Kto szuka historii, poza nazwami lub imionami nie znajdzie. Przestrzeń nie istnieje. Kiedy tylko pojawiają się dziewoje, to bzdura goni bzdurę. Kattegat to niezwykła metropolia z obwarowaniami przeniesionymi wprost z ruin stodoły i gośćmi z Afryki i Indii. Poza tym znośnie. Przypadł mi do gustu Leif, chodzący uparcie w jakichś futrzanych łachach i oślizgły Godwin. Finał niezły, choć sposób złożenia ofiary, łagodnie mówiąc niezwykle ekstrawagancki. I jak mogli tak niegodnie postąpić wobec Roba Halforda, którego nazywają Kore? Ogólnie fabularnie na pewno lepszy, niż ostatnie sezony Wikingów.