Ciężko to komentować. Kiedy już jest jakiś moment, kiedy nawet jest nieźle, to chwilę potem jest ostry zjazd. Jest tyle bubli. Tyle błędów logicznych. Pomiędzy scenami nie są zachowane proporcje wzrostu pomiędzy nieznajomym a hobbitami, albo pomiędzy Durinem a Elrondem. Chronologia leży i kwiczy - bo przecież cały ten wątek z jełopowatym Theo i czarnym elfem to zdaje się, że jest retrospekcja z tajemniczej przeszłości Halbranda... Nie mówiąc już o saraceńskich zbrojach numenorczyków (dlaczego akurat Galadriela dostała najsolidniejszy pancerzyk?), albo o czymś czego wydawało się, że nie można skopać czyli wilkach przypominających wściekłe dziki. Nieznajomy hobbici może być równie jakimś Gandalfem jak i Sauronem (ten drugi pomysł bardziej mi się podoba, bo wyszłoby na to, że hobbity zawinęłyby spod nosa Władcę Ciemności jakimś kultystom, którzy przyszli go powitać xD). Gil-galad zachowuje się dość dziwnie jak na sędziwego i dostojnego elfa, ale czego się spodziewać, skoro Galadriela jest zarozumiałą, krnąbrną, wstrętną manipulantką, której tylko zemsta w głowie, co jest zaprzeczeniem majestatycznej, mądrej i ciepłej Galadrieli z LOTRa. Chyba najmniej odpychający wątek w tym całym serialu to wątek Elronda (którego postać w miarę mi się podoba) i krasnoludów. Słaby odcinek, nawet jak na ten serial.