Zanim napiszę, co napiszę, muszę przedstawić background mojej fascynacji "Wiedźminem", żeby mi nikt nie zarzucił, że jestem opłacony przez Netflixa. Książki Sapkowskiego uwielbiam, gry także, komiksy lubię. Stary serial z Żebrowskim jest taki sobie, na pewno nie taki zły, jak się powszechnie uważa, da się go oglądać.
Do pierwszego serialowego "Wiedźmina" podchodziłem z podejściem mocno fanowskim i nie byłem zadowolony, choć widziałem potencjał. Dopiero późniejsze zrozumienie specyfiki opowiadań o Geralcie i pomyślenie, że w sumie nie chcę oglądać tego samego co w książkach, sprawiło, że zacząłem się wkręcać.
Powiedzmy sobie wprost: zrobienie z dwóch zbiorów opowiadań serialu nie było łatwym zadaniem. Tym bardziej, że same wydania tych książek są zlepione tylko tak, żeby utrzymać czytelnika w pozorze ciągłości, a tak naprawdę jest to kilka niezwiązanych ze sobą historyjek z jednym bohaterem. Do dziś uważam, że opowiadania Sapkowskiego o wiedźminie to jego najlepsze dzieła i dałoby się tylko z nich zrobić dziesięcioodcinkowy serial w starym stylu, gdzie każdy odcinek byłby odrębną opowieścią, ale twórcy od Netflixa musieli wybiegać w przyszłość, pisząc scenariusz pierwszej serii, żeby potem rozwijać swoje postaci i pomysły na bazie pięcioksięgu. Połączenia trojga bohaterów w S01 faktycznie nie działają jak powinny, ale starano się to zrobić z sercem.
Drugi sezon moim zdaniem jest najlepszym. Wszystkie odcinki są zwarte inteligentnymi pomysłami fabularnymi (rodzina, wiedźma z chaty, Kaer Morhen). Twórcy mocno namieszali w stosunku do oryginału literackiego, lecz mnie, jako gościa dobrze znającego książki, to nie przeszkadzało, bo ciągle się zaskakiwałem, że jednak nie będzie tak jak w powieściach. Dodatkowo na plus zaliczam oryginalne potwory, których nie było ani w książkach, ani w grach (tutaj prawie każde spotkanie z bestiami to motyw horroru, szczególnie w pierwszym sezonie, i podoba mi się takie podejście autorów). Oczywiście pojawia się kilka nielogiczności, ale można na nie przymknąć oko.
Trzeci sezon jest najmniej dopracowany. Nie wiem, czy to kwestia ścięcia budżetu, nieciekawej atmosfery wokół serialu czy niechęci wobec planowanego odejścia Cavilla, ale to tutaj pojawiają się niedopracowania przy montażu, postprodukcji i scenariuszowych pomysłach. Ostatecznie jednak fabuła idzie dalej, odcinki ogląda się bez bólu i szkoda, że Henry odchodzi, bo człowiek się przyzwyczaił do takiego wiedźmina. Hemsworth musi potraktować tę rolę ambicjonalnie, żeby się wykazać i wypłynąć na szersze wody, ale też jako fun – lepiej, żeby na luzie próbował zrobić tę postać, nie spinając się zbytnio myślami o oczekiwaniach po Cavillu, wrzucając do niej swoje własne pomysły.
Celowo nie piszę o czarnych elfach czy gejowskim romansie Jaskra, bo tak jak jestem zmęczony poprawnością polityczną, tak też jestem zmęczony gadaniem o tym, bo można znaleźć szereg argumentów za i przeciw. Lepiej na przykład wypomnieć autorom słaby casting do postaci Yennefer czy niedopracowane CGI w trzecim sezonie.
Widzę, że o ile drugi sezon był nieźle przyjęty na IMDB, tak trzeci widzowie zagraniczni odebrali równie jak polscy. Raczej się nie podobał. Bagiński miał rację mówiąc, że uproszczają serial pod widza amerykańskiego. Scenarzyści mają rację, że hejt na nich jest przesadzony i że przecież robią adaptację, a adaptacja 1:1 rzadko kiedy się udaje. Wreszcie Sapkowski ma rację mówiąc, że oryginalny wiedźmin jest tylko jego. Jego własny, literacki. I tego się trzymajmy, lecz dajmy też szansę innym artystom, żeby zrobili znaną nam wszystkim historię na nowo, po swojemu.
Nie do końca jasno wyraziłem się w kwestii potworów w serialu. W pierwszym sezonie pojawiają się znane bestie, ale za to sceny z nimi są najbardziej horrorowe. W drugim i trzecim już mniej grozy, ale podobało mi się, że są oryginalne, nigdzie się widziane potwory (duża zasługa pomysłu z monolitami i otwarciem innych wymiarów).