Szczerze mówiąc, TWD zachwyciło mnie dopiero w drugim sezonie, a potem wciągnęło na długie godziny. Stosunkowo prędko nadrobiłam cały serial i dotarłam do 9 sezonu. I tutaj mam takie szczere pytanie.
Otóż już w ósmym sezonie zauważyłam, że zaczynają się kończyć postaci, na których mi zależało, i które faktycznie znam lepiej i dłużej. Nie mówiąc o tym, że coraz bardziej odnoszę wrażenie, że twórcom brakuje i dobrych pomysłów, i dobrych dialogów. Do tego od 9 sezonu najważniejsi bohaterowie żyją rozsypani po trzech głównych osadach. Wisienką na torcie dla mnie była "śmierć" Ricka oraz fakt, że po 10 sezonie aktorka grająca Michonne rezygnuje z serialu. Zastanawiam się, czy tylko ja powoli przestaję widzieć sens oglądania TWD dalej? Bo, tak naprawdę, czuję się jakbym oglądała już inny serial, jedynie dziejący się w tym universum.
10 sezon, 10 lat minęło i wszyscy byśmy chcieli by poziom serialu wgniatał w fotel jak w 4 pierwszych sezonach, jednak czas robi swoje i uniwersum gna do przodu, zwłaszcza tak niebezpieczne uniwersum jak TWD. O ile skoki w czasie i klimaty niemal rycerskie bardzo odmieniły tryb survivalu w jakim poruszają się bohaterzy, to jednak chwilami odnajduje emocje jak z tych pierwszych "chwil" w TWD. Jeśli chodzi o mnie, dalej dobrze się bawię oglądając ekipę Ricka, nawet jeśli nie jest już to ta sama ekipa. Oczywiście, już nie tak dobrze jak kiedyś, ale nadal dobrze i chyba o to chodzi.