Jest jakoś tak że Polacy strasznie rozleniwili się od roku '89.
Już wcześniej PRL nastręczał wiele sposobności do zmarnowania sobie życia w poczuciu nieuzasadnionego spełnienia, jednak prawdziwy renesans balonów nadmuchanych do granicy sprężystości rozkwita dopiero obecnie.
Dlaczego Hollywood, zwane, tylko przez wybitnych znawców kinematografii i kulturwy w ogóle, ,,żydo-lewactwem"? Dlaczego głównej roli nie gra Polak, byle najlepiej Borys Szyc, który zagra nawet niedogotowany kalafior dokładnie tak samo jak umie grać samego siebie, a jakiś tam ,,pedzio" zza oceanu? Dlaczego kaleczą naszą narodową Kasztankę Sapkowskiego jakimś anglosaskim dialektem, który przemyca z każdą klatką taśmy filmowej ancychrysta LGBT, wszak język polski naczelnym narzędziem komunikacji werbalnej jest, a dowodzi tego liczba przekleństw na minutę, za pomocą których można nawet zamówić polędwiczki drobiowe tudzież ośmiorniczki, gdy w rachubę wliczyć przodowników narodu?
Odpowiedź jest prost - Polacy ch*jowo grają.
Ciekawe, jak to jest że pokolenia, które wojny nie przeżyły ryczą o niej równie głośno co ciężarna prostytutka pod oknem co bogatszego klienta. Jakoś moi dziadkowie, którzy wojnę przeżyli, nigdy nie robili z siebie pośmiewiska na oczach choćby Rodziny, sąsiadów, a co dopiero całego Świata.
A jednak, Polacy zaplanowali sobie wyryczeć każdy przywilej na tym Świecie, przekonani że Polak potrafi i cały Świat przywdzieje niebawem jego biało-czerwone barwy, które przyozdobi męczeństwem Żyda sprzed dwóch mileniów/ jak już pędzić to po bandzie/ i zapanuje niepodzielny polski ryk w przestworzach.
Tymczasem polscy aktorzy wracają ze swoich ,,przygód" w Miście Aniołów jacyś cisi, spokojniejsi, małomówni. Jakby nie oni; porównując z premierą kolejnej polskiej komedii idiotycznej, nie uświadczymy już tych tryumfalnych śmiechów, przepychu, przy którym Watykan wydać się może świątynią franciszkańską, ani też nie usłyszymy wielkich bzdur o wątpliwych sukcesach.
Co się zmieniło?
Polacy, którzy wyjechali chociaż raz do U.S.A. i zobaczyli jak tam robi się filmy, muzykę, generalnie - jak wygląda gra w branży rozrywkowej i niekiedy artystycznej; wiedzą że oznacza to pracę. I to nie pracę w rozumieniu tych posiadówek, które wzorując się na Okrągłym Stole lub partyjnych spotkaniach na szczeblu co najmniej kierowniczym, a pracę w pocie czoła, gdy gra się każdą scenę po sto razy na dobę, aktor jest w pełni zdyscyplinowany przez cały czas i nie został wybrany do roli bo jest synem Zdzisia, kumpla Czesia-producenta, a dlatego że dobrze robi swoją robotę i przeszedł przez kasting, w którym wypadł lepiej niż inni.
Sporo już nasłuchałem się o tym jak to ,,Żydzi przejęli Hollywood", jednak nikt nie zadał sobie trudu by odpowiedzieć sobie na pytanie czemu tak stało się - po prostu, są lepsi. Lepiej uczą się, lepiej wykonują swoją pracę i fajniej ogląda się produkcję Isaac-ów niż Kowalskich, choćby dlatego że Kowalscy produkują by zrobić skok na kasę, a Żydki, poza kasą, chcą jeszcze przejść do historii.
Wybaczcie, piszę stylem walki ,,silnym", ale wynika to z mojego znudzenia durnotą Polaków, którzy nagle podnoszą wielkie larum - oto te chamy zza oceanu ośmieliły się ,,pokalać" ,,naszego Wiedźmina", drugiego po Małyszu lidera reprezentacji Polski gdziekolwiek poza jej granicami. Tak się składa że z wyłączałem TV widząc ,,Wiedźmina" PL bo takiej herezji na zgubę Sapkowskiego nie widziałem nigdy, a zapewniam że na Sapkowskim wychowałem się jako dzieciak i chłopak; tego nie dało oglądać się! I miałem słuszność, nikt, kto obejrzał tamtą produkcję nie sięgnął po książkę. A co z ,,żydo-lewackim" ,,Wiedźminem"? - Sapkowski prześcignął Martin-a w ciągu miesiąca.
Szczytem bezczelności były dyrdymały, jakie niedawno usłyszałem nt. roli tego młodego z ,,Mojej rodzinki" - rzekomo ,,poniżono go" do roli giermka( niemal ,,stajennego"!) , który ginie po zagraniu w trzech scenach, podczas gdy, uwaga! - ,,Murzyn ma na własność białą blondynkę przez kilka odcinków", a i to jeszcze jest dobre - ,,tak jak jej matkę[ chodzi o babkę Ciri i o nią samą]"; po prostu wyborne.
W dodatku usłyszałem że ,,celowo nie pozwolono mu rozwinąć skrzydeł, a jak dobrze wiemy obsada ,,Mojej rodzinki" reprezentuje pierwszorzędny poziom gry aktorskiej". W ,,Mojej rodzince" aktorstwo przytrafiało się sporadycznie o ile w ogóle miało ono miejsce. Chłopak nie popisał się na planie ,,Wiedźmina" bo zamiast grać przejętego sługę, któremu udziela się niepokój całego dworu podczas oblężenia, zagrał coś pomiędzy rolą w reklamie kredytów a wystudzonym kotletem z ananasa - sorry, ale ja ,,zbaraniałem" widząc jak wszyscy w scenie exodusu Ciri pocą się i niemal umierają z trwogi, a nasz orzeł dobrodusznie kiwa głową, jakby grał polskiego policjanta podczas przyjmowania zgłoszenia na komendzie.
Drodzy Państwo,
Film jest bardzo dobrze zrealizowany.
Istnieją w nim drobne luki fabularne( nieco wytrawniejsze oko wychwyci ubytki scenograficzne, w charakteryzacji lub nawet inną porę kręcenia zdjęć - ale tak to już jest w filmie. Gdy ciężko to zaakceptować, można odnaleźć otuchę w teatrze) , ale sposób prowadzenia fabuły jest bardzo dobry. Przepraszam, ale trzeba być idiotą by powiedzieć że nie wie się o co chodzi po obejrzeniu pierwszego sezonu.
Gdy fakt bycia idiotą nie może utrzymać się na powierzchni świadomości i nieustannie tonie w nieświadomej strefie psyche, proszę przełączyć TV na ,,Trudne sprawy", tam dodaje się sceny wyjaśniające nawet natężenie gazów około-odbytniczych z pietyzmem godnym orędzia prezydenta na część ,,przedsiębiorców podnoszących sobie ceny" w imię idei ,,bo jak rosną płace to i rosną ceny".
Nareszcie udało się Polsce wypromować w dziedzinie fantastyki kogoś poza Lemem - i o tym się mówi! Ludzie, jest ileś milionów tematów zastępczych dla Hollywood, a wybrali ,,Wiedźmina" - a Hollywood, w przeciwieństwie do poczynań polskiego rządu, ogląda się!
Naprawdę, zamiast podziękować za fakt że ktoś zauważył Białego Wilka wolicie serio opluwać ludzi, którzy wydali na tą produkcję masę pieniędzy i w dodatku nakręcili bardzo fajny serial? Jesteście po prostu prymitywni, jeżeli tak właśnie jest.
Uwierzcie mi, nawet gdyby Kowalski otrzymał rolę Geralta w tej produkcji, nie udźwignąłby tego bo nie wiedziałby jak grać by nie wypaść w roli jak, cytując wilka, ,,pierogi bez farszu". To właśnie Źydzi amerykańscy, którzy budowali Hollywood są ogniwem dawnej polskiej i, przedewszystkim, rosyjskiej szkoły aktorskiej, nie Polacy. Polacy zamiast uczyć się gry, woleli uczyć się jak po znajomości dostawać dyplomy, stanowiska, honory, na które nigdy nie zapracowali. A kamera jest bezlitosna...
Wychodzi na to ze nawet ,,źydo-lewactwo", ,,pedzie", ,,murzyno-elfy" lepiej interpretują polską prozę niż sami Polacy. Brawo Hollywood!
To jednak prawda - najlepsze co Polska mogłaby zrobić to wypowiedzieć wojnę U.S.A., a następnego dnia poddać się.
Brawo, brawo. Prostymi acz dosadnymi słowy nazwałeś tę zaściankową mentalność, to narzekactwo. Myślę dokładnie tak samo. Dzięki, że chciało Ci się aż tyle napisać. Pozdrawiam:))
Osobiście unikam czytania komentarzy dotyczacych tego serialu. Produkcji jeszcze nie oceniłem, bo zostały mi jeszcze cztery odcinki.
Niestety ludzie zapominają, że nowy Wiedźmin jest adaptacją, a nie ekranizacją. Pojawiają się coraz to zabawniejsze "wady" serialu: Jaskier nie ma bródki, Triss ma inny kolor włosów niż w książce lub Henry jest zbyt wysoki do roli Geralta :D
Najbardziej bawi mnie zarzut poprawności politycznej. Fani wiedźmina twierdzą, że w średniowiecznej europie nie było Afroamerykanów. Pomijam już fakt, że doszukują się realizmu w serialu fantasy, to jednak akcja Wiedźmina nie rozgrywa się w Europie, tylko fikcyjnych krainach.
Szkoda troche, że serialowi obrywa się mocno niesłusznie
Nie filozuj. Ekranizacja, kolego, to adaptacja na potrzeby kina. I tylko tyle. W jęz. angielskim słowa ekranizacja wręcz nie ma i stosuje się słowo "adaptation". Adaptacja, jak sama nazwa wskazuje, to przystosowanie - zazwyczaj do innego środka wyrazu. Np. powieści na sztukę teatralną, czy opowiadania na film. Można, i mówi się, o dobrej, wiernej itp. adaptacji. Sam przez się termin ten niczego nie mówi o stosunku przełożenia do dzieła oryginalnego. W przypadku tłumaczenia na język kina, oba terminy w jęz. polskim masowo stosuje się wymiennie. A to, że w ostatnich latach, oderwani od realiów językowych mędrkowie na uniwersytetach usiłują dokonać w Polsce, wtórnie i sztucznie, rozróżnienia tych terminów, nie tu żadnego znaczenia. W szczególności, że mówimy o dziele anglojęzycznym, a tam takiego czegoś jak ekranizacja nie ma w języku (co najwyżej mówi się "screen adaptation" jak chce się być precyzyjnym, że chodzi o kinową adaptację).