Sama sie dziwie, ze to pisze, ale wolalabym, zeby Amanda wrocila do 'swojego' Londynu. Myslalam, ze to bedzie cos w stylu: jak cudownie zobaczyc tamten swiat, poczuc milosc rodem z powiesci JA...aby potem wrocic do swojej rzeczywistosci...i odkryc, ze w niej tez mozna kochac tak pieknie. Niestety to zakonczenie laczy sie jeszcze z jednym zarzutem- w takich filmach glowni bohaterowie historii milosnej jak sie rozstaja, naprawde maja sie rozstac, a nie tak jak tutaj- Amanda rozpacza, ze juz sie wiecej nie zobacza, po czym wbija do pokoju, gdzie Darcy sie oswiadcza (potem jeszcze spotkanie przy fontannie). Nie, nie i jeszcze raz nie dla opcji: żegnaj, zaraz wracam.