Od momentu gdy główny bohater podkłada ogień pod statki Ubbe zaczynają się dziać farmazony. Może scenariusz pisał ktoś inny na początku, ale jakbym oglądał dzieła dwóch różnych ludzi.
Bitwa finalna w odcinku 8 pierwszego sezonu to jakaś kpina. Scorpa jakimś cudem ominął całą armię sasów, zabił Izoldę, aby potem wrócić z jej głową. W tym momencie z powodu znanego tylko twórcom armie się rozstępują i Scorpa wjeżdża między nie z głową królowej by rzucić nią w Uhtreda. Ten wkurzony przeskakuje przez cztery pierwsze szeregi nieprzyjaciela i włócznią rzuconą mu przez księdza zabija Scorpa. Jest co prawda w środku armii wroga, ale ma czas, żeby popatrzeć Scorpie w oczy i poszarpać wbitą weń włócznią dla podkreślenia dramaturgii. Potem ten sam Uhtred rozbija szyki Danów tak, że Sasi mogą wbić się w ich szeregi.
Wszystkie strategie bitewne są jakby pisane przez dziecko. Alfred z Uhtred'em wpadają na pomysł, że żeby pokonać Danów ich armie muszą się najpierw zjednoczyć. Serio? Wróg zjednoczony i w większej liczbie to jedyny i najlepszy sposób na to, żeby go pokonać?
Na bagnach Uhtred ma super pomysł na wybicie ludzi Scorpy: "Postrzelamy do nich z łuków, ale w taki sposób, żeby ich nie zabić, a jedynie rozzłościć. Jak już się wkurzą to pobiegną za nami na bagna. Oni wpadną w bagna i wtedy ich wystrzelamy z łuków".
Czemu te pierwsze strzały nie miały ich zabić? Czemu 20 chłopa wpada do jednej sadzawki kiedy biegną jeden z drugim?
Litości. Szkoda, bo pierwsze odcinki były dobre.