Generalnie serial bardzo ok, choć moim zdaniem momentami trochę się ciągnął. Do tego wydaje mi się że mało realne było:
1) skoro Rusty myślał że za zabójstwem stała jego żona, to moim zdaniem byłby za ugodą, bo to kończyłoby sprawę, a tak jak nawet go uniewinnią to wiedziałby że wtedy policja i prokuratura mogliby znaleźć w przyszłości jakiś dowód na żonę
2) skoro Rusty tak kochał tę prokuratorkę to czy rzeczywiście byłby w stanie siedzieć resztę życia zamiast żony (bo on cały czas myślał że to żona to zrobiła)
3) czy realne jest to, że w dobie badań DNA i mikrosladow istnieje szansa że dziewczyna przychodzi do domu prokuratorki i nie zostawia absolutnie żadnych śladów, nawet włoska, żadnego odcisku palca nic.
1) Najwyraźniej sam nie chciał siedzieć 8 lat i mieć zmarnowaną całą karierę (i życie). Raczej dzieci nie wybaczyłyby mu zabójstwa. 2) Może chodziło o dzieci? 3)Ojciec pewnie wszystko wyczyścił, jako prokurator pewnie ma odpowiednią wiedzę. Bardziej mnie zdziwiło, że ta dziewczyna weszła do domu tego drugiego prokuratora i zostawiła mu ten kijek z napisem "fuc yoursel". To już jest dla mnie dziwniejsze, że nic nie zostawiła po sobie jakby była jakimś profesjonalnym przestępcą
Dokładnie o tym też pomyślałem. Nastolatka która włamuje się do domu prokuratora nie zostawia żadnych śladów, nikt tego nie widzi. Prokurator nie ma żadnego alarmu, kamerki, nic...
Mało realna też była rozmowa z tym więźniem, który zastosował podobne metody we wcześniejszym morderstwie. Koleś odgraża się zza krat, że chętnie jeszcze by zabił gdyby wyszedł na wolność. Oglądałem wiele serialii dokumentalnych i przeczytałem wiele książek o tematyce kryminalnej i nigdy nie spotkałem się z tym, żeby morderca tak ochoczo przyznawał się do swoich czynów. Nawet ci co siedzą w celi śmierci za wielokrotne morderstwa albo nie chcą o nich mówić, albo idą ciągle w zaparte, że są niewinni. Te sceny, jak glówny bohater rozmawia na początku z tym skazanym mordercą były okropnie nierealne i naciągane.