Dziewczyna straciła dziecko i męża, ale chwilę później piękna, z nieskazitelnymi włosami i makijażem, niby trochę smutna, ale tak bez przekonania. Facet wrócił z wojny, ma złe sny, ale tak ogólnie ogarnia siebie i pół świata wokół doskonale. Pani Hope wiecznie z dziwnym dzióbkiem i pan doktor, jakiś taki gładki. Wszyscy ładni, zadbani, a wokół wszystkie katastrofy świata - gangi narkotykowe, morderstwa, i czego tam jeszcze nie ma. Wszystko to jakieś niewiarygodne. Oglądam i nie wierzę ani przez chwilę w to, co widzę, czuję fałsz.
Oj, tam! W co tu wierzyć! Tak jak z gumy do żucia Donald nie sposób było zrobić skutecznej gumy do majtek, tak z harlequina nie da rady zrobić trzymającego się kupy filmu. Drugi rzut Virgin River, to tylko takie amerykańskie, przedbożonarodzeniowe jasełka są. Nie bez powodu dokrętkę wrzucili w czasie sezonowego wysypu filmów z plakatami w kolorze czerwono-złotym z zielonymi dodatkami, z Mikołajem i uroczo uśmiechniętą parą chwilowo zakochanych.
Spójrz tylko na koncepcję ról w tym serialu! Jest imponująco klasyczna i zgodna z obsadą tradycyjnych herodów (nota bene szczegółową wiedzę na ich temat zaczerpnęłam ze źródła godnego zaufania). Czyli po kolei leci to tak:
Maria i Józef – Oczywiste jest, kto za tę parę robi! Dzieciątka osobistego chwilowo im brak, ale na pewno będzie. Jak nie własne, to przysposobione, ale będzie! Może nawet dwa! Z dużym prawdopodobieństwem założyć można, że stanie się to w czwartym sezonie, przed kolejną Wigilią, żeby dobrze współgrało z atmosferą.
Herod, Diabeł, Śmierć – Uprawiacze marychy i halucynogennych grzybków są? Są! Zbrodniczego szefa mają? Mają! Wyprodukowali denata albo nawet dwóch? Wyprodukowali. Czyli wszystko się zgadza.
Trzej Królowie – Suponuję, że w tej zbiorowej roli obsadzona została ekipa braci krwi! Gdy Jack będzie w potrzebie, przybędą niezawodnie, prowadzeni żołnierskim instynktem, GPS-em i gwiazdą betlejemską.
Pasterze – a właściwie i pasterze i stado owiec w jednym, to, rzecz jasna, mieszkańcy tego rajskiego miasteczka. Empatyczni, altruistyczni i grzeczni jak nagła krew – przepraszają, że ze sobą sypiają, przepraszają, że już ze sobą nie sypiają, bo się wyspali, przepraszają że plotkują i że sałatka z buraczków okazała się sraczkogenna. A gdy pada deszcz i linia energetyczna też pada (no, w końcu jakiś i nam znany problem!) wszyscy zbierają się we wspólnej stajence, by się tam paść w szczęściu i miłości!
Archanioł – Przecież to oczywiste! Hope! Zwiastowaniem nowin zajmuje się permanentnie, a bywa, że i zadmie w archanielską trąbę, niosąc psychiczną zagładę któremuś z dowolnie wybranych bohaterów. I wszystko gra!
Chór Aniołów – Nie ma nad czym dumać! Koło Gospodyń Miejsko-Wiejskich Virgin River swój chóralny głos daje prawie codziennie, omawiając problemy bliźnich w knajpce, przy partyjce pokera czy czegoś tam i przy szklaneczce burbona.
Dworzanin? A! To ten szczyl, który ponoć bardzo dobrze się uczy, choć do szkoły nie chodzi, bo całodobowo terminuje w Barze u Jacka.
I ostatnia rola: Żołnierz. Nie można mieć wątpliwości, że jest nim wierny wachmistrz Soroka kurczę nie ten film! Że jest nim zachowany w bardzo dobrym stanie brat krwi, weteran, aktualnie genialny kucharz. Imienia nie pamiętam, ale samego gościa owszem! Ma zarąbistą konstrukcję tułowia i podwozia oraz wyjątkowo kształtną, perfekcyjnie wypolerowaną czaszkę w kolorze mocnego cappucino. I zgrabnie się przy garach uwija.
Trzeci sezon Virgin River premierę też będzie miał przedświąteczną i będzie to - jak amen w pacierzu - Wielkanoc, czyli czas Zmartwychwstania Pańskiego. Z naciskiem na zmartwychwstanie! Nietrudno się tego domyślić, szczególnie, gdy ma się za sobą ostatnią scenę finałowego odcinka aktualnego sezonu. To spojler? Eee, chyba nie.
Polskie, ludowe herody kończą się kwestią prawie tak słynną jak szekspirowskie To be or not to be, a brzmi ona: "Za twe grzechy, za twe zbytki, chodź do piekła, boś ty brzydki!". Nie będę aż taką świnią, żeby dedykować te słowa autorce serii harlequinów o Virgin River ani tym bardziej autorowi scenariusza na nich opartego, gdyby jednak kiedyś się im one przyśniły w nocnych koszmarach, współczuć nie zamierzam.