Truth Be Told
powrót do forum 1 sezonu

a nie zdecydowałem się od razu, jak pojawił się w ofercie Apple (przez chwilę miałem zamiar, lecz parę innych tytułów wygrało, nomen omen także od "jabłuszka", a potem człowiek zwyczajnie zapomniał). No cóż. Ale co się odwlecze...
No dobra. Nieważne :) bo tak nawijać mogę długo i jeszcze dłużej nie przejść do właściwego tematu ;D

Poważnie.
Może trochę oklepane staje się podkreślanie, jak dobre seriale wypuszcza Apple, z których większość jest naprawdę znakomita. "For all Mankind", "The Morning Show", nadawany obecnie "Defending Jacob", niczego sobie "Home before dark", "Little America", to tylko niektóre z nich, a właściwie krótszą byłaby lista tych nieco słabszych, choć i tak ciągle co najmniej niezłych. Powiedzenie, że ważna jest jakość a nie ilość, pasuje tu jednak jak znalazł.

Przyznam jednak od razu, że tutejszy opis trochę mało zachęcający i przede wszystkim niemal nic nie mówił. A jeśli można było odnieść jakieś wrażenie, że pewnie wszystko będzie się działo w jakimś studio domowo radiowym i główna bohaterka będzie snuć opowieść, rozmawiając przy tym z jakimś mordercą (granym przez Aarona Paula), a ewentualne wydarzenia w formie najwyżej retrospekcji. No tak mi się w każdym razie wydawało. Błędnie - na całe szczęście :)

Co nieco (DUŻO) spoilerów i to w kwestiach kluczowych, tak więc jak ktoś nadal czyta, to na własną odpowiedzialność ;)

Niemniej...
Pierwsze pytanie, które od razu się nasuwa, czy można było się domyślić, kto zabił? Odpowiedź: można i to dość szybko bez większych trudności, jak również ogólnej otoczki wokół tego, że to właśnie ta druga siostra (Josie) okazała się "główną" morderczynią, a wszystko zrzucone na Warrena, aby ją ochronić. Ale wcale przez to ta 8 odcinkowa opowieść nie była ani trochę mniej ciekawa i wciągająca. Choćby np. samobójstwo ojca Warrena bardzo mnie zaskoczyło (szczególnie moment, w którym zdecydował się na ten krok), podobnie jak i zabicie matki bliźniaczek przez jedną z nich - tym razem Lanie. Ale i to nie wszystko. Również zaskoczył mnie końcowy pomysł, jak niejako "wybrnąć" z tej całej morderczo zawiłej sytuacji urosłej do poważnej tragedii rodzinnej, aby z Warrena zdjąć winę za niesłuszne oskarżenie, ale aby i tym samym Josie nie zamieniła się z nim w więziennej celi. Nie mówiąc o tym, że jej siostrze Lanie nie do końca się uśmiechało wziąć winę na siebie, mimo deklarowanej odwagi i poważnych obaw o to, że Josie, w przeciwieństwie do niej, nie poradziłaby sobie za kratkami.
Finał więc ze zrzuceniem winy na zabitą matkę, przyznam że wywołał u mnie bardzo mieszane odczucia. Święta co prawda nie była, ale po tym, jak została zamordowana, pośmiertnie zostać obarczoną winą za morderstwo męża, to nie robi się tak ludziom - nawet już nieżywym, którym teoretycznie, a na dobrą sprawę praktycznie, może to już być wszystko jedno. Ale tyle chociaż dobrze, że Lanie się nie upiekło, gdyż Josie byłoby trochę szkoda, pomimo że duch sprawiedliwości chciałby, aby i ona przynajmniej została osądzona, a co ewentualnie sąd by orzekł, to już inna sprawa.

W całym tym dramacie najważniejsze było jednak dla mnie to, że Warren odzyskał wolność i zdążył zobaczyć swoją matkę w jej ostatnich dniach, niestety przegrywanej walki z nowotworem. A przyznam, że pod koniec bardzo się obawiałem, czy on w ogóle zdoła żywy opuści mury więzienne, po tym co sobie tam niepotrzebnie napytał. Aczkolwiek "niepotrzebnie" z dużym wzięciem w cudzysłów, gdyż jego historia ostatnich kilkunastu lat za kratkami, to osobny dramat i trudno wyrazić słowami, jak niesprawiedliwy może być los.

Poza wieloma postaciami, nie można nie wspomnieć też o głównej bohaterce - Poppy Scoville, autorce podcastów, która po części przyczyniła się, że Warren był sądzony, jak dorosły i otrzymał dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Po latach co prawda próbowała odkupić swoje winy, prowadząc "dziennikarskie" śledztwo i ostatecznie niewątpliwie przyczyniła się do czyszczenia go z zarzutów. Jednakże jej postawa w trakcie dochodzenia do prawdy sprawiła, że nie potrafię postrzegać jej, jako osobę szlachetną, godną uznania, moralnie właściwą, gdyż koniec końców milcząco przystała na ostateczne wyjaśnienie całej sprawy (uczynienie matki winną morderstwa) i to jeszcze ona, której chęć odkrycia prawdy tak często przyświecała, jako niby najważniejszy cel sam w sobie. Tym bardziej budzi to mieszane odczucia, gdyż przedstawienie wydarzeń takimi, jakie były one naprawdę (że to Josie zabiła), nie zmieniłoby korzystnej sytuacji Warrena, który tak czy inaczej odzyskałby wolność.

Ktoś mógłby w tym momencie zadać pytanie, czy w ogóle warte było ponowne otwieranie przez nią tej historii?
Sam suchy bilans ofiar (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) pewnie dla niektórych może wskazywać, że nie. Warren resztę życia niesłusznie spędziłby w więzieniu, ale za to co najmniej dwie inne osoby (jego ojciec oraz matka sióstr) nadal by żyły.
Oczywiście można podejść do tego w ten sposób, ale ja absolutnie nie widzę takiego rozwiązania, szczególnie z perspektywy i oczywiście samego Warrena, jak i Poppy. Ona prawdopodobnie do śmierci nie zaznała by spokoju sumienia, że swoją popularność przed wieloma laty wybiła na tej sprawie, wiedząc o istnieniu nagrania zeznania Lanie, które w konfrontacji do jej późniejszych zeznań pod przysięgą, wywołałoby co najmniej spore wątpliwości i z dużym prawdopodobieństwem nie zniszczyłoby życia nastoletniemu wówczas Warrenowi.

Co by jednak, jak się to nie potoczyło, to jest to naprawdę znakomity serial i mnie bardziej podoba się on od mającego nieco wyższą ocenę "Defending Jacob" (a porównuję je choćby z uwagi na motyw dotyczący morderstwa i po trochu realizację). Na pewno fakt, że jest tu więcej postaci, więcej się dzieje, sama historia przedstawianych wydarzeń jest bogatsza, a całość bardziej wciągająca.

Kończąc, chwilę muszę poświęcić Aaronowi Paulowi, który jako aktor po raz kolejny sprawił na mnie bardzo dobre wrażenie. Gra może pod pewnymi względami podobnie, co niektórzy mogą już uznać za wadę, ale to także kwestia ról i tego, jak po prostu należy się w nich odnaleźć. A w tej jest nie mniej dobry, jak gdy przez kilka sezonów wcielił się w Jessiego Pinkmana, czy ostatnio w Caleba w 3 sezonie Westworld.
A jedno mnie trochę uderzyło na początku, jak odsłonił ręce i pokazał nazistowskie tatuaże. Oczywiście nie on, a grany przez niego Warren Cave. Ale nie ukrywam, że przez chwilę zrobiło mi się smutno i jednocześnie pojawiły się pewne obawy, że przez jakiś czas będę go kojarzył właśnie z tym. Bo zupełnie nie pasowało to do niego po ostatniej roli w Westworld.

Napisałbym już zupełnie na sam koniec, że jeśli ktoś z was nie obejrzał jeszcze tego serialu, a pierwotnie miał zamiar, tylko takie czy inne powody nie doprowadziły do tego (jak i mnie wcześniej), to zdecydowanie polecam obejrzeć.
No ale raz, że po takiej dawce spoilerów, to trochę dziwnie by już było, a poza tym ową zachętę pewnie czytają już tylko osoby, które obejrzały (jeśli oczywiście uprzedzenie o spoilerze okazało się skuteczne ;)
Ale tak czy inaczej bardzo ciekawa historia, a sam serial niezmiernie dobry, który gorąco polecam, szczególnie, jak ktoś lubi dobre dramaty - do tego z wątkiem kryminalnym.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones