Dawno nie zdarzyło mi się wrócić do jednej sceny akcji z filmu/serialu. Rozróba bandy Hectora to czysta poezja - wyśmienity cover w tle, zuchwali bandyci, dobry dźwięk, inscenizacje i kamera nad ramieniem śmiercionośnej blondynki. Odpowiedni poziom brutalności - widać, że twórcy nie boją się konkurencji z westernami Tarantino.
No i finał, dzika radość ,,przybysza", ale też pytanie o status zamordowanych - no bo czy żałować ich? Wrócą przecież. A może nie? A może i ,,przybysze" zaczną ginąć? To rozkminy na przyszłe, świetnie zapowiadające się odcinki.