Problem takich kobiet jak Brenda polega na tym, że ona wiążąc się z oprawcą poczuła się jakby Pana Boga za nogi złapała. I tak tkwiła w rzeczywistości, która była urojona. Nie była urodziwa, a ktoś zwrócił na nią uwagę. Tylko tyle wystarczyło by kupić sobie u niej dozgonne oddanie. Jestem przekonana, że Brenda w imię utrzymania, tego obrazka który stworzyła w swojej głowie - milczała. Miała wiedzę, przeczucia i podejrzenia. Jednak wypierała to w imię podtrzymania iluzji o romantycznej miłości. Słychać to wyparcie w jej wypowiedziach jak się dystansuje do uczuć innych. I ten jej błagalny ton byle nie zdenerwować Dennisa nawet po tym jak opowiadał o szczegółach ona się przed nim kajała byle tylko nie poczuć odrzucenia. Zaburzone babsko.

Ile już spraw było o takich duetach małżeńskich. Potwory rosły w siłę bo u boku mieli kobiety, które aktywnie pomagały lub milczały. Zawsze po fakcie pozostawały bezkarne. Chora współzależność. Nie mam wątpliwości, że również Brenda powinna ponieść odpowiedzialność za współuczestnictwo. Wszystko co ich spotkało ze strony biologicznej matki było w pełni zasłużone jednak nie jest to wystarczająca kara. Kurz opadnie, ona spędzi starość na wolności, w cieple i bez refleksji. W innym wypadku jej świat musiałby runąć. Ofiar Bowmana na pewno jest więcej. Nie mam co do tego wątpliwości.