PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=732398}

Vinyl

2016
7,6 13 tys. ocen
7,6 10 1 12764
5,3 10 krytyków
Vinyl
powrót do forum serialu Vinyl

Serial zaiste bardzo dobry.

1. Lubię seriale małoodcinkowe, tworzone jako zamknięta całość. Cześć druga i następne mogłyby oczywiście być bardzo interesujące, pod warunkiem, że również byłyby „zamknięte” kolejnymi dekadami muzyki i nie „przedłużane” w środku nic nieznaczącymi romansami lub konfliktami. Historia seriali pokazuje jednak, że rzadko jest to osiągalne z powodów producenckich – gdy tylko jakiś serial osiąga oglądalność, rośnie pokusa, by go wydłużać w nieskończoność.

2. Poza tym zmiany reżyserów / producentów w trakcie rzadko kiedy wychodzą serialowi na dobre. Na przykład „Miasteczko Twin Peaks” (które obejrzałam kilka lat temu jako dorosła osoba i zakochałam się w tym dziele Lyncha, które wyprzedzało swój czas o dwie dekady co najmniej) właśnie z tego powodu w połowie drugiej serii psuje się zauważalnie i kończy.

A teraz kilka moich opinii, które idą wbrew Waszym zachwytom.

3. BC wcale nie wymiata. Owszem, kradnie serial, ponieważ tak ma rozpisaną rolę. Ale obejrzenie jeszcze jednego wciągania koksu i jeszcze jednego kretyńskiego konfliktu, jaki wywoła… u mnie wywołałoby wyłączeniem serialu. To jest po prostu bardzo fajnie rozpisana GŁÓWNA rola, mało kto by to źle zagrał.

4. Koks. Nie wiem, ile i jakich narkotyków w życiu braliście, ale koks to skomercjalizowana kupa. Koks to red bull w proszku. Służy do napędu, do elokwentności, do pewności siebie, do rozbawienia – ogólnie do pobudzenia i do kontaktów towarzyskich. Jest zręcznie zastawioną pułapką, w jaką wpadły Stany, a potem Europa i reszta zarażonego zachodnią „kulturą” świata. Pod względem duchowym kokaina jest uboga jak kupa, albo i bardziej. Postawię taką tezę: gdyby była tańsza, gdyby kosztowała 5 złotych – nikt by jej nie brał. Tak jak ludzie w Ameryce Południowej jej praktycznie nie biorą. Po cholerę komu sparaliżowany nos za grube pieniądze? No niech mi ktoś to wytłumaczy! Ten serial zaś oprócz reklamowania smirnoffa i coca-coli (zresztą, słodkie te reklamy były, i wcale mi nie przeszkadzały) w pewien sposób reklamuje kokainę i to mi przeszkadza – a dlaczego? Patrz punkt 5.

5. Lata 60/70 to cała masa innych, O WIELE fajniejszych narkotyków. W filmie pokazana jest tylko odrobinę heroina, troszkę marihuany i raz wspomniane jest, że ktoś ma kwasa. Niby Sisi ma całą szufladę różnych narkotyków, ale nic z tego nie poznajemy. Uważam, że pod tym względem serial jest BARDZO MAŁO ODWAŻNY. ALBO… naprawdę gloryfikuje kokainę. Nie mogę zrozumieć, po co gloryfikować coś, co naprawdę nie jest tego warte. Jasne, Mick Jagger i reszta tarzali się w kokainie. Ale to tak, jakby właściciele kopalni w Afryce (gdzie masowo giną wykorzystywani ludzie) rozrzucali z okien diamenty, a Besos podcierał się pieniędzmi, które wypracowują mu zombie z magazynów amazona. Nie ma czym się jarać, to jest żenujące. Tyle w temacie.


No a teraz z najgrubszej rury, i z góry wiem, że ci, którzy „wiedzą, czym jest dobra muzyka” tego NIE zrozumieją być może do końca życia…

6. ale rock to taka sama przereklamowana, żenująca, ultrauboga duchowo kupa, co kokaina. To pułapka managerów muzycznych, w którą wpadły całe pokolenia białasów; i która przetarła szlaki całej masie innych BEZROZUMNYCH ŻENUJĄCYCH KUP, takich jak moda, serwisy społecznościowe, współcześnie rozumiany design, i inne „must have’y”. (Tak, też w nią wpadłam, przyznaję. Prawie że nie da rady w takie marketingowe sidła nie wpaść, bo jest to tak samo zręcznie zorganizowana sieć jak każde inne marketingowe GÓW – no, sami wiecie.)

Zobaczcie na czarną muzę w tym filmie przedstawioną – to jest prawdziwa muzyka, coś, co grało ludziom w duszach i do czego nogi same się rwały do tańca i czego NIE TRZEBA BYŁO REKLAMOWAĆ, bo Czarni i tak ją grali, słuchali, tańczyli. Choćby w najgorszych budach, ale często wręcz wirtuozeria.

Biali tego nie ogarniali, bo za dużo było w tym naturalności, prawdy, seksu, wolności ponad zniewoleniem, mistrzostwa bez playbacku, bez reklamy, bez managerów, bez manipulacji. Acha, no i nie było w tym prawie kasy, bo Czarni jej nie mieli.

Białasy już się wtedy staczały ze swoją kulturą. Wcześniej, owszem, nasza kultura dała światu mistrzostwo w innych dziedzinach: w filozofii, w sztuce wizualnej, w literaturze itd. Ale podczas rewolucji przemysłowej i w okolicach dwóch wielkich wojen światowych nasze staczanie się było tak wielkie, że aż strach było patrzeć. Dla odwrócenia wzroku przykrywaliśmy to, i wciąż przykrywamy, make-upem. Raz słodkim jak lukier (lata 50-te), raz a la nimfy z sennych fantazji (lata 60-te), następnie rockowym właśnie.

Ale ten make-up rockowy przykrywał już wycieńczone, wychudzone, brudne, zaćpane i zapite, blade i ogłupiałe twarze ZOMBIE. Wyciągnięto pogubione mentalnie społeczne wyrzutki i zrobiono z nich gwiazdy. Choćby taką manipulacją, jak wtargnięcie policji na scenę (moje serce fanki Doorsów krwawi, a policzki pokrywa róż zażenowania, że też w taki sidła wpadałam) – serio? Trochę przekleństw, pijane wywalenie fjuta na wierzch, trochę hałasu - tylko tyle nam trzeba było, żeby uznać te zespoły za głos pokolenia? A jeśli nawet, to jaki obraz nas samych zobaczymy pod tą taflą marketingowego sreberka? Czyż nie takich właśnie stoczonych, zapitych, zaćpanych zombie? To ma być „boska muza”? Zaczynam rozumieć zatwardziałych katoli, dlaczego widząc rockowy zespół nawet w XXI wieku bredzą o satanistach.

Ale to wszystko NIC w porównaniu do tej prostej konotacji, że rock to wyrób marketingowców, którzy sprzedali go nam TAK SAMO jak coca-colę.

Owszem, z serialu wynika (i dlaczego nie miałoby być prawdą), że im samym NA SERIO PODOBAŁA SIĘ ta muza, TAK JAK I NAM. Ale mówimy o ludziach, których w filmie reprezentuje Richie Finestra – egocentrycy, alkoholicy, malwersanci, ludzie oszukujący wspólników, porzucający swoje rodziny, ćpuni, hazardziści, oszuści, klienci mafii – czyli, tfu, MARKETINGOWCY. Zawodowi oszuści.

Ci, którzy „wiedzą, czym jest dobra muzyka” nie zrozumieją tego być może do końca życia…


PS. Obejrzyjcie telewizyjne nagranie „Little by Little” Stonesów na YT i te fałszywe piski fanek w tle. Wiecie, że ich manager rozpędził ich karierę po prostu robiąc z nich niegrzecznych Beatlesów? Bez tego zapewne by się zaćpali jak jeden z ich założycieli, Brian Jones/tudzież o-mało-co Kip Stevens z serialu. Te „piszczące fanki” w uroczej czarno-białej jeszcze TV – cudo!