Dlaczego więzenie Ricka jest ciągle osaczone przez zombie? Miasteczko gubernatora jakoś wcale nie było,no czasem jakiś 1 zombi się tam zakręcił...jakaś niesprawiedliwość według głównego bohatera widać...
Nie niesprawiedliwość, ale jego własna głupota. Gubernator taktycznie rozplanował kwestię obrony Woodbury. Mając na uwadze dość słabe zabezpieczenia miasteczka podzielił on okolice na strefy, w których prowadził regularne czystki z zombie, zapewniając sobie nie tylko spokój od samych trupów, ale również łatwiejsze pole do zbierania zapasów. Z tego co pamiętam określił samo miasteczko jak i tereny pobliskie mianem zielonej strefy. Rick tutaj osiadł na laurach i kompletnie jak widać nie przejmuje się rosnącą liczbą szwendaczy w okolicy. Poczuł się najwidoczniej aż nazbyt beztrosko za murami więzienia. A później przyjdzie taka 10 tysięczna horda jak z ostatniego odcinka i znowu będzie płacz bo nie dali sobie rady.
Rick nie osiadł na laurach tylko na ogórkach i pomidorach. A tak na poważnie to nie tylko Rick tam przecież mieszka ludzi od groma a każdemu ,,kolo pióra lata " ze zombiaki leżą na siatce.
Ale przecież jak zombie położyło się na płot to Rick miał plan - jaki to wszyscy wiemy. Tylko co będzie teraz jak nie ma małych prosiaczków?
Winny jest nie tylko Rick, ale reszta tak samo. Mają Radę, to nie rozumiem dlaczego ta Rada, która podobno rządzi, nie zajmie się przydzieleniem każdemu zadań i w tym nie zajmuje się oczyszczeniem terenu w okół palcówki z Walkersów. Zamiast tego zbierają się i gadają o dupie Maryni.
Jak każda rada - jest do niczego. Rada Cytadeli w Mass Effect też tylko była i przeszkadzałą. Albo taka Rada Europy...
Do tego co się pojawiło, było od razu usuwane, przez co nie było okazji do stworzenia mini-hordy, która swoim podjaraniem jedzeniem i robieniem hałasu, które dla innych zombi w okolicy brzmi podobnie jak walenie kubkami i łyżkami o stół, sprowadzałaby kolejnych chętnych do jedzenia.
W tym samym czasie Rick hardkorowo uprawia warzywniak spoglądając na napierające stado spod zmarszczonych brew udając Klinta od Istłódów. A potem jest panika, bo siatka nie wytrzymuje.
Najśmieszniejsze jest to, że stracili poprzedni dom przez atak hordy, która pojawiła znikąd. Sprowadzonej pojedynczym hałasem. A teraz maja ciągły, nieustający pomruk głodnych zombi. A ponieważ sami już wcześniej mówili, że one łączą się w hordy, to coś je musi do siebie przyciągać - i kto wie, czy nie przyciągają się własnym hałasem czy zapachem intensyfikowanym przez dużą ilość zombi (jak ktoś może to potwierdzić, to proszę^^).
I to mnie właśnie regularnie denerwuje w TWD, że ekipa Ricka nie uczy się na błędach, nie wyciąga wniosków.
Najbardziej absurdalne w tym wszystkim jest jeszcze to, że Gubernator na swoim podorędziu miał z dobrze wyszkolonych do walki ludzi jedynie Shumperta, Martineza i Merla, a reszta to jakieś niedobitki niewyszkolonych maruderów. Na 74 osobowe miasteczko, może raptem 15 ich broniła przy czym zawsze mieli bezpośredni kontakt z trupami. Gubernator mniejszymi i słabszymi siłami dokonał więcej niż Rick mają znacznie szersze i lepiej wyszkolone zastępy. Dodatkowo zauważmy, że na starcie Grimes dysponował większymi zasobami. Jestem na 100% pewny, że hangary zaopatrzone były w odpowiednie surowce do tego by zarazem wzmocnić samo więzienie jak i przetrzebić zastępy zombie. No ale jak to się mówi lepiej stosować "fabularne zidiocenie bohaterów" niż pokazać ich racjonalne postępowanie. Jak już ktoś tutaj kiedyś powiedział, w przerwie między sezonami to zaprawieni w bojach survivalowcy, a gdy przychodzi normalny sezon do jakby dosłownie zaczynali dopiero raczkować.
Dokładnie!
Przecież Filip stosował nawet marketing z najwyższej półki - sponiewierani życiem w apokalipsie ludzie dostawali w Miasteczku namiastkę dawnego życia, spokój, czystość, organizacje, opiekę. Spójrzmy na mieszkańców - i porównajmy ich z ekipą Ricka. Filip wpadł na to, na co Rick nigdy nie wpadnie, czyli że ludzie potrzebują też czegoś więcej niż tylko atawistycznego "schronienia w jaskini przed dzikim zwierzem i burzą". Filip był umyty, czysty, schludny (Rick wygląda jak panda, jakby żebrał pod kościołem pan da! pan da!), dbał o mieszkańców, dla których był uprzejmym, ale konkretnym liderem i pokazywał wyraźnie wszystkim, że potrafi obronić miejscówkę przed zombi. "Gwardia przyboczna" mimo, że jak mówisz nieliczna - robiła wrażenie profesjonalizmem i odwagą, ciągłe warty na bramach dawały poczucie bezpieczeństwa, brak budzącego grozę i złe wspomnienia hałasu i widoku zombi dawało (jakkolwiek złudne, ale zawsze) poczucie odpoczynku od stresu i szansę na spokój.
Do tego nie zapominajmy o wyposażeniu miasteczka, o zapleczu medycznym, zapasach, broni, autach itd.
Za to przebywanie z Rickiem to automatyczne przejęcie od niego melancholii i brudu :D Do tego ciągły widok mini-hordy za krucho wyglądającą siatką, lider zachowujący się, jakby miał już lekko wy yebane, syfiasta robota z ręcznym usuwanie zombi - no cóż, to nie są warunki do normalnej, bezstresowej egzystencji :)
Poza tym Miasteczko miało bramy, wartowników z bronią, którzy maja zabronioną bezpośrednią konfrontacje z zombi - widać, że Filip podchodził do tego poważnie. Szczytem wysiłku ekip w kwestii zabezpieczenia, była brama oraz palisada koło tej bramy. Reszta ogrodzenia jak rozumiem ma wystarczyć. A wartownicy dymają się na swojej warcie.
"Rick wygląda jak panda, jakby żebrał pod kościołem pan da! pan da!"
Padłam. I te rozwichrzone loczki odpadające na czoło, które mają dopełniać wizerunek Ricka-świra.
Wszystko fajnie,ale Filip to był lider z prawdziwego zdarzenia. Charyzmatyczny,zdecydowany i twardy facet,który wiedział co i jak zrobić. Miał lepsze warunki obronne od Ricka,miasteczko było dość nieduże i jak dobrze kojarzę miało 3 bramy,na których było po 2-3 ludzi z bronią,plus Ci co jeździli na patrole itd. Układ taki był dla niego dobry,ludzie czuli się bezpiecznie,miasteczko sobie radziło,a on mógł być w spokoju psycholem.
Rick natomiast nie nadaje się na lidera,nie jest nim i nigdy nie będzie tak na prawdę. Facet chce mieć spokój,zapewnić bezpieczeństwo dzieciom i elo. Moim zdaniem jest liderem z przypadku,bo tak na prawdę jeśli nie Rick to kto? Daryl? Hershel? A może Glenn lub Tyresse? To jest prawdziwy problem ekipy z Więzienia,brak prawdziwego lidera,bo w sposób demokratyczny,to oni nic nie zdziałają...
W ogóle to aż mi się przypomniała Nasza dyskusja przed 4 sezonem, że mieszkańcy Woodbury, mogą przeżyć szok cywilizacyjny, jak wprowadzą się do brudnego i ponurego więzienia zamieszkiwanego przez Ricka i spółkę, którzy wyglądają jak potargane dziady.
Philip nie dość że oczyszczał teren z trupków, to o czym wspomniałaś - zapewniał ciepłe łóżko,strawę, prysznic, opiekę medyczną i bezpieczeństwo. Nawet grilla urządzał. Starał się wprowadzić jakąś normalność i stabilizacje. Ciężko o normalność i stabilizacje w więzieniu w którym pod ogrodzeniem roi się od głodnych Walkersów. Świnki i pole nie wystarczą.
Filip - Sprzedawca Roku - wie, że zapewnieniem podstawowych potrzeb nie sprzedaje się domu, auta czy sukienki. Do tego musi być dorobiona jakaś ideologia, dopasowana do kupującego: dom ma być twoją ostoją/ twierdzą, auto ma być solidne/ budzić zazdrość, sukienka ma zrobić wrażenie na chłopaku/ koleżankach w pracy. Bo tak, to można by sprzedawać dom, bo ma dach, auto, bo dowiezie cię z punktu A do B, a sukienka to tylko sztuka odzieży.
Rick zapewnia schronienie, papu, dach nad głową. I ok! To już coś. Ale poza tym zombi na progu, lider uyebany syfem i nieobecny duchem, reszta też wygląda jakby robiła na przodku, dom to więzienie, w drzwiach wiszą jakieś szmaty, ogólnie jakoś tak szaro, buro i przygnębiająco.
Filip nie obnosił swoich uczuć, był zawsze miły i solidny, miasteczko było zadbane, trawniki kojąco zielone, pokoje ładne, nie było widać prowizorki, niedoróbek, syfu, ZOMBI. Byli tough guys jako ochrona, była profesjonalna opieka medyczna.
Nigdy nie dziwiłam się Andrei, że chciała tam zostać.
"W tym samym czasie Rick hardkorowo uprawia warzywniak ,,poryczalam sie ze śmiechu słowo daje:):) Super określenie trafiające w sedno.
Właśnie to samo mi przyszło do głowy że powinni na bierząco wybijać te wszystkie zombi przy siadce,a ci nic z tym nie robią. Głupota twórców.
Powinni te ogrodzenia umocnić, a nawet stworzyć nowe . Bo jak nie hordy sztywnych to przecież inni ludzie są zagrożeniem dla ekipy Grimes'a .
Aczkolwiek taki nastrój robią chyba ;] prędzej czy później ogrodzenie padnie . Może i coś z tym zrobią, ale już będzie za późno .
Ta ostatnia horda na którą trafili na szosie bardzo mi sie podoba ;]
Wyobraź sobie tą hordę pod siatką! \*o*/
Palisada, którą mają koło bramy jest świetna, sprawdza się, bo cały czas coś na nią wpada. Solidnie umocowana w ziemi wzdłuż linii lasu (i za rzeczką!) byłaby świetnym zabezpieczeniem. Dodatkowo zyskaliby cenny pas ziemi.
Siatkę też można by wzmocnić u dołu, pełno jest różnego żelastwa, palet i innego dziadostwa walającego się na terenie więzienia. Można by to zutylizować, równocześnie robiąc porządek.
Ale nastrój grozy z zombi pod siatką jest bardziej malowniczy i, niż ogarnięci ludzie :D
A ja mam takie pytanie, czy tak trudno ustawić w okół ogrodzenia busy, których pewnie kilkanaście by się na składzie znalazło? Do tego wziąć i poobijać je wysoką blachą. Jak widać po Woodbury zdało to egzamin bo chroniło miasto przez praktycznie cały rok. Do tego jak już sama zauważyłaś wzmocnić ogrodzenie stalowymi prętami, zrobić prowizoryczną zaprawę aby było to wszystko stabilniejsze i efekt gwarantowany. Naprawdę głupota bohaterów mnie dobija. Morgan będąc sam odwalił takie pułapki w otwartej na oścież dla zombie Cynthianie, że to aż się w głowie nie mieści, a Rick który posiada pod sobą zastępy dobrze przeszkolonych ludzi nie potrafi wykorzystać atutów więzienia.