Szkoda chłopa, a taki był dobry, taki pomocny, taki kochany, jeden dzień przerwy a Mel być może nosi dziecko byłego męża. Jack ma perspektywy nie najlepsze, bliźniaki które z nim nie będą mieszkać i dziecko ukochanej kobiety, które też nie jest jego. Jak ten chłop ma w tym wszystkim szczęśliwy.
Scenarzysta zaslzalał za bardzo.
Podoba mi się wątek Lizzy, z przemądrzałej, złośliwej, humorzastej dziewczyny z problemami, którą ciągnęło do niegrzecznych chłopców i zachowań wyrasta całkiem poukładana dziewczyna, która chyba wreszcie znalazła swoje miejsce w świecie. Ma tu przyjaciół, jest chętna do pomocy innym, oddana, pracuje, zarabia na siebie, chce tworzyć dojrzały związek.
Tak... Bo jak kobieta chce in vitro, to jedzie do lekarza i tak od ręki już ma zabieg, litości.
Tym wątkiem totalnie zepsuli mi serial. Tak bardzo mi się podobał, ciepły, rodzinny z wątkiem kryminalnym. A tu bach, in vitro w jeden dzień. To po co miliony kobiet tygodniami przyjmują hormony, bo aż tak lubią zastrzyki?