jakiś nowatorski sposób wyróżniania flashbacków. Możesz powiedzieć, że to "wskazówka dla głupich hamerykanów", ale cóż - znając życie parę osób mimo to się pogubiło.
Zresztą w całej tej hecy o czerń i biel więcej niż "ambicji na siłę" (co to w ogóle za sugestia, rotfl) widzę czepialstwa na siłę, ale taki już folklor tego forum.
No, jak ktoś prostemu rozróżnieniu kolorem wydarzeń przeszłych od obecnych próbuje przypisywać "próbę bycia artystycznym", to... ;D
No niestety, ludziom się nudzi w życiu to i narzekają na co popadnie. Wyżej ktoś pisał że gdyby Darabont przy tym pracował to serial byłby o 180 stopni inny. Czyli najwyraźniej niektórzy chcą żeby Rick z ekipą nie walczyli, nie romansowali, nie kłócili się, nie spotykali nikogo na swej drodze a najlepiej to pewnie żeby wynaleźli lekarstwo na zombizm :D
Najlepsze, że żadna z tych osób nie ma żadnej propozycji na to, co by chciała zobaczyć zamiast tego, co mamy obecnie - tylko "łeeee, zupa za słona...", narzekactwo, to jedyne co mają do zaoferowania :P
Nie zgodzę się jedynie z tym ze Ryśkowe spicze o zagrożeniu i bezpieczeństwie, oraz o dobrodziejstwie jakie niesie ze sobą obecność Rikowców, są zaletą tego odcinka. Takie pie.r.do.lenie się niesie jak echo w studni od dobrych kilku-kilkunastu odsłon, więc żadnej nowej jakości nie poznajemy. Jedynie więcej grymasu twarzy. Wszystkich. Zaliczył bym to do wad.
THE ONE WHO KNOCKS - i to jest właśnie słabość.
Scena spisku Cartera gdy Judzin podsłuchuje, po czym upuszcza słoik z domowej roboty dżemikiem, akcja się zagęszcza a zaraz potem wchodzi pan Grimes. Przecież to zagrywka wyciągnięta z filmów z Chuckiem Norrisem, kiedy pozytywny zawsze pojawia się na czas aby uchronić świat przed zagładą.
Akurat Morgan może być ciekawą przeciwwagą dla rosnącej mani wielkości Ryszarda M. A kijek eeeee to jedynie dodatek do Morgana a nie bohater.
Wiesz, ja na Rykowe speeche i na Rysia jako takiego, patrzę przez pryzmat pozostałych bohaterów. Stąd ta wysoka ocena :D
Sceny ze słoikiem przetworów litościwie nie komentowałam. Wyglądało to jak wprawka napisana przez studentów pierwszego roku scenariopisarstwa w ramach zajęć "Podstawy tworzenia sceny filmowej". Skąd, u licha, Ryki się tam wzięły chyba lepiej się nie zastanawiać, może też ich naszła ochota na dżemiki. Albo Ryk zdążył już stworzyć system inwigilacji lepszy niż w "1984".
Ja Morgana jakoś nie kupuję. Nie kupuję historii, że niczym Luke Skywalker na swej Drodze Gniewu napotkał mistrza Yodę, który nauczył go władania Mocą i wyposażył w Miecz Świetlny (czyt. kijek) do pacyfikacji Zła Wszelakiego. Sorry, ale nie. Taki Morgan bardziej pasowałby do realiów "Z Nation" ;)
Skąd się Rysio akurat we właściwym miejscu we właściwym czasie, pytasz retorycznie żartobliwie. Tak się buduje napięcie i dramatyzm w telenowelach, w jaką TWD się niestety przepoczwarza.
Ja mam podobne odczucia jak Ty do Morgana, do Miszone i jej stalowego zimnego funfla. Te jej spojrzenia. Cóś mnie w niej drażni. Serio, nie na zasadzie przekory to piszę.
Jestem jak świeżuśki i gorący kruazant po "lekturze" drugiej odsłonki. Noż k.u.r.w.a, kij-samobij jest rewelacyjny. W pełni zasługuje najlepszy lakier do drewna, i nadanie imienia, pomnik i uwiecznienie w annałach. Podejrzewam, że mnóstwo pluszowych gadżetów imitacji się w makdonaldach w hapimil pojawi. Była Małyszomania, była metalmania będzie morganakijamania.
O matko, dokładnie ta sama myśl mnie nawiedziła, kiedy Judżin wpuścił Mr. Hair Game: po co atak i potencjalne straty, wystarczy zagadać Eugeniusza i już jesteś w środku i witasz się z gąską.
Co do retrospekcji - czy ty wiesz, że ja byłam tak zaangażowana w fabule, że przez prawie cały odcinek myślałam, że to są sceny z tego co się będzie działo PO tej akcji z odprowadzaniem zombi? I tak se siedzę i myślę: o, wszyscy przeżyli, a jak pokazali rękę z obrączką wystającą spod brezentu i potem jak zobaczyłam taką samą obrączkę na palcu Morgana, to sobie pomyślałam: olala, Morgan umrze.
No cóż, tak to wszystko było zajmujące, że mi zajęło prawie cały odcinek skapować, że to czarno-białe to już było :D
Ja się cieszę na widok hordy, a co, czekałam na nią od 3 sezonu! Najwyższy czas, nie uważasz? :D
Wg mnie odcinek był jak na standardy TWD spoko. Ale to przecież TWD, twór, który spłodził Becię i fakowanie domów, więc spokojnie czekam na powrót do swojskich standardów :D
Oj Emo :P Co ja mam na takie wyznanie napisać :P
No ja wiem, że widz TWD hordy spragniony, wiem. Nie powiem, jak na początku zobaczyłam ten tłumek w kamieniołomie + Ryka charyzmatycznie zapowiadającego jakieś niestworzone rzeczy, to też mi serduszko szybciej zabiło, a przez głowę przeleciała myśl: "Ojej, wreszcie będzie się działo!". A tymczasem, oni szli. I szli. I szli. I rozmawiali. I znowu szli. I znowu rozmawiali. I szli szli, szli, szli... A później jeszcze trochę szli i jeszcze trochę rozmawiali.
Ale że jakie wyznanie, nic nie wyznałam, samą oczywistości piszę!
Ja moja droga, jak zobaczyłam, że odcinek ma godzinę, to mnie zgroza ogarnęła. I tyle w temacie :) Bo poważnie, ileż można cudów zmieścić w takim hektarze czasu!
Nawiasem mówiąc, w swojej świętej naiwności liczyłam na to, że uda im się z tą hordą. Normalnie jak na mój wiek to jest aż gorszące, taka wiara w ludzi, w tym przypadku w scenarzystów.
No jakże to tak, miałoby się poszczęścić Ryśkowi. NO JAK.